– Najgorsze było to, że po jego wyjściu się rozpłakałam – powiedziałam do Roberta. – Nie mogę znieść myśli, że za nim tęsknię, że chcę, aby tu był. Tylko sama nie wiem, po co miałby tu być. Przecież oprócz seksu tak naprawdę nic nie wnosi do mojego życia. Nic do mojego życia nie wnosi – powtórzyłam. – No, może rozwija moją wyobraźnię. Te wszystkie przelotne miłostki, którymi się karmię niczym alkoholik lub ćpun, pomagają mmi odlecieć, tuż przed snem przenosić się w świat, który nie istnieje. Dzięki tym ulotnym, ale burzliwym stanom zakochania, prowadzę w swojej głowie dialogi, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Ba! Bez tego haju nawet bym ich nie wymyśliła – tak jestem uzależniona. Robert jestem narkomanką!
– To dla mnie żadna nowość. – Robert spokojnie mielił kawę w młynku, który kupił w sklepie z antykami.
– O żesz ty – warknęłam na niego. Spodziewałam się, że zaprzeczy.
– Wiola, co ty opowiadasz? Przecież pragniesz tylko miłości, stabilizacji…. No co, wolisz, żebym cię okłamywał? – Roześmiał się i zaczął snuć swoje mądrości, których wcale nie chciałam słuchać.
Dziś chciałam cierpieć z miłości, a jego powinnością jako mojego przyjaciela było pogłębiać mój fatalny nastrój. Ale nie, dziś Robert miał inne plany. Dziś chciał, abyśmy pojechali na festyn i patrzyli na syczące niemieckie kiełbaski, pękające na rozżarzonych kamieniach. Miałam chęć na pękającą kiełbaskę, ale tę znajdującą się między naprężonymi udami Ivy’ego.
– Dziś wolę! – wysyczałam przez zaciśnięte gardło.
– Nic z tego, moja droga. Po pierwsze, nie jesteś nieuleczalnie chora, to tylko stan zauroczenia, zakochania. Pochałaniasz to uczucie, aby zagłuszyć swój niepokój.
– Jaki niepokój? Co ty bredzisz! – Drażniło mnie każde jego słowo, a już na pewno to, którym tłumaczył moją niedyspozycyjność do prowadzenia szczęśliwego życia.
– Wiola, najpierw Nieznajomy i wielka miłość, teraz Ivy. Mało tego! Ivy, którego poznałaś, gdy byłaś uczuciowo związana z Nieznajomym.
– Bo to taka miłość dojrzewająca…
– Proszę cię – przerwał mi Robert. – Zlituj się nade mną. Wiem, że dziś boli cię to, co zrobił, ale jako dorosła dziewczynka wiesz, że łączą was tylko seks, pieprzenie, nocny sport, jak to określiłaś w wiadomości, którą mu naskrobałaś. To tylko pociąg fizyczny.
– Oj, no i co, nie pozwolisz mi myśleć inaczej? – jęknęłam. – W każdej kwestii, w każdej płaszczyźnie życia mam być tak do bólu racjonalna?
– Nie, nie musisz. – Robert podsunął mi filiżankę pod nos. Aromat kawy wypełnił cały dom. – Proszę, napij się i pomyśl, czy któryś z twoich facetów zaparzył ci kiedykolwiek chociaż rozpuszczalną. A może kupił świeże bułki? Albo zapytał, czy przykręcić ci lampy?
– Daj spokój, przecież wiesz, że nie. – W moim mózgu zaczęły się pojawiać szyldy z wypisanymi wadami Ivego.
– Wiola – zaczął Robert – nie rozpłakałaś się z jego powodu, tylko z powodu doświadczenia, które przypomniało ci, dlaczego się rozwiodłaś. Zrobił coś, czego z całego serducha nie możesz znieść. Zadał ci ból, chociaż nieświadomie, bo w sumie nie miał pojęcia, że gdy zostawił ciebie, aby pomóc innej kobiecie, nacisnął w twojej głowie guzik odpowiedzialny za wspomnienia i złość.
Po dłuższym zastanowieniu musiałam przyznać mu rację. W przeciwieństwie do Ivy’ego Robert wiedział, co mnie rozwścieczy, co wywoła u mnie uśmiech, a co spowoduje psychiczny ból.
„Ja zawsze na ostatnim miejscu” to zdanie, które charakteryzowało związek z moim eksem. On zawsze musiał coś dla kogoś. Był pewien, że ja „tu będę”, że nie ucieknę, że zawsze może do mnie wrócić.
Z Ivym spotykam się raz w tygodniu na jedną noc, a od niedawna na jedną noc i jeden poranek. W ostatni poranek odebrał telefon od sąsiadki i poleciał bawić się w Spidermana. Nie wziął nawet prysznica, że nie wspomnę o seksie. Na noc zostawał właśnie po to, żeby rano się bzyknąć, bo przecież nigdy nie piliśmy porannej kawy.
– I tak, Wiola, zachowujesz się jak ćpunka – Robert postanowił nie być łaskawy i nadal przedstawiał fakty z mojego życia. – Musisz być w stanie zakochania, kochać kogokolwiek – za cokolwiek – aby uciec myślami od samotności, która uwiera cię od czasu do czasu.
Raz Nieznajomy, raz Ivy, od czasu do czasu zawiesisz oko na innym facecie, który pije piwo w tym samym pubie, do którego chodzisz na kawę. Latasz wtedy między fikcją a fikcją. Przypisujesz facetom nieprawdziwe cechy charakteru, kształtujesz ich temperament, malujesz osobowość, dodajesz gesty i słowa, które nawet nie przemkną im przez głowę, Wiesz, dlaczego zachowują się tak, a nie inaczej, ale znajdujesz dla nich wytłumaczenie. Żyjesz w tej fikcji, aby uciec. Gdy już się nakarmisz, wracasz do rzeczywistości cała w skowronkach i pełna energii.
– Czyli są plusy mojego uzależnienia! – przerwałam mu.
– Jakie niby?
– No, że wracam pełna powera?
– Tak, wracasz… Wracasz, bo musisz. – Pokręcił głową. – Oj, Wiola, dziś się z tobą nie dogadam. Weź lepiej prysznic i ułóż ten rabarbar na głowie.
Uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki.
Pod prysznicem próbowałam odgonić myśli o facecie, który jest zamiennikiem, z którym spotkania są zamiennikiem. Kiedyś porzucę go bez mrugnięcia okiem, bo zakocham się w kimś innym. Kimś, kto będzie jeszcze bardziej niedostępny. Kimś, kto jeszcze bardziej rozpali moją wyobraźnię. A może to on jest tym właściwym, na którego czekam?
Trwały związek, który nas uszczęśliwi, kształtuje się miesiącami. Wielu z nas jednak myli prawdziwe uczucie z zauroczeniem, które wywołuje gwałtowną ekscytację. Lubimy te szalone emocje przeszywające nasze ciało i nasz umysł. Nawet nie zastanawiamy się, „czy to jest miłość, czy to jest kochanie”, tylko wierzymy, że będzie trwało wiecznie. Nie dopuszczamy myśli, że taki stan potrwa rok, półtora roku.
Gdy znajdujemy się w samym środku zawirowania, nic nie jest ważne (o tym, że podczas zakochania mózg racjonalny jest „odłączony”, pisałam w poprzednich artykułach).
Mija miesiąc, mija dziesięć miesięcy. Emocje powoli opadają. W tym idealnym/tej idealnej odkrywamy wady, które doprowadzają nas do szewskiej pasji. Zapominany, że każdy się zmienia i tylko dzięki obserwacji możemy poznać drugą osobę.
Obserwacja to wyrachowane zachowanie, które wyłączamy w chwili porywów miłosnych. Często nawet tak zwane szczere rozmowy na nic się nie zdadzą, ponieważ nowy partner/nowa partnerka nawet nieświadomie chce być idealny i instynktownie podporządkowuje swoje zachowanie oczekiwaniom drugiej strony.
Bywa i tak, że po przebudzeniu okazuje się, że nasz związek to totalna pomyłka. Rozżaleni, zaczynamy żałować wspólnie spędzonych chwil oraz mnożyć straty moralne.
Czy warto żałować miłosnych rozczarowań?
Może jednak nie warto. Może należy uzmysłowić sobie, że każde miłosne doświadczenie kształtuje nas; dzięki niemu dojrzewamy do miłości prawdziwej, bazującej na zaufaniu, szacunku, bezinteresowności i wzajemnej akceptacji zalet i wad.
Z drugiej strony: czy istnieje na świecie ideał – twój ideał?
Może warto pamiętać, że nie. Każdy człowiek posiada cechy, które nas pociągają i czynią ją/jego atrakcyjnymi w naszych oczach, podobnie jak każdy posiada wady, które… warto pokochać. Bo każda wada może być zaletą, jeśli spojrzymy na nią w innym wymiarze.
Może ważne jest, aby te wady dostrzec i zaakceptować? W stanie zakochania tłumaczymy je sobie, wybielamy, umniejszamy – tylko po to, aby podtrzymać swój podziw i pozostać w stanie uniesienia wobec obiektu naszego zainteresowania. „Nie odzywa się, ponieważ jest taki skryty i romantyczny. To takie ujmujące!”, „Unosi głos, ponieważ jest silną osobowością, twardo stąpającą po ziemi”, „Zachował się, tak ponieważ…”.
Aby ominąć pułapki, które funduje nam zaćmiony emocjami umysł, należy pamiętać, że:
Tylko wówczas związek ma szansę na rozwój lub zakończenie w odpowiednim momencie – bez większego poczucia straty.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl