Lubimy oceniać innych.
Robert jest w tym mistrzem. Nie robi tego często, ale są sprawy, które – jak mówi – „nie mieszczą się w jego pojmowaniu”. Wówczas rzuca się jak ryba w sieci i pławi się w swojej inteligencji, aby na koniec stwierdzić: „Ludzka naiwność nie dotknęła dna”.
Jakiś rok temu niemal pokłóciliśmy się na śmierć i życie. Rozsądek jednak zwyciężył i postanowiliśmy nie rozmawiać na temat Jolki, jego koleżanki, która doświadczyła traumatycznego przeżycia, gdy pewnego dnia udała się na wizytę kontrolną do lekarza rodzinnego. Okazało się, że została przyjęta przez – jak to określiła – „młodzieńca, który beznamiętnie patrzył na jej skruszałe przez czas ciało”. Jolka popadła w furię, której Robert nie bardzo rozumiał. Twierdził bowiem, że lekarz nie jest od adoracji jej wdzięków, lecz od postawienia twardej diagnozy. I że Jolka powinna być szczęśliwa, że jest zdrowa. I że jej ciałem niech zachwyca się jej mąż.
– Powariowałyście na punkcie białych fartuchów! – krzyczał Robert. – Najpierw mundury, a teraz faceci w kitlach!
– Robert, nie ma problemu, możesz sobie kupić taki fartuch i przychodzić w nim na śniadania do kantyny – kpiłam z niego. – Tylko uważaj, bo zazdrość jest jak różowe landrynki – smakują, gdy je ssiesz, ale nawet nie zauważasz, jak rosną ci boczki.
– Ja – zazdrosny? Proszę cię! Chciałbym tylko, abyś wyszła po za schemat – dodał. Zrobił pauzę, uprzedzając mnie tym samym, że zaraz będzie rąbał drzewo i polecą wióry. – Lekarze są trendy, to i ja, Wioletta, chcę lekarza. Będę miała darmowe konsultacje co noc…
– Nie przeginaj! – ostrzegłam. – Nie przeginaj, bo swego czasu sam miałeś parcie na tę pielęgniarkę, która tak doskonale robiła ci zastrzyki.
– Bo robiła!
– Ciekawe, co jeszcze ci robiła – powiedziałam z przekąsem. Nie chciałam pozostawać mu dłużna.
– Wszystko chciałabyś wiedzieć i wszystkiego spróbować. Nic ci nie powiem. Rok temu Jolka, a teraz ty! – odbijał piłeczkę. Wynik 1:1 nikogo nie satysfakcjonował.
– A co ty sobie wyobrażasz, że o czym myślą kobiety, gdy z namiętności w związku pozostaje tylko wzruszenie ramion? – zapytałam, zdruzgotana jego brakiem empatii wobec mnie.
– Już wiem, Jola mi powiedziała. Szukacie lekarza, który nie tylko będzie podziwiał wasze wciągnięte brzuchy, lecz także was przeleci.
Robert zaczął machać rękami. Miałam wrażenie, że zaczyna go dusić para, która uwalniała się z moich uszu. Dotarło do mnie, że jego nieskładna frustracja ma głębszy wydźwięk. „Cholera – pomyślałam. – No tak, to wina Jolki, która swój ciężar zrzuciła na Roberta, a on od roku nie umiał się go pozbyć. Moje fantazje związane z lekarzem, którego równowaga emocjonalna zachwiała moimi emocjami, były tylko pretekstem. Znam Roberta, mimo to chęć wygrania tej słownej potyczki wzięła nade mną górę. Nie mogłam sobie wybaczyć, że poddałam się jego nastrojowi. Zaczęłam gotować się jeszcze bardziej i miotać między słowami.
– No wiesz, to nie tak jak myślisz..
Robert wstał i podszedł do okna. Popatrzył na zakurzony parapet.
– Sorry – powiedział – nie chciałem być taki surowy. Nie wiem, może za dużo tej ludzkiej naiwności, która nie sięgnęła dna. Wiesz, jak to jest.
– Chcesz coś do picia? – zapytałam i poszłam do kuchni.
– Dlaczego muszę patrzeć, jak mój najlepszy przyjaciel całuje swoją żonę? – zapytał, gdy zalewałam herbatę.
– O, kurczę! – krzyknęłam niespodziewanie.
– Oparzyłaś się? – wystraszył się Robert. A może bał się tego, że będzie musiał patrzeć, jak jakiś przystojny lekarz robi mi opatrunek? A może moich maślanych oczu skierowanych w stronę białego kitla?
– Nie, nie, tylko przelałam – powiedziałam. – Nic się nie stało.
Robert zaczął wycierać blat.
– To dobrze, to bardzo dobrze – usłyszałam. Chyba mu ulżyło.
– Szukasz odpowiedzi na pytanie, dlaczego mimo zdrady z nią jest? – dokończyłam jego pytanie.
– Zraniła dwie osoby. Dała popis kłusownictwa seksualnego najlepszej jakości. To po prostu nie mieści się w moim pojmowaniu. Jak można iść później do łóżka z mężem? Jak można wrócić do domu jakby nigdy nic? No jak?
To pytanie pozostało w moim umyśle. Dlaczego przysięgamy sobie wierność? Dlaczego używamy słów z góry skazanych na porażkę? Dlaczego nie możemy zmienić ich na: „Będę się starał i uczynię wszystko, ale nie obiecuję”? Dlaczego wierzymy w monogamię, skoro jest ona tak unikatowa w naturze, a potem trafiamy na czarny rynek, na którym kłusownictwem seksualnym zajmuje się niemal połowa społeczeństwa? Dlaczego ulegamy kłusownikom?
„Cudzołóstwo okazuje się złożonym, ale bardzo powszechnym zjawiskiem. Tematyką tą zajmują się naukowcy na całym świecie – nic dziwnego, w końcu zdrada jest zjawiskiem powszechnym i dotyka ludzi mieszkających w każdej szerokości geograficznej i – jak pokazuje historia – dotykała każdego pokolenia. Może faktycznie pierwszym znaczącym problemem jest to, że jako społeczeństwo nie separujemy monogamii społecznej od monogamii seksualnej?” – „Chemia między nami”.
Czy powinniśmy to zrobić?
Ależ my już to robimy! Przecież większość ludzi, która uprawia seks pozamałżeńskim, zachowuje to w tajemnicy. Któż nie słyszał o naiwnych kobietach, które wierzyły, że on się w końcu rozwiedzie? Mijały lata, a on wciąż pokazywał się na bankietach ze swoją prawowitą nałożnicą?
Przyjaciel Roberta, Rafał, też poprosił, aby Robert nikomu nie mówił tego, co usłyszał od Jolki. Mało tego! Tłumaczył ją tym, że przez długie miesiące ją zaniedbywał; że zajęty pracą zapomniał, jak silnym wiązadłem w związku jest namiętność. Tłumaczenia Rafała wydawały się Robertowi niedorzeczne, ponieważ małżeństwo powinno takie problemy rozwiązywać zanim dojdzie do popełnienie niewybaczalnych gestów.
Statystyki pokazują, że ponad 60% mężczyzn nie wierzyło, że są zdolni do zdrady, dopóki im się nie przydarzyła (Jolka zapewne też nie wierzyła). Ale ulegli polującej kobiecie. Tak, tak, nie tylko panowie zdradzają. (W Ameryce Południowej 40% kobiet próbowało odbić czyjegoś partnera, by przeżyć krótki romans). Kult cnotliwej kobiety jest stosunkowo niedługi – aż do XVIII wieku uważano, że to my, kobiety, motywujemy do grzechu, i to my wiedziemy panów na manowce. No ale naukowcy zrobili swoje i okazuje się, że w praktyce piłka raz znajduje się na naszej połowie, raz na męskiej stronie boiska. To nie najchlubniejsza rywalizacja, chociaż niektóre instytucje zapewne byłyby dumne z osób, które mają wszelkie predyspozycje do przeżywania romansów poza związkiem, a jednak po zawarciu małżeństwa są wysoko zmotywowani, aby trwać przy jednej partnerce/jednym partnerze i żyją długo i szczęśliwie (statystyki przedstawiają L. Young i B. Alexander).
Nie jest żadnym odkrycie również to, że od wieków nie tyko kler próbował wziąć w ryzy naszą rozwiązłość seksualną. XIX wiek to początek kultu małżeństwa partnerskiego, charakterystycznego dla klasy średniej. To właśnie wówczas seks stał się przykrym obowiązkiem kobiety, który mężczyźni rekompensowali sobie w legalnych domach publicznych. Niestosowne zachowanie zazdrosnej kobiety zaczęto uzasadniać dopiero w latach 20. XX wieku. Odkryto wówczas, że kobiety mają pragnienia erotyczne! Tak, tak, moje drogie, nasze wyzwolenie seksualne ma stosunkowo niedługie korzenie i może dlatego staramy się z taką zawziętością nadrobić zaległości, nie tylko zdradzając swoich partnerów, lecz także robiąc im karczemne, publiczne awantury z powodu ich flirtów. Man nadzieję, że ten fakt złagodzi nieco frustrację wielu mężów, którzy są bogu ducha winni, bo „oni tylko oczami”.
Nie wiem, czy cel został osiągnięty, ponieważ kobiece wyzwolenie seksualne nie miało na celu karać niewiernych i dostarczać powodów do zbaczania z drogi cnoty, lecz rozpalać ogień namiętności w związkach. Zwolennicy tej teorii głęboko wierzyli, że wyzwolenie odbiera powody do zdrady, oznajmiając: „Od dziś we własnym domu możecie dostać wszystko, o czym marzycie!”. Czy to się udało czy – nie oceńcie sami w ciszy i spokoju własnych umysłów. Ja się tego nie podejmę, bo i tak trudno mi będzie zasnąć po skończeniu tego artykułu.
Dziś małżeństwo ma zaspakajać potrzeby obojga partnerów. Oczekujemy, że on lub ona dostarczą nam wszystkiego, aby poczuć spełnienie. Czy jest to możliwe? Czy jedna osoba jest w stanie zaspakajać nas na wszystkich płaszczyznach? I co ma wspólnego ze zdradą nasz mózg?
Patrz oto stoi przed tobą ideał kobiety/mężczyzny. Postać – być może spotkana gabinecie lekarskim – posiada wszystkie przymioty, które pobudzają twoje zmysły. Jeszcze nie wiesz, bo nie przeczytałeś artykułu do końca, że właśnie rozpoczynają się działania neurochemiczne. Uwalniane są oksytocyna i wazopresyna, dopamina kapie do jądra półleżącego i czujesz motywację, aby poderwać lekarkę lub – jak w moim przypadku – lekarza. Jednak w tym momencie odzywa się strażnik twojej wstrzemięźliwości: mózg racjonalny. Kalkulujesz. Dociera do ciebie, że ta piękna istota to kobieta prawnika, który prowadzi twoją sprawę w sądzie. Ale to nie wszystko. Przypominasz sobie, że jesteś żonaty, i chociaż po namiętności w związku pozostały tylko blade wspomnienia, nie wyobrażasz sobie życia bez żony; kochasz ją za to, że jest, że wytrzymuje z tobą. Nie pogodziłbyś się z utratą kogoś tak ważnego w twoim życiu, podobnie jak z utratą połowy majątku i oddaniem jaguara stojącego w garażu. Już otworzyłeś usta, ale niezbyt miła wizja przyszłości zamyka ci je z powrotem. Żegnasz kobietę miłym uśmiechem. „To właśnie samokontrola. Twoja kora przedczołowa porozumiała się z ciałem migdałowatym, brzuszną częścią nakrywki śródmózgowia oraz jądrem półleżącym, i powiedziała: Przestań. Zderzyłeś się z dylematem pragnienie – rozum i wybrałeś rozum” – „Chemia między nami”.
A czy wiesz, że po roku lub dwóch latach, stając w obliczu tej samej sytuacji, obok tej samej kobiety, może wydarzyć się zupełnie coś innego? Możesz ocknąć się dopiero wtedy, gdy ona będzie zapinała biustonosz?
Jestem skłonna uwierzyć niemieckim naukowcom (neurobiologom Esther Diekhof i Oliverowi Gruberowi), że przecież rodzimy się po to, aby robić sobie dobrze. Nagroda pozyskana za podjęcie każdego działania po prostu nam się należy. Gdy opowiedziałam mojej przyjaciółce o spotkaniu z empatycznym lekarzem, z entuzjazmem w głosie zapytała, dlaczego nie umówiłam się z nim na kawę; co mi zależało. No właśnie? Dlaczego nie zrobiłam tego?
Z całą świadomością mogę stwierdzić, że większą nagrodą było dla mnie pozostawić po sobie dobre wrażenie. Poza tym – nie zniosłabym odmowy. Poflirtowałam sobie i wycofałam się do swojej skorupy. I chociaż nikogo bym w tym momencie nie zdradziła (no chyba że moje wyobrażenie o spotkaniu tego jedynego), w obliczu dylematu pragnienie – rozum jądro półleżące i brzuszna część nakrywki śródmózgowia były wyciszone. Mało tego! Naukowcy udowodnili, że gdy masz ochotę na zdradę, ale się wycofujesz, robisz to dlatego, że pojawiają się negatywne sygnały z kory przedczołowej – jest to charakterystyczne dla osób o niskiej impulsywnością, które nie szukają nowości i zmian.
Jeśli więc celem osób spokojniejszych jest utrzymanie monogamii, jest większa szansa, że dotrzymają one danego słowa. Dlaczego? Ponieważ są ukierunkowane na długofalowy cel. Tyle że ja nie powiedziałabym o sobie, że jestem osobą mało impulsywną, może więc jest to kwestia nagrody? Czy jest ona wystarczająco atrakcyjna, aby dać się skusić?
Powróćmy do sytuacji, w której po dwóch latach ona zapina biustonosz. Nie od dziś wiadomo, że istnieje wiele sposobów na osłabienie połączenia kora przedczołowa – jądro półleżące. Wybrane z nich to alkohol, stres lub uwolnienie się oksytocyny. Nietrudno o jej zwiększenie, gdy druga strona odwzajemnia twoje zaloty albo okazuje ci całą sobą, że jest gotowa na romans. No i bum, stało się, a ty masz tylko nadzieję, że nikt cie nie zobaczy, gdy będziesz wychodził z hotelu. Oczywiście taki jednorazowy akt nie zmienia twojego nastawienia do małżeństwa (czasami nie zmienia go nawet notoryczna zdrada), co jest spowodowane stresem wywoływanym chociażby samą myślą o separacji.
Uzależnienie to nie tylko nikotyna czy narkotyki; to również małżeństwo, o czym pisałam w poprzednich artykułach.
– To jest odpowiedź na twoje pytanie, Robercie. Rafał mógł zostawić żonę, ale za bardzo się bał tego, co może stracić. Dlatego musiał dokonać wyboru. Myślę że niełatwego.
Gdyby tak się zastanowić, tłumaczenia w momencie przyłapania na zdradzie typu: „To był tylko seks”, „Taki jestem” lub: „Tak już jest”, „Nie wiem, jak do tego doszło” są głęboko uzasadnione – w strukturach naszych mózgów. Dalej sięgać naprawdę nie ma potrzeby.
To, że zostałeś zdradzony (lub zostałaś zdradzona), nie powinno zaniżać poczucia twojej wartości. Nie obawiaj się, i z tobą, i z osobnikiem dopuszczającym się zdrady wszystko jest w normie, przynajmniej pod względem neurobiologii. Gdy w związku minie szał ciał, odzywają się nie tylko potrzeby, lecz także geny.
Tak, moi drodzy, kolejną niespodziankę zafundowali nam amerykańscy naukowcy. Jeśli ktoś ci powie: „Sam nie wiem, dlaczego to zrobił” (jak w przypadku Jolki, która na powiernika wybrała sobie Roberta, przyjaciela jej męża), to musisz mu uwierzyć. O ile można przeciwstawić się mało atrakcyjnej nagrodzie, na geny nic nie poradzimy; z genami nie wygramy.
Nie mogę wszystkiego opisać, bo od cyferek i przeprowadzonych badań mnie samej zaczyna przewracać się w głowie, w każdym razie wyniki wyraźnie wskazuje, że osoby lubiące podejmować ryzyko, a co za tym idzie – zdradzające – posiadają powtarzające się sekwencje receptora D4. „Osoby mające jedną lub więcej wersji tego genu z siedmioma lub większą liczbą powtórzeń (7R+) mają tendencję do poszukiwania przygód, nowości, silnych wrażeń. W mózgach osób mających powtórzenia 7R+ występują różnice w dystrybucji dopaminy i jej receptorów oraz sposobie ich działania w obwodzie nagrody i korze przedczołowej” (badania przeprowadził zespół badaczy z Uniwersytetu Binghamton w stanie Nowy Jork i Uniwersytetu Stanu Georgia). Ale to nie wszystko.
Adiunkt na wydziale psychologii na Harvardzie, Joshua Buckholtz, badał osoby z niższą liczbą receptorów dopaminy D2. Stwierdził, że „takie osoby nie mają maszynerii niezbędnej do wyciszenia takich sygnałów dopaminy, tak więc uwolnienie kolejnych dawek dopaminy wywołuje nadmierny popęd do uzyskania tego, co pobudziło sygnał dopaminowy. Są bardziej podekscytowane, gdy widzą bodziec kojarzony z nagrodą”. Niestety, jak sam Buckholtz zauważył, wiedza na temat działania receptorów dopaminy u ludzi jest zbyt chaotyczna. Nie możemy jednoznacznie winą za zdradę obarczyć gen D4 lub niską liczbę receptorów D2. Co nie wyklucza, że – jak ujął to adiunkt „wariacja na poziomie behawioralnym” pomiędzy ludźmi „związana jest z wariacją na poziomie neurobiologicznym”.
Nie obawiaj się jednak; posiadanie tych cech nie wyklucza cię z kręgu monogamistów. Mamy przecież jeszcze silną wolę i monogamię społeczną, która niejednokrotnie wskazuje, co jest w życiu moralne.
A tak swoją drogą: może by tak powrócić do egzekwowania wierności poprzez kary? Sądowne orzekanie o winie i wysyłanie na ciężkie roboty? Hmm… Ale z drugiej strony może lepiej osądzać takie prawy w zaciszu czterech ścian? Po trzydziestu dniach nierozmawiania i niespółkowania kara zostaje umorzona, grzech wybaczony, a wycieczka do Peru staje się adekwatną rekompensatą.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl