– Nie mów mi, że mnie słuchasz, bo wówczas już tego nie robisz! – Rzadko się z Robertem kłócimy, ale czasami odmienność zdań i w naszej relacji nabiera gorączkowego charakteru. Bo ile razy mam znosić jego pouczanie mnie? Wiem, że od ponad pół roku, o kurczę, naprawdę pół roku … hm, oszukuję, od sierpnia do marca, to już siedem miesięcy, musi wysłuchiwać o moim niefortunnym zakochaniu. O tym, jak to w momencie, gdy zrozumiałam, że jestem zakochana, on odszedł. Musi słuchać moich pytań, na które nie znam odpowiedzi.
– Masz intuicję, to, do cholery, wsłuchaj się w nią, a nie każ mi wciąż słuchać. Już ci mówiłem, że nie możesz tak w kółko, że już nie mogę, rzygam tym imieniem. Ivy to, Ivy tamto, a co myśli, co czuł Ivy, co robi i czy kłamie. Może jest tu, a może tam. Posłuchaj samej siebie. Owszem, trzeba wyrzucić z siebie to, co boli, potrzebny jest czas, ale nie aż tyle, tym bardziej że od tych siedmiu miesięcy ty nie żyjesz w weekendy, ty wegetujesz. I jeśli już gdzieś wychodzisz, nawet gdy już gdzieś wychodzisz, to masz nadzieję, że go tam spotkasz, chociaż wiesz, że tak się nie stanie. Kurczę, otrząśnij się. – Robert wpadł w szał. Może nie ma mu się co dziwić, może każdy miałby dość takiej kobiety, przyjaciółki, która nie cieszy się z sukcesów, nawet ich nie dostrzega, bo tego jedynego faceta nie ma obok.
Czy to źle, że pragniemy być kochani przez osobę, którą sobie upolowaliśmy, którą my wybraliśmy, nawet jeśli ona nas nie wybrała? Kto na tym cierpi? Kiedy cierpi on, a kiedy ja? Hm, może rzeczywiście najbardziej cierpi Robert, bo cała moja frustracja odbija się na nim? Przecież Ivy nie cierpi z tego powodu, bo nie zasypuję go wiadomościami, nie robię mu awantur, nie płaczę w jego mankiet, nie grożę, że się zabiję, gdy nie wróci i nie będzie mnie kochał. To by była patologia, stan nadający się do przekierowania na kozetkę u psychologa. A czy Robert powinien, jako mój przyjaciel, znosić to, co zostało zaoszczędzone Ivy’emu? Kiedy powinna kończyć się cierpliwość przyjaciół?
– Gdybym widział, że działasz, że chcesz zacząć od nowa, że dbasz o swoje samopoczucie, że próbujesz, żeby twoje czarne nastroje nabierały kolorów, wtedy tak. Wówczas wciąż będę cię trzymał za rękę, ocierał łzy i wspierał. Ale czasami myślę, że ty lubisz dręczyć siebie i mnie przy okazji. I zawsze znajdziesz sobie ofiarę, z którą będziesz rozmawiać o Ivym. Jeśli nie ja, to Zofia, to Danusia czy Iza. Koniec. Albo zaczniesz coś robić w kierunku powrotu do życia w teraźniejszości, takiej jaką zastałaś, albo się w niej odnajdziesz, albo pojadę na bezludną wyspę, gdzie nie będę w zasięgu żadnej sieci internetowej ani telefonicznej. – Dusił się przyspieszonym oddechem i lawiną zbyt surowych jak na mój gust słów, ale gdy wspomniał o braku zasięgu, nie mogłam się nie uśmiechnąć. – O, widzisz, z tym ci do twarzy, kobieto! Z tym uśmiechem, kiedy widzę, jak robią ci się zmarszczki mimiczne, jestem o niebo szczęśliwszy.
Może faktycznie czas, by pokazać Robertowi, że robię coś w kierunku uzdrowienia własnego stanu umysłu. Przecież gdybym była mu obojętna, nie krzyczałby dziś na mnie albo już dawno by udał, że wyjechał tam, gdzie cywilizacja nie zdążyła się zadomowić.
– To co ja mam robić? – Bezradnie patrzyłam w jego dzikie oczy.
– Oj, Wiola, no jak to co? Starać się raz na zawsze przyznać, że są sytuacje, na które nie mamy wpływu, że są problemy nie do rozwiązania, że ci nie wyszło, że w tej sytuacji jesteś nieudacznikiem. Nie goń doskonałości, która nie istnieje. Ja wiem, że targa tobą niewiedza i brak zaspokojonej potrzeby miłości. Ale miłość może się pojawić, tylko niekoniecznie ze strony Ivy’ego.
Zobacz, jeśli masz bałagan w domu czy w szafie, to nie możesz normalnie funkcjonować, nawet nie jesteś w stanie sama siebie przekonać, że możesz. Nawet nie chcesz siebie okłamywać, że wszystko jest na swoim miejscu, bo wiesz, że to nieprawda. Nawet jak nie masz sił, to i tak sprzątasz, czyli umiesz wykrzesać odrobinę wysiłku i odpowiednio się motywować.
– To ja może posłucham na początek swojej intuicji, to znaczy najpierw popracuję nad emocjami. Potem wsłucham się w wewnętrzny głos, stworzę jeden scenariusz dotyczący zniknięcia Ivy’ego i jego uczuć do mnie, OK?
Robert milczał, jakby analizował to, co powiedziałam. Dla Roberta dobre myślenie to myślenie analityczne. Gdyby mógł, to dodawałby słowa do słów i sprawdzał, czy wynik się zgadza. Czysta matematyka, odarta z niepotrzebnej jego zdaniem filozofii.
– A więc tak. Najpierw udasz się do coacha kryzysowego, popracujesz nad emocjami, zrobisz reset umysłu na tyle, na ile jest to możliwe. Zrobisz to po to, aby wsłuchać się w intuicję, bo jeśli umysł jest szarpany setkami pytań o przeszłość i przyszłość, to nie ma siły dodatkowo zajmować się teraźniejszością i wyciszenie nie następuje. OK. Gdy zaczniesz pracę ze swoim wewnętrznym głosem, pamiętaj, że nie usłyszysz go, gdy w głowie będzie się toczyć jakakolwiek rozmowa. Nie pozwól, żeby twój umysł świadomy krzyczał – ja mogę, ale on nie – bo on grozi ci, mówiąc: poczekaj, gdy tylko dojdę do głosu, to ci pokażę, to ci wygarnę, ułożę twoje rozbrykane pragnienie spokoju i harmonii. Co ja, mózg, przyzwyczajony do chaosu i tęsknoty, miałbym robić w ciszy?!
I wiesz, z tego właśnie powodu ludzie często nie lubią być pouczani przez innych, dlatego czasami jesteś na mnie wściekła za moją bezpośredniość, za to, że mówię ci wprost, jak twoja sytuacja wygląda w oczach obiektywnego podglądacza lub świadomego świadka wydarzeń. Ludzie chcą być klepani po ramieniu, przytulani, rozumiani, pragną, aby ich utwierdzać w przekonaniu, że są tak bardzo skrzywdzeni i że mają prawo cierpieć, bo im się to należy z racji przeżytych doświadczeń. Owszem, należy im się to wszystko, ale nie przez wieczność, kiedyś musi się to skończyć. Niestety kiedy się nie kończy, jedynym wyjściem jest terapia, już nie u coacha kryzysowego, ale co najmniej u psychologa. To już głębszy stan depresyjny, maniakalność i tak dalej. Jeśli ktoś samodzielnie nie potrafi wyrwać się z amoku, to należy spróbować mu to uświadomić. A terapia wstrząsowa jest jak najbardziej wskazana.
– Powrócę do medytacji. Będę próbować tak długo, aż mi się uda, bez obwiniania siebie, gdy początkowo podczas medytacji wpychać się będą nieproszone myśli. Będę sobie wybaczać i zaczynać od nowa, starając się kontrolować na oddechu lub wybranej części ciała. O, lubię też liczyć od czterech do jednego. O, potrenuję uważność, aby umieć celowo zmieniać myśli, aby dostrzegać, kiedy zamiast trzy pomyślę Ivy… – Zadumana zaczęłam przekładać karty wspomnień. Robert ma rację: w ostatnich miesiącach mojej biografii o wiele więcej razy pojawia się imię „Ivy” niż moje własne. A przecież stoję na straży przekonania, że kocham siebie i kocham swoje życie. Chyba zatem należałoby w końcu wdrażać to w swoją codzienność. – Nagle ocknęłam się na pewną myśl. – Spacer intencjonalny, co nie, Robert? – Szukałam potwierdzenia, a Robert stanął, pocałował nie w czoło i idąc do kuchni, zapytał mnie tak, jakbyśmy przed chwilą nie prowadzili tej trudnej rozmowy: – Zrobić ci kanapkę? – W jednej sekundzie powrócił do równowagi emocjonalnej, do teraźniejszości.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl