– Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał oburzony, roznosząc błoto po całym salonie.
– Może zdjąłbyś buty? – spytałam łagodnie, wiedząc, że słusznie się na mnie boczy.
– Nie wiem, czy mi się opłaca – burknął.
– Opłaca! – wykrzyczałam niemal. – A opłacało ci się jechać w taką pogodę? – dodałam, nie zważając już na swoją winę.
– Masz wino? – zapytał, wprawiając mnie w osłupienie.
– Nie, nie mam. Nie spodziewałam się, że zechcesz u mnie nocować.
Stanął przede mną, popatrzył tymi dużymi, zmrużonymi ślepiami i mierząc od dołu do góry, wydał osąd:
– Schudłaś, wiesz?
– Poważnie? Tak sądzisz? – Zaciekawiona, zaczęłam oglądać samą siebie, wykrzywiając kark, by sprawdzić, czy mój tyłek też się zmniejszył. Tę akrobację przerwał dzwonek do drzwi.
– Nie fatyguj się – rzucił pospiesznie Robert – ja zapłacę – dodał, otwierając drzwi.
Nie śmiałam się nawet odezwać, to była jego chwila, musiał mnie ukarać za to, że od trzech tygodni prawie się nie odzywałam. Krótkie wiadomości tekstowe: tak, nie… nie zaspokajały jego ciekawości.
– Byłem pewien, że u ciebie w lodówce nic nie ma, a o winie to już całkiem mogę zapomnieć. Wiedziałem, że znowu straciłaś na wadze, ślęcząc nad kompem i starając się uwikłać w romans z jakimś pierwszym lepszym amigo.
– Tylko nie pierwszym lepszym – powiedziałam, szarpiąc za pudło z gorącą pizzą.
– A, to znaczy, że coś jest na rzeczy? – śmiał się, idąc do kuchni, gdzie po chwili zaczął z łoskotem szukać korkociągu.
– Może byś się rozebrał… Czy masz zamiar zostawić mnie z tym pachnidłem i wyjść?
– Nie ruszaj! – Pacnął mnie w rękę, gdy zobaczył, że zaglądam do środka.
– No nie, zrobiłeś to specjalnie, przecież wiesz, że nie lubię z szynką.
– Ja lubię – triumfował.
Po godzinie wybaczył mi dwudziestojednodniową nieobecność w jego życiu i polewał nam moje ulubione wino.
– Wiesz – mówiłam – zastanawiam się, czy mój Big przestanie kiedyś do mnie pisać i jaki to będzie powód: czy mu się znudzę, czy dlatego, że w tę relację nie wkładam ani odrobiny wysiłku.
– No przy tak rzadkich spotkaniach to namiętność szybko nie wygaśnie – śmiał się. Po chwili zaś dodał: – A swoją drogą to dobry sposób na utrzymanie związku.
– Tak, szczególnie na jego pierwszą fazę. Jak wygląda druga i kolejna, nigdy się nie dowiem – stwierdziłam z pewnością w głosie.
– Widzisz, on o wszystkim pomyślał. Chociaż masz rację: z trzech składników miłości on już wszedł w fazę zaangażowania, a ty wciąż tkwisz w namiętności. – Sarkazm i cynizm nie opuszczały mojego przyjaciela nawet wtedy, gdy stygł ostatni kawałek pizzy.
– Jedz, zimnej nie lubisz – powiedziałam, by odwrócić jego uwagę.
– O, widzisz, to jest to, ta intymność, którą mnie obdarowujesz, a jego nie. Daj telefon, powiem mu, że mnie kochasz bardziej.
– Gdybym cię nie kochała, to dopiero byś mi głowę suszył – śmiałam się tak, że nie mogłam się napić wina.
Intymność, namiętność i zaangażowanie. To o tych składnikach miłości mówił Robert. Teraz, gdy zasnął, krążą mi po głowie myśli o Bigu. Czy jest człowiekiem zdolnym do przeżywania miłości w całej jej pełni? Zapewne tak, jestem wręcz tego pewna. Ja pojawiłam się z niekompletną bazą cech charakteru i osobowości, zbyt skromną jestem dla niego nagrodą, aby chciał spędzić ze mną resztę życia. A może wszystko potoczy się inaczej, niż sądzę? Może wszystko ma swoje miejsce i czas? Może wystarczy odrobina cierpliwości, aby pozwolić historii samej się rozwinąć?
Miłość przychodzi najczęściej niespodziewanie. Czy nam się to podoba, czy nie. Moim zdaniem jest ona także czymś najwspanialszym, co może spotkać człowieka pomiędzy narodzinami a śmiercią. Z tej też przyczyny powstała moja książka Miłość odmieniana przez przypadki. Ale ponieważ uczucie to jest zjawiskiem fascynującym, poznaję jego tajniki również od strony naukowej. Niektórym może się wydawać, że pisząc tego rodzaju artykuły, odzieram miłość z jej tajemniczej natury. Jestem jednak zdania, że wiedza, którą przekazuję, może niejednokrotnie pomóc w rozumieniu, dlaczego w związku dzieje się tak, a nie inaczej. Żywię poza tym nadzieję, że przemycając ją w dialogach z Robertem, sprawiam, że staje się ona bardziej zrozumiała i przyswajalna.
Profesor psychologii Bogdan Wojciszke napisał: „Naukowe analizy miłości przypominają nieco wnioskowanie o naturze huraganu na podstawie tej jego części, którą udało się pracowitemu badaczowi złapać do słoika”. Jednakże nie oznacza to, że zajmowanie się miłością z pozycji badacza przestaje być emocjonujące. Tym bardziej że analizy i wyniki badań niejednokrotnie pomagają uchronić związek przed kryzysem lub całkowitą jego zagładą. Kochając, wpadamy w wiele pułapek, które wydają się nam nie do przewidzenia. Tymczasem mnóstwa sytuacji można uniknąć, będąc świadomym, jakimi prawami kieruje się to ulotne uczucie.
Naukowcy odkryli, że najbardziej boimy się zmian, nie zdając sobie sprawy, że są one w naszym życiu obecne od chwili złapania pierwszego oddechu. Temu prawu podlega również każda relacja międzyludzka, także miłość. Miłość ewoluuje, czy tego chcemy, czy nie i nie jest to zależne ani od nas, ani od partnera. Tak po prostu jest. Warto by było pamiętać o tym w momencie zakochiwania się, ale też o tym, że nie każdą zmianę możemy zatrzymać. A jeśli w ogóle okaże się to możliwe, wymagać będzie od nas przede wszystkim samoświadomości, siły, cierpliwości i życiowej mądrości.
„Boże, daj mi pogodę ducha, abym pogodził się z tym, czego zmienić nie mogę, odwagę, abym zmieniał to, co zmienić mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił odróżnić jedno od drugiego” – Kurt Vonnegut
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl