Ruszyłam przed siebie.
Jeszcze nie wiedziałam, dokąd pójdę, a właściwie – w którą stronę do domu, ale szłam. Bałam się i szłam, marudząc pod nosem, że nikt nie będzie mnie tak upokarzał.
– Czyś ty zwariowała? – wykrzyknął Robert, kiedy opowiedziałam mu o wszystkim. – Sama? Autostradą? Nie możesz chociaż raz przełknąć śliny i schować dumy do kieszeni? A gdyby coś ci się coś stało?
– Ale się nie stało – nie dałam mu skończyć. – I to nie była autostrada, tylko ekspresówka – krzyknęłam. – Chociaż mało brakowało.
– Jak to: mało brakowało? Chcesz, żebym jeszcze bardziej bał się o ciebie?
– No, ktoś musi – wtrąciłam i zaczęłam opowiadać o tym, jak dwóch facetów jechało za mną Golfem. – Robert, serce miałam na dłoni, a ty jeszcze na mnie krzyczysz. Co miałam zrobić? Stać i patrzeć, jak jakaś pinda go obmacuje, a jemu to odpowiada?
– To jak to dokładnie było? – zapytał w końcu, a mnie aż skręcało, aby opowiedzieć mu o wszystkim.
– Pojechaliśmy do baru jego znajomego – zaczęłam. – Mówiłam ci, tam, gdzie Bolek skradł dla mnie ten obraz z Madonną malowany na lustrze. Rozmawiałam z Bożeną, gdy podeszły do niego jakieś jego znajome. Buziaczki, przytulanki. Nagle złapał za tyłek jedną z nich. Wstałam więc i chwyciłam jego koszulę tak, że prawie wszystkie guziki odpadły. Powiedziałam, że jestem tu, że wszystko widzę i że sobie tego nie życzę.
– A on?
– Najpierw był w szoku. Miałam wrażenie, że cały bar ucichł. Barman spojrzał na mnie z niedowierzaniem; nie wiem, może bał się, że Bolek zaraz oberwie ode mnie? Bolek patrzył tylko. Puściłam go i wróciłam do rozmowy z Bożeną. Wtedy podszedł do mnie, rzucił mi kluczyki do auta i powiedział, że mam tam na niego zaczekać.
– Już widzę twoją reakcję – zaśmiał się Robert. – Chyba mało cię jeszcze znał. Z drugiej strony –wiesz przecież, że w jego kulturze kobieta znajduje się na ostatnim miejscu.
– Robert, nigdy wcześniej tak się nie czułam w jego towarzystwie! Nie wiem, co mu odbiło. Wszyscy jego koledzy wiedzieli, że jestem jego kobietą i że należy mi się szacunek. Gdy kiedyś podczas seksu zwróciłam się do niego imieniem mojego pierwszego męża, to owszem, ubrał się i wyszedł, ale następnego dnia rano zjawił się z kwiatami. Adorował mnie bez względu na okoliczności. Nie wiem, co mu tym razem odbiło.
– No cóż, każdemu zdarzają się błędy. Musiałaś go od razu za chabety, tak przy wszystkich?
– A on to co? Na osobności obmacywał inną? Nikt tego nie widział? Nie pozwolę, aby ktoś o mnie mówił: „Ale biedna! Ale głupia, że sobie na to pozwala!”.
– W sumie tak – westchnął Robert. – Poczekaj chwilkę, tylko zamknę okno, bo zaczyna wiać. Chyba nadciąga burza.
– OK – odparłam tylko.
Gdy opuścił pokój, zaczęłam zastanawiać się, czy dobrze zrobiłam. A gdyby faktycznie moja duma doprowadziła do fatalnego zakończenia? Kim w ogóle byli ci faceci? A może to on kazał im za mną jechać?
– Już jestem – usłyszałam za plecami. – Oczywiście kazałaś mu wsadzić sobie gdzieś te kluczyki? – wrócił do historii i zaczął się śmiać.
– Nie inaczej – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Odsunęłam je od siebie i wstałam. Wychodząc, tak trzasnęłam drzwiami, że cała buda się zatrzęsła. Minęłam kilka domów i zobaczyłam znak na Essen, więc poszłam.
– Długo tak szłaś?
– Nie, chociaż wówczas wydawało mi się, że trwa to całą wieczność. Może z dziesięć minut, może z piętnaście, gdy szanowny pan i władca wyminął Golfa i zatrzymał się tuż obok mnie.
– Ile razy powtórzył, żebyś wsiadł? – zaskoczył mnie Robert pytaniem. Tak dobrze mnie znał!
– Kilka – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. – Za bardzo się bałam. Odwiózł mnie pod dom i odjechał z piskiem, ale tylko po to, aby za pół godziny wrócić i przeprosić.
– A ile razy się godziliście? Tylko mi nie mów, że nie przyjęłaś przeprosin.
– Trochę się poboczyłam, ale postanowiłam darować mu ten jednorazowy wybryk, bo przecież nie jest ani moim mężem, ani nie planowaliśmy wspólnej przyszłości. To miał być zwykły romans.
– A gdyby był twoim mężem albo stałym partnerem? – dociekał.
– Hmm, może też bym odpuściła, ale na pewno tylko raz. Nie chcę widzieć takich obrazków. Do niczego nie są mi potrzebne. Ujmują mojej godności i trafiają w moje ego, zaniżając poczucie własnej wartości.
– Wiele kobiet pozwala sobie na o wiele gorsze rzeczy.
– Niestety – przytaknęłam – ale tylko dlatego, że nie znają innego życia, boją się zmiany, boją się, że sobie nie poradzą. Widzisz – zaczęłam mu tłumaczyć – wszystko sprowadza się do poczucia własnej wartości. Kobiety, które latami są poniżane, mają wpojone, że same nie będą w stanie sprostać życiu, przez to trwają w patologicznych związkach. Z drugiej strony uważam, że granice ustala się początku. Jeśli powiesz „Nie” i nie odpuścisz, jest większa szansa, że sytuacja taka jak z Bolkiem więcej się nie powtórzy.
– A czy to nie wynika z tego, że kobiety uzależniają się od swoich mężczyzn? – drążył Robert zaciekawiony.
– Oczywiście, że tak! – odparłam z zapałem. – Robert, i to na każdej płaszczyźnie! Mentalnie, materialnie i psychicznie, choć psychiczne uzależnienie jest chyba o wiele gorsze!
Po wielu latach od tamtej historii z Bolkiem wiem to na pewno. Dziś przyznaję, że byłam uzależniona od swojego drugiego męża – najpierw psychicznie, potem finansowo. Gdy opuścił mnie pierwszy mąż, a ja byłam w ciąży, nie mogłam zrozumieć, czego brakowało mi jako kobiecie; w czym ta drga była ode mnie lepsza. Może faktycznie, jak sam skwitował to podczas jednej z rozmów, ze mną nie mógł usiąść wieczorem i wypić kilku piw, tak jak robił to z kochanką. Odrzucenie w pierwszym okresie bolało bardzo, więc gdy zakochał się we mnie mój drugi mąż, poczułam się ważna, pociągająca i tak bardzo dumna, że ktoś mnie zechciał i że do kogoś przynależę. Tak bardzo zatraciłam się w tych odczuciach, że zapomniałam o sobie; o wszystkim, co sobie zaplanowałam, o swoich marzeniach, celach, a czasami nawet o tym, jak ważne jest poczucie własnej godności.
Czy rzeczywiście potrzebujemy adoracji, aby poczuć się lepiej? Co dzieje się, gdy komplementy wybrzmią, a do związku wkrada się rutyna? Pamiętając emocje, jakie towarzyszyły mi w pierwszym roku od poznania mojego drugiego męża, myślę, że adoracja pomaga, ale nie na długo i że taka forma terapii nie jest wystarczająco efektywna.
Mój drugi rozwód dla większości osób z naszego otoczenia wydawał się nagłą i niespodziewaną decyzją. Może nawet mojemu mężowi. Tylko Robert wiedział, że tak nie było, i że do odejścia od ukochanego przygotowywałam się jakieś dziesięć lat. To długo czy krótko, biorąc pod uwagę, że żyłam z tym mężczyzną dwanaście lat?
My, kobiety, mamy jedną wadę. Nazywa się nadzieja. Mamy nadzieję, że on się zmieni (zamiast zacząć zmieniać siebie), że więcej nie uderzy (zamiast zgłosić bicie odpowiednim organom ścigania), że zachowuje się tak z powodu stresującej pracy (zamiast udać się do terapeuty), że przestanie pić i molestować psychicznie (zamiast spakować się i wyjść).
Żyłam nadzieją, że kiedyś zabierze mnie ze sobą, gdy kolejny raz zdecyduje się wyjechać za granicę, że wciąż mnie kocha, że nie uderzy, że przyjedzie, że wesprze. Któregoś dnia dotarło do mnie, że odszedł z naszego związku już dawno i że iluzją są nasze wspólne plany, bo tak naprawdę stały się tylko moimi planami. „Skoro nie ma miłości, namiętności, a nawet rutynowego seksu – pomyślałam wtedy – a pojawia się okazja, by się rozstać, może czas ją wykorzystać?” I tak zrobiłam.
Powinnam być dumna z siebie, prawda? I byłam, ale dopiero wtedy, gdy nagle umilkł jazgot ostatnich miesięcy, mój syn był już zdrowy, a ja kupiłam i wyremontowałam mieszkanie, w którym szczęśliwie zamieszkaliśmy, i podjęłam dobrze płatną pracę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że jestem sama, że już do nikogo nie należę. Dopiero wtedy zaczął się koszmar.
Samotność. To słowo odmieniałam przez wszystkie przypadki. Pewnego wieczoru emocje sięgnęły zenitu i omal nie doprowadziły mnie na samo dno.
Po pierwszym rozstaniu popadłam w depresję i dosłownie przespałam sześć miesięcy, rujnując swoje zdrowie. Po drugim nie mogłam sobie na to pozwolić; miałam syna, który mnie potrzebował, poza tym podjęłam przecież pracę.
Dziś zaliczam to do swoich sukcesów, ponieważ dotarło do mnie, że uzależnienie finansowe od męża nie było zbyt mocno we mnie zakorzenione i świetnie sama sobie poradziłam, czego, niestety, nie mogę powiedzieć o uzależnieniu psychicznym. Ponownie cisnęłam swoją dumę w ciasny kąt i poprosiłam męża o powrót, choć ani on mnie już nie znał, ani ja go już nie znałam. Zgodziliśmy się na rozwód, a nasze dobre późniejsze relacje stały się sprzymierzeńcem w pogrążaniu siebie samej, bo i tym razem nie mogłam pogodzić się z odrzuceniem.
Do czasu, gdy pojawił się nowy mężczyzna w moim życiu. To był krótki romans, który ponownie utwierdził mnie w przekonaniu, że jestem wartościową kobietą. Choć zakończył się z przyczyn od nas niezależnych, zapoczątkował moją długą drogę do poznawania siebie.
Niektórzy mężczyźni pojawiają się po to, aby nam uświadomić, że jesteśmy więcej warte niż trwanie w toksycznych związkach; że jesteśmy silne i możemy otworzyć się na siebie. Poszłam tą drogą i chociaż nie raz czułam się samotna, umiałam sobie poradzić z destrukcyjnymi emocjami, które prowokują nas do irracjonalnych zachowań. Tylko od stopnia rozwoju samoświadomości zależy nasza siła, która pomaga przeciwstawić się decyzjom, jakich nie podjęłybyśmy, będąc w stanie równowagi emocjonalnej.
Był moment, w którym marzyłam o tym, aby mój już były mąż powiedział, że mnie kocha. Pewnego dnia zapytałam siebie z przestrachem: „Ale dlaczego?”. Nie wiedziałabym, co zrobić, gdyby marzenie się spełniło.
Bo czy te dwa słowa przywróciłyby uczucia i zapoczątkowały nowe, wspaniałe, wspólne życie? Czy coś by zmieniły? Czy nas by zmieniły? Czy chciałabym obserwować jego zachowanie przez kolejne lata? Czy już zapomniałam, dlaczego chciałam rozwodu? Czy nie wierzę ani w siebie, ani w to, że mogę wieść życie, jakiego pragnę, a w przyszłości stworzyć z kimś udany związek?
Dopóki nie nabierzesz zaufania do siebie, nie możesz oczekiwać zmian. Nikt nie mówi, że początek jest łatwy, ale gdy przeszłość, strach i lęk zostawisz za sobą dostatecznie daleko, uczucie wolności nabierze całkiem innego znaczenia.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl