– Wiesz, to jednak dylematy moralne zajmują najwięcej przestrzeni. Aż się mózg gotuje – wybełkotałam.
Robert,odgarniając mi kosmyki włosów z mokrych policzków, wpatrywał się w moje zaczerwienione oczy. Poczułam się, jakbym nikogo innego na świecie nie miała, jakby był nie człowiekiem, a aniołem, którego fizyczności poczuć nie mogę. Za to obejmował swoją troską cały mój spuchnięty od uderzeń myśli umysł. Jak gdyby nie przytulał kobiety, tylko bezbronne, skrzywdzone dziecko. I czułam, że – jakby chcąc mi zrekompensować nienajtrafniejszy wybór w kwestii ulokowania uczuć – wtapia ciepłe dłonie w moją zmarzniętą duszę.
Chciałabym tak zasnąć, ale przebiegłe myśli mi na to nie pozwalają. Po chwili milczenia poprosiłam go, by wstawił wodę na herbatę.
– Robert, myślisz, że po prostu nie mam innych zmartwień i dlatego tak się dręczę niespełnioną miłością?
– No wiesz, tak mówią, ale z drugiej strony ty wszystkie inne sprawy załatwiasz na bieżąco.
– Pocieszasz mnie?
– Trochę. – Robert oparł pupę o blat stołu i wpatrywał się w ulatującą z czajnika parę.
– Nie masz zamiaru zaparzyć herbaty?
–Ależ mam, ale tak właśnie mnie ten widok zainspirował.
– Do czego? – Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że za chwilę usłyszę jakiś filozoficzny wywód.
– Zobacz, ty, Ivy i wasze ostatnie przeżycia są jak ta para.
– Co?
– Jakbym tego czajnika nie zdjął z palnika, to woda się wygotuje i para przestanie istnieć.
– No, ale żeś wymyślił.
– Mądrze, tylko jakoś w słowa nie mogę ubrać. – W tym czasie ruszył się i z gracją nalał wody do dzbanka, a następnie– równie teatralnie – pokroił cytrynę. Milczał, a ja nawet nie zauważyłam swojego milczenia. Bo co by było, gdyby rzeczywiście nie zgasił płomienia pod czajnikiem? Woda by się wygotowała, czajnik spalił, a może i całe moje mieszkanie przy okazji. Czy w związkach też tak jest? Jeśli nie odpuszczamy, to po jakimś czasie wszystko się wypali? Przestajemy istnieć jako MY?
A co, jeśli MY nie ma? Co, jeśli ta para z czajnika to tylko moje uczucia? Czy one kiedyś też znikną? Czy zmęczona czekaniem na niewiadomo co ulotnię się? Czasami chciałabym, żeby to już nastąpiło, żebym już odpuściła, przecież wszystkie znaki na ziemi, wodzie, a nawet na niebie, nawet na moim kawałku podłogi sugerują, że nie mam na co czekać, że wrócił do mnie tylko po jedno, że już nic nie znaczę oprócz kawałka ciała. Jestem tylko ciałem?
Żeby jeszcze moje serce poparło tezę rozumu, może pozwoliłabym sobie na zapomnienie go. Ale nie, ten kawałek serca, a raczej niestety również mógu stoi na straży mojego zakochania. Ironia: jeden mózg w głowie jednej kobiety, a tak skrajne produkuje myśli, uczucia, emocje.
– Wiola, a z czego bierze się moralność?Albo dlaczego nie chcesz pozwolić na ulżenie sobie i wyzwać go od najgorszych, życzyć mu wszystkiego, co złe? Dlaczego tak ci zależy na utrzymaniu pozytywnej opinii o nim? Przecież wiele osób twierdzi, że kocha, a jednak odpuszcza podziękowania za spotkanie osoby, która ją porzuciła, skrzywdziła itd.
– Robert, i co mi to da? Czy będę z siebie dumna, że umiem powiedzieć, jaki to on podły?
– A więc tu o ciebie chodzi, ty egoistko. – Robert zaśmiał się i roztrzepał mi przyklapnięte włosy.
– Może i tak, ale dzięki temu egoizmowi uczę się traktować ludzi tak, jak sama chciałabym być traktowana. I mało tego, powiem ci, że jeśli jakiegoś faceta odrzucam, bo nie jest w moim typie lub coś podobnego, to wiesz, wiesz, to mnie bardzo boli, jak się od razu obrażają i zrywają kontakt. No może kontakt okej, potrafię zrozumieć, ale obrażanie się? To już jakieś dziecinne, a do tego weźmy, że taki gość życzy mi wszystkiego najgorszego, wiesz, jakie to przykre…
– No coś w tym jest, ale wiesz, że nikt o tym nie myśli. Nie myśli się na co dzień, jakbym się poczuł, gdyby ktoś mi tak…
Przez chwilę znowu milczeliśmy. Chyba reczywiście tematy moralne tworzą atmosferę zadumy. Nie pamiętam, kiedy z Robertem tak mało się razem śmialiśmy. Po chwili wyszedł z letargu z podsumowaniem:
– Czyli tak, ty go kochasz, ale jedna część twojego mózgu, może nawet ta sama część mózgu, raz uważa, że on też coś do ciebie czuje i masz realną szansę z nim być, a po chwili następuje zmiana nastroju i jesteś pewna, że on nic do ciebie nie czuje. Jesteś tą niewiedzą zmęczona, a raczej jego zachowaniem, bo on ci powiedział, że nie jest zakochany i dodał ostentacyjnie, że nie możecie być razem, bo on należy do innego Świata.
Jednak po jakimś czasie postąpił wbrew swoim słowom, no ale może – myślisz sobie – że tylko seks go do ciebie przyprowadził, żana miłość! Tylko sex! Mało tego w ciągu jednej godziny, raz tkwisz w przekonaniu, że jeśli jest ci przeznaczony, to będzie z tobą, jeśli nie, to odejdzie i nie wróci. I wciąż ci mało, więc starasz się utrzymać myśl, życzenie, aby jego marzenia się spełniły.
Problem w tym, że jeśli jego marzeniem jest wrócić do swojego rodzinnego kraju, to go nigdy więcej nie zobaczysz. I tu jest pies pogrzebany. Wiola, ty musisz mu pozwolić odejść z twojego umysłu. Sama go tam uwięziłaś nadzieją na związek z nim. Przecież pragniesz jego szczęścia, bo naczytałaś się i wiesz, że jak człowiek kocha, to pozwala odejść. Hm, wiesz co mi się przypomniało?
– Co? – zapytałam głosem osoby bardzo zmęczonej i zrezygnowanej.
– Jak twój mąż pozwolił ci wyjechać do Niemiec, gdy jeszcze się krótko znaliście. Ogólnie to on na wszystko ci pozwalał. Ale wtedy miałaś do niego o to żal, bo cię nie zatrzymywał. Może on był po prostu cierpliwy i wierzył, że jak masz do niego należeć, to wrócisz?
– Robert, żal miałam, ale ja i tak bym wróciła, bo pojechałam tylko do pracy, a że wróciłam szybciej, niż planowałam, to już inna bajka. Widocznie tak miało być, że ten wyjazd był lipny.
– No właśnie, może Ivy też wróci, bo sam dojdzie do wniosku, że co innego być tam na urlopie, a co innego wrócić i mieszkać. Może masz rację, może jedni rodzą się z umiejętnością szczerego życzenia szczęścia, nawet jeżeli tego szczęścia nie będą dzielić z nami?
– Ja na pewno muszę się tego uczyć, tylko tyle wiem. Bardzo pragnę, aby przychodziło mi to z łatwością, ale jeszcze tak nie jest. – Na słowa Roberta o powrocie Ivy’ego nawet nie chciałam reagować.
– Wtedy czułabyś się lepiej?
– Gdybym mu pozwoliła odejść ze swojego umysłu?
– No…
– Tak, bo ta umiejętność dałaby mi wolność, a tak jestem uwięziona nie tylko w dylemacie: marzyć przed snem o tym, że jesteśmy parą, czy nie…
– Zaraz, zaraz, to marzyć ci też nie wolno? – Znam tę ironię w głosie Roberta, jak mi jej brakowało!
– Oj, wolno! Bo kto mi niby zabroni, ale wiesz – wyszeptałam – chodź, powiem ci coś na ucho, bo jak inni usłyszą, to powiedzą, że mi już całkiem odbiło.To, co teraz powiem, powiem tylko tobie: wierzę, że mamy taką moc, że jak czegoś pragniemy, to się spełni. I co, jeśli jego marzenie się nie spełni, bo moje stoi w sprzeczności z jego marzeniem, a moja wiara, moje pragnienie będzie silniejsze niż jego i tak mu się poukłada, że zostanie tu i będzie musiał tu mieszkał, bo coś tam… I niedaj Boże nie będzie mógł żyć beze mnie?
– O kurczę, Wiola, ale ci odbiło. – I w końcu nastąpił moment, w którym zaczęliśmy się głośno śmiać.
No cóż, żeby życzyć komuś spełnienia marzeń, najpierw trzeba je poznać, co ułatwi sprawę obu stronom. I nie mamy wpływu na życie drugiego człowieka, bo siła tkwi w nas. Nawet gdybym wychodziła ze skóry, to do miłości nikogo nie zmuszę, a manipulacji nie polecam. Dlatego najlepszym lekarstwem jest dać komuś wolność, wolność mentalną, nauczyć się żyć w teraźniejszości i tak, aby być z siebie dumnym.
Nawet gdy się kocha bez wzajemności, polecam pozwolić SOBIE na wolność i dać sobie szansę na szczęście, doceniając każdą minutę życia. Wiem, że nie jest to proste i trzeba wysiłku, żeby uzyskać pozytywny rezultat, ale czas nam przeznaczony upływa tak szybko, szkoda go skracać.
– Więc, Wiola, nie masz innego wyjścia, jak go zapytać o to, czego on dla siebie pragnie.
– Myślisz, że powie mi prawdę? – Ojej, znowu odezwało się serce żyjące nadzieją.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl