kto ma rację mężczyzna czy kobieta
Opublikowano: 2017-01-14

KTO MA RACJĘ KOBIETA CZY MĘŻCZYZNA

Zimna wojna. Kobieta vs. mężczyzna

– Co? – krzyknęłam. – Mam przyznać rację facetowi! No coś ty, Robert! Kobiety by mnie zlinczowały! Odnoszę wrażenie, że wręcz kobiecym obowiązkiem jest uwłaczać męskiej personie.

– O, no to naprawdę mogłabyś sobie nagrabić, wyrażając na forum taką opinię.

– Przestań. Wiesz, że nie lubię obłudy. Skoro kobiety utrzymują, że faceci to świnie i egoistyczne dranie, to dlaczego każdy z moich byłych szybciej stawał się zajęty niż ja? Weźmy mojego ostatniego. Za nim już trzy małżeństwa, które mojej następczyni chyba nie przeszkadzają myśleć, że właśnie dla niej się zmieni. Albo że on był idealny, a ja byłam wyrachowaną suką lub coś podobnego i dlatego małżeństwo się rozpadło.

Pamiętam, że gdy rok przed rozwodem pytałam prawniczkę o sprawy związane z majątkiem,  prawie wykrzyczała: „Kobieto, gdzie ty miałaś oczy?!”, słysząc, że jestem jego trzecią żoną. Wtedy zaczęłam go tłumaczyć i zastanawiać się, co ona może o nas wiedzieć.

Kobiety mają wpojone, że męskie myślenie jest zbyt prozaiczne, a ich zachowanie niewspółmierne do naszych wysublimowanych reakcji. Gdy jednak zaczynają im doskwierać ból jajników i samotność w wielkim łóżku, wiążą się z pierwszym lepszym szowinistą, który przez miesiąc lub rok jest ideałem, by następnie powrócić do utartych schematów myślowych na przykład po pierwszym upiciu się.

– Ostro dajesz – śmiał się Robert, słuchając mojej historii. – Kontynuuj.

Podniósł się z kanapy, udając, że oto zaczyna się walka bokserska

– Nie tak ostro. – Osłoniłam twarz i skuliłam się. – To takie delikatne przedbiegi, rozgrzewka zaledwie. No bo powiedz, że nie mam racji?

– Nie, no w sumie masz – powiedział. Klepnął mnie w kolano jak kumpla z baru. – Wszystkie baby to po prostu baby.

– To bolało, wariacie – pisnęłam przesadnie. – I nie przeginaj, bo ja też nie jestem z twojego gatunku – mówiłam ze śmiechem.

– No coś ty? – zdziwił się. – A ja w ten sposób przypieczętowałam fakt, że jednak się ze mną zgadzasz. Cieszyłem się, że chociaż jedna kobieta trzyma naszą męską stronę.

– Nie do końca – oburzyłam się – ale mam dowody na to, że często jesteśmy takie dwulicowe. O, a mój pierwszy…?

– Tak, to pamiętam – zareagował szybko Robert. – To dopiero było zaćmienie mózgu ze strony tej kobiety.

– No cóż, dopiero po latach zrozumiałam, że nie wierzyła mi, że jestem z nim w ciąży, i że żadnej separacji nie było. Tak bardzo pragnęła miłości. Mój były był szarmancki i dobry w te klocki, więc z łatwością owinął ją sobie wokół palca. Ona zaś potrzebowała wielu lat, aby dostrzec, że tylko ją wykorzystywał. No, może i kochał gdzieś po drodze, ale nigdy nie zapomnę, jak mi powiedziała – po ilu to było latach? Około sześciu…? – że dopiero teraz mnie rozumie. Milczałam, bo było mi jej szkoda. Wyobrażasz sobie? Kobieta piętnaście lat starsza ode mnie, a nie rozumiała, że ja też jestem kobietą.

– Jak oni to robią?

– Kto? – zapytałam.

– No faceci. – Chyba zaskoczyłam go swoją odpowiedzią. – Bo my im w tym pomagamy. My, kobiety, spragnione tego, aby ktoś nas przytulił, pocałował, powiedział, że jesteśmy piękne. Naiwność miesza się z niezaspokojonymi potrzebami i poczuciem samotności. Jeżeli wysyłamy takie sygnały, zawsze znajdzie się ktoś, kto zechce wykorzystać słabszego.

– Hmm, dobrze to ujęłaś. Faktycznie jest to dobijanie leżącego.

– Tak, Robert – przekonywałam dalej. – Dobijanie zamiast uczenia, jak radzić sobie po rozstaniu czy żyć bez drugiej połówki, jak nie dać się wmanewrować w takie sytuacje, jak sobie samej pomóc, jak nauczyć się w pierwszej kolejności żyć samej ze sobą i dobrze się przy tym bawić, jak być szczęśliwą singielką. Uczą nas wyrażania swojego zdania, ale za jego plecami. Uczą nas służalczej pokory za firanką własnego M i uświadamiają nam, że kobieta musi do kogoś należeć, w przeciwnym wypadku  jej „wartość rynkowa” spada. Ot, cała prawda. Jesteśmy mocne w gębie na forum, gdy partnerzy nie słyszą, ale w czterech ścianach stajemy się potulnymi owieczkami.

– To kto nad kim ma przewagę? – ocknął się Robert i zaczął podśmiewać w swoim szyderczym stylu.

– Nie wiem – odparłam, wzruszając ramionami. Wstałam. W drodze na balkon poklepałam Roberta po ramieniu, a gdy poczułam bezpieczną odległość, dodałam: – Przecież wy, mężczyźni, traktujecie nas tak samo jak przystało na równouprawnienie.

– My was? – krzyczał Robert, jakbym była nieco przygłucha.

– Zobacz, instynktownie podniosłam się i stanęłam w bezpiecznej odległości, aby ci wygarnąć, że faceci też obmawiają kobiety za plecami. A „zołza” to najsłodsze słowo, jakie ostatnio usłyszałam od pewnego typa w barze.

– Może i tak, ale przecież nie wszyscy biorą kobiety na języki.

– Podobnie jak nie wszystkie kobiety oczerniają facetów – rzuciłam na dowód, że nie generalizuję, lecz że są to powszechne metody wycieńczania przeciwnika. – Równouprawnienie istnieje, ale nie jest tak spopularyzowane, jak się ocenia. Albo może tak: przyjmujemy tylko połowę definicji, czyli to, co jest dla nas wygodne. Możemy chodzić w spodniach, zarabiać tyle, co faceci, a może i więcej, domagamy się traktowania po partnersku i w biznesie, i w związku, bo to się nam po prostu należy, a przy tym chcemy mieć mężczyzn na własność. Większość kobiet chce mieć faceta, którego będzie mogła oczerniać, gdy tylko coś pójdzie nie tak, jednocześnie siebie wybielając, bo przecież bywamy takie pokrzywdzone… – Nie skończyłam myśli, bo zdałam sobie sprawę, że faktycznie jadę po bandzie.

– Dla mnie to zbyt skomplikowane – oznajmił Robert. – Moim zdaniem każdy powinien mówić bez obłudy o drugiej osobie to, co sam chciałby o sobie usłyszeć, i czynić drugiemu to, co sam chciałby, aby jemu uczyniono. Należy grać w otwarte karty.

– No właśnie. Nie wiem, po co ja się tak rozwodziłam, skoro tak prosto to ująłeś.

Dziś położyłam się do łóżka za wcześnie.

Zaczęłam rozmyślać o byłych mężach, kochankach i partnerach. Doszłam do wniosku, że albo miałam w życiu szczęście, bo żadnego z nich nie nienawidziłam, albo to oni mieli szczęście, skoro żadnemu z nich nie życzę źle. Wręcz przeciwnie – zdaję sobie sprawę, że nie byli dla mnie, że coś nie do końca iskrzyło – albo przestało iskrzyć – ale przecież wady, których ja w nich nie akceptuję, mogą okazać się rarytasem dla innej kobiety. Tego, czego partner nie znalazł we mnie może, odszukać w innej i ułożyć sobie życie be ze mnie.

Każdemu z nich coś zawdzięczam, bo każdy albo coś wniósł do mojego życia, albo czegoś mnie nauczył.

Czy kiedyś stać będzie ludzi na to, aby po latach prowadzenia zimnej wojny opuścić gardę i zacząć rozmawiać w związkach, zamiast poza nimi? A może całe to obmawianie za plecami wynika z potrzeby wykrzyczenia swoich emocji osobie trzeciej, aby przed partnerem wciąż można było udawać, że nic się nie stało? Może to chroni relację w związku? A może walka na obelgi między kobietą a mężczyzną będzie trwać, ponieważ w ten sposób wyrażamy chęć wygrania tej od wieków istniejącej wojny? Zapominamy tylko, że słowa mogą ranić jak żyleta i pozostawiać trwałe blizny.

Czy kiedyś skończymy z obłudą i przyznamy, że światu potrzebne są obie strony tych rozgrywek? A gdyby tak zacząć od siebie…? Na pewno mielibyśmy ogromne szanse na poprawę jakości relacji damsko męskich.

Wioletta Klinicka

Wioletta Klinicka
Jestem taka, jak Ty. Czasami plotę trzy po trzy, a czasami logiczne myślenie wypełnia całą moją przestrzeń. Czasami chodzę cały dzień w szlafroku, a czasami od rana chodzę w makijażu. Ale ponad wszystko spieszę się kochać ludzi, bo nigdy nie wiesz, jak długo ten KTOŚ, zagości w twoim życiu. Więcej informacji w zakładce o mnie. Zapraszam. Wiola

Przeczytaj inne wpisy

Może zainteresują Cię inne wpisy.

Wioletta Klinicka

copywriting.wiolettaklinicka@gmail.com

© 2023-2024 Wioletta Klinicka.

Realizacja Najszybsza.pl