– Ja cię już przestaję rozumieć. – Robert nie odrywał oczu od komputera. – No sama spójrz, oprócz Nieznajomego masz tu do wyboru do koloru: łysych, brodatych, wytatuowanych, w krawatach i z pieskami. A nie, ci z pieskami odpadają na starcie, wybacz, zapomniałem. – Spojrzał na mnie i głupkowato się uśmiechał.
– No i co się tak cieszysz? Przecież wiesz, że nie jest łatwo kobiecie dogodzić, a ja z pieskami… hm… z pieskami to nie…
–Dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent a ci nie pasuje, tak w sumie to nawet Nieznajomy ci nie pasuje…
– Jak nie pasuje? – przerwałam mu. – Pasuje, i to nie wiesz, jak pasuje, ale on…
– No co on? On jest egoistą? – Robert próbował otworzyć wino, ale śmiech skutecznie blokował jego sprawność manualną.
– No nie, no jest ideałem… tylko wiesz, z ideałem to ja żyć pod jednym dachem bym się bała, nie, po prostu bym nie chciała – marudziłam w swoim stylu.
– Kurwa, Wioletta – wzburzył się Robert,ale wkońcu korek od butelki dał za wygraną.– To czego ty chcesz?
– Krzyżówki. – Zrobiłam maślane oczy, by wybaczył mi tę moją niedyspozycyjność podczas podejmowania strategicznych decyzji, bo przecież określenie się, określenie, czego się pragnie, jakiego faceta chciałoby się obok siebie widzieć, jest bardzo ważne, powiedziałabym nawet – priorytetowe. To pierwsze, co powinna ustalić singielka, która jest już gotowa wejść w nowy związek.
– Ręce, i nie tylko ręce, mi opadają, kiedy opowiadasz takie głupoty. Przecież ty taka nie jesteś, nie jesteś naiwna, wiesz, że nie zmiksujesz Nieznajomego z Ivym. Nie jesteś Bogiem i nie stworzysz z ich żeber istoty idealnej.
– Przecież już ci mówiłam, że nie chcę ideału, chcę kogoś, przy kim będę się czuła sobą, a przy tym będę szczęśliwa.– Dumna uniosłam głowę i prawie uderzyłabym w sufit, ale Robert…
– No to ideał… kurczę, jak nie ideał, jak ideał…– Robert, rozwścieczony, przeglądał kandydatów, którzy uznali, że wstawili swoje najlepsze zdjęcie na profil… – O, zobacz, ten jest niczego sobie.
Doskonale wiemy, jakie wartości powinna dana osoba wyznawać, by się nam przypodobać, jak powinna się zachowywać, a nawet jak poruszać. Nie wspomnę już o kolorze oczu, kształcie brwi i inwencji twórczej w pościeli. Planujemy, co będziemy wspólnie robić i w jaki sposób się adorować. Dokąd chodzić i co jadać na śniadanie.
Czasami spotykamy taki ideał – ja spotkałam. Problem w tym, że im bardziej go poznawałam, im bardziej się w nim zakochiwałam, tym większa dopadała mnie niepewność.I wówczas pojawił się w moim życiu ktoś zupełnie nieproszony, ktoś niezaplanowany, ktoś tak dalece odbiegający od człowieka, którego podziwiałam nawet za rodzaj noszonych skarpetek.
Nie bardzo rozumiałam, aż w końcu przestałam nawet to analizować, po prostu korzystałam z chwil, kiedy przy tym „nieproszonym gościu” czułam się dobrze, dziwnie odprężona i pozbawiona analitycznych myśli.
Dlaczego nie mogłabym być ze swoim ideałem? Czy tylko dlatego, że pilnowałabym się, żeby być równie idealną, bez skazy, zawsze odpowiednio dostosowaną do okazji? Bo ideał ideałowi równy być powinien?
W dużej mierze tak, to główny powód. Bo ja, mimo że lubię wcisnąć się w mundurek, założyć perły lub uśmiechając się, nie hałasować, to lubię też posiedzieć w ogrodzie w biustonoszu, tak jak teraz, z lekko zabrudzonymi od chodzenia po trawienogami. I pomimo że lubię używać podczas jedzenia serwetki, to czasami o niej zapomnę i przetrę usta dłonią. I byłoby wszystko OK, gdyby nie fakt, że nie chcę tego robić przy swoim ideale, nie chcę też, aby któregoś dnia odbiło mu się po jedzeniu, gdy będę właśnie patrzeć mu zakochana w oczy.
Może ideał powinien pozostać w świecie wyimaginowanym, aby mieć do kogo wzdychać, gdy w realny związek z mężczyzną, który zaspokoi nasze prawdziwe potrzeby, wkradnie się odrobina rutyny lub nadejdą ciche dni.
Dlaczego miałabym ochotę wymieszać ich geny?
Nieznajomy to człowiek sukcesu, dążący do zaspokojenia potrzeb swoich, ale i rodziny. Natomiast Ivy to człowiek pracowity, który oddany jest swojej rodzinie, zapomina jednak o swoim życiu i o przemijającym czasie, coraz wyraźniej odbijającym się na jego twarzy.
Nieznajomy nawet gdy nosi ubrania sportowe, mają one odpowiednią prezencję i nie są przypadkowo założone. Ivy wydaje się niechlujnym małolatem, szczególnie gdy zakładana siebie trzy bluzy, jednak wszystkie one znakomicie pachną, są przez niego własnoręcznie odprasowane i na poziomie – mojej kieszeni.
Nieznajomy dużo ze mną pisze, a jeszcze więcej o sobie opowiada, znam całą jego rodzinę, miejsce urodzenia i seksualne marzenia. Ivy jest skryty, a właściwie wszystko ukrywa i tylko pewna sytuacja wymusiła na nim powiedzenie mi, że ma brata, siostrę i że jego imię, które znam, jest tylko skrótem od prawdziwego imienia.
Ja lubię ubierać się elegancko, ale dla Ivy’ego ubieram się tak jak dla siebie, jestem przy nim sobą nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Spokojny, luźny strój z nutą seksapilu. Taką on mnie lubi i taką lubię siebie ja. Lubię też, gdy prosi mnie, abym nie robiła makijażu.
Przy Nieznajomym byłam bez makijażu tylko raz, aby sprawdzić jego reakcję. I pomimo że zaskoczył mnie swoją reakcją, to wiem, że drugi raz tego nie zrobię. Tylko gdy się z nim całuję, uwalniam się od oceniania i przymierzania siebie do niego.
Przy Ivym czuję się lepsza, niestety lepsza od niego, a na dodatek on mi na to pozwala. Patrzy na mnie z sobie właściwym spokojem i czeka, kiedy mi ta wyższość minie; podobnie czeka, aż mi minie na niego złość.
Nieznajomy, gdy mu zwróciłam uwagę, że zachował się jak egoista, który nie dąży do zaspokojenia drugiej osoby nawet w łóżku, zachował się jak zerwany na równe nogi przez pożar lub trzęsienie ziemi – no ba, w końcu właśnie za trzęsłam jego gruntem, którego był tak pewny. Bo Nieznajomy jest perfekcjonistą, on wszystko robi korekt, wszystko tak, aby mu nikt nie miał nic do zarzucenia.
Tylko nie wiem, dlaczego zawsze w końcu przyznaje mi rację i na dodatek stara się później dostosować, jeszcze bardziej utożsamić się z moim ideałem. Ivy nic nie robi, no oprócz ciągłego udowadniania mi, że nie kłamie i że mnie słucha. To miłe, ale w tej ckliwości wcale nie jest ustępliwy. On mi mówi, swoją postawą, że zmieniać to mogę siebie, ale nie jego.
Muzyka poważna w łóżku owszem, bo to przyniesie mu korzyść, ale całowanie jest nawet w tak napiętej chwili niedostępne jak niedostępny jest dla mnie w czasie postu. Obu ich łączy uczciwość, żaden mi nic nie obiecuje i obaj wiedzą, że ja czasami wolałabym usłyszeć małe kłamstewko. Ivy próbował, Nieznajomy też próbował mówić mi, jak to za mną tęskni. Niestety moja chwiejna osobowość nie pozwala przyjąć tych słów za prawdę, a przecież nieco wyżej napisałam, że czasami takie kłamstewko byłoby miłe…Dlaczego więc raz takie, a raz takie mam oczekiwania?
Uważam, że powód jest jeden: moje wewnętrzne marzenia są niespójne, sprzeczne tak bardzo, że w żaden sposób nie można ich pogodzić.
Nie można połączyć ze sobą dwóch biegunów, które – jak wiemy – zawsze będą się od siebie odpychać. Nie mogę raz być twardo stąpającą po ziemi kobietą, a raz słodką, naiwną dziewczyną w skórze dorosłej kobiety. Nie mogę raz bać się bliskości, a raz sama się jej domagać. Nie mogę być z dwoma mężczyznami, którzy tylko się wzajemnie uzupełniają.
A skoro są odrobinę reformowalni, to może jednak powinnam pokusić się o zmianę jednego nich?
Nie, to nie do zaakceptowania, przynajmniej przez ze mnie. Ja już jednego zmienić chciałam po to, aby siebie uszczęśliwić. Po wielu latach bezsilnych prób złożyłam wniosek o rozwód. Jeszcze długo po rozwodzie musiałam sobie przypominać, dlaczego się z nim rozstałam – bo nie był w moich oczach reformowalny, a jego niektóre zachowania wyraźnie mnie unieszczęśliwiały. Ale to dobrze, że nie dał się zmienić, bo może obecna jego partnerka jest szczęśliwa z nim takim, jaki jest?
Zmieniać Ivy’ego po to, aby zaczął mieszkać w przyzwoitych warunkach, wyhodował kwiatki i ustawił na parapecie zielone doniczki? A może Nieznajomego? Może on nie powinien przywiązywać tak dużej wagi do czystości podłóg, w których można się przeglądać? Jeden powinien ze mną częściej rozmawiać, drugi czasami coś napisać na dobranoc. Jeden powinien staranniej się golić, drugi nie przejmować się rozczochraną fryzurą. Jeden powinien…
A co ja w ich oczach powinnam? Nie marudzić i zaczesywać włosy do tyłu, nie nakładać makijażu i nie naciskać, i może jeszcze parę rzeczy by się znalazło, ale z doświadczenia wiem, że im bardziej by na mnie naciskali, tym bardziej stawałabym się przeciwieństwem ich ideału. Tylko czy oni o tym wiedzą? A gdybym spełniła ich oczekiwania, to czy niestałabym się dla nich nudna i przewidywalna?
Nieznajomy podczas naszego spotkania zakomunikował mi, jaki jest jego ideał. Aż dech zapiera informacja mówiąca o tym, że mi do niego jak stąd do księżyca, a może i jeszcze dalej. Niesamowicie mnie to rozwścieczyło – dlaczego więc się ze mną spotkał? Chciał spróbować, jak to jest z kobietą tak odmienną? Ale moje braki nie wzbudziły w nim odrazy, a wręcz po pierwszym rozstaniu, gdy żałując za grzechy, chciał powrócić, pokornie przyjął moje uwagi i zapewnienia, że nie zrobię nic, by dorównać jego wyobrażeniu o kobiecie idealnej.
Tych rozstań było już kilka, ostatnie trwało dwa miesiące, i mimo że wciąż jestem sobą, ekscytuje go moja osoba. Powraca, bo fascynuje go nieprzewidywalność? Może jestem dla niego wiarygodna i satysfakcjonująca emocjonalnie. Może z tego samego powodu tęsknię za tak nieidealnym Ivym, ponieważ nie jest moim dziełem, ponieważ jest w nim to coś, co przestaję dostrzegać w Nieznajomym, który staje się tylko moim kolejnym trofeum, powoli odstawianym na półkę?
A może ideał to ktoś, kto jest przeciwieństwem tego, co już w życiu mieliśmy, na czym się sparzyliśmy. Może potrzebujemy zrehabilitować nasze serce i umysł kimś, kogo uważamy za doskonałego, no bo niedoskonałego to już mieliśmy?
[1] Z. Milska-Wrzosińska, Bezradnik, Warszawa 2005, s. 101.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl