– Na pierwszą randkę kobiety powinny chodzić bez makijażu – powiedziałam dumna. Leżąc na szerokim łóżku Roberta, które zajmowało trzy czwarte jego sypialni.
– Na jakiej podstawie doszłaś do takich wniosków? – zapytał, wyjmując z szafy najbardziej hipsterską koszulę, jaką u niego widziałam.
– Na podstawie twojego zachowania. Zobacz: wybrałeś spodnie, wybrałeś koszulę, nawet buty, które uważasz, że najlepiej się prezentują. Zaraz przemieścimy się do łazienki, gdzie podetniesz włoski wystające z nosa, których nawet ja nie dostrzegam. Skrócisz też zarost i użyjesz najdroższych perfum, ale nie zrobisz sobie makijażu, nie pomalujesz paznokci, nie ogolisz nóg… Stop! Pewnie pod prysznicem ogoliłeś coś innego.
Robert wyłożył się niedbale obok mnie i zaczął mi się przyglądać.
– Mam coś na twarzy? – zapytałam. – A może znowu uważasz, że klepię głupoty?
– Ależ absolutnie niczego nie masz na swoim ładnym ryjku. Ani kropli makijażu, ani odrobiny tuszu, szminki, nic! I wiesz, jak na swój wiek masz bardzo ładną cerę. Nawet nie podejrzewałbym, że palisz. Przyznam jednak, że gdy nieco podkreślasz rzęsy, to…
– To co? – Szturchnęłam go. – Faceci o jasnych rzęsach też powinni je podkreślać?
– Tyle komplementów ci powiedziałem, a ty usłyszałaś tylko jedno. – Robert zaczął mnie łaskotać. Doskonale wie, jak mnie ukarać.
– Daj spokój – krzyknęłam, dławiąc się śmiechem. – Już nie będę. Proszęęęęęę…!
Rozstaliśmy się po godzinie, gdy Robert poprzycinał co nieco. Pojechał na randkę z kobietą, która zapewne również stroiła się dla niego. No, może jeszcze dobierała lakier do paznokci do koloru sukienki, bluzki albo torebki.
I bardzo dobrze, że chcemy być piękni, wypielęgnowani, świeżo wykąpani i ozdobieni świecidełkami. To okazanie szacunku nie tylko drugiej osobie, lecz także kulturze ludzkiej – od wieków strój i makijaż zastępują wiele słów i świadczą o charakterze, statusie społecznym, oczekiwaniach, a także preferencjach.
Od ostatniego spotkania z Nieznajomym uważam jednak, że w niektórych wypadkach powinnyśmy darować sobie makijaż, aby pewnego dnia nie stanąć przed dylematem: co pomyśli o mnie, gdy zobaczy mnie taką, jaką jestem?
– Przecież wiesz, że zakochany facet nie dostrzega niedoskonałości, których tak się obawiacie – tłumaczył mi kiedyś Robert, pełen wiary w swoją teorię.
I rzeczywiście tak jest. Układ limbiczny bierze górę nad logiczną częścią mózgu (zostało to naukowo udowodnione), upośledza również wzrok.
Ale co się dzieje podczas pierwszej randki? W jakim stopniu jest oceniana nasza doskonałość, wyretuszowana tu i ówdzie? I co się dzieje, gdy chemia, powstała w mózgu w wyniku zakochania, wysycha, zanika, a my odzyskujemy zdrowy rozsądek?
„Ubierz się jakoś”, „Zapuść włosy”, „Może powinnaś schudnąć…?”, „Idź do kosmetyczki”, „Zrób coś ze sobą” – to przykłady haseł pojawiających się w związkach. Oczywiście czasami te słowa nie są wypowiadane, ale to nie oznacza, że nie istnieją w umysłach partnerów.
Nie tylko mężczyźni cierpią na niedobór wzrokowego zaspokojenia; my, kobiety, chyba bardziej bezczelnie upominamy się o nienaganny wizerunek partnera.
Ale rozpisałam się o wyglądzie zewnętrznym, choć chciałam pisać o całkowitym odkrywaniu się przed drugim człowiekiem, co nie ma nic wspólnego z nagością ciała (nawet jeśli niejednokrotnie od odkrycia ciała się zaczyna, bo jest łatwiejsze niż mentalne odkrywanie, obnażanie cech swojego charakteru, swojej mniej lub bardziej złożonej osobowości i występków, których się dopuściliśmy).
Bez pokazania, „kim ja naprawdę jestem”, nie można budować stabilnego związku, bazującego na poczuciu bezpieczeństwa i zaufaniu.
– I jak było? – zapytałam Robert po powrocie. Popatrzył mi w oczy i złapał mnie za ramiona.
– Włosy ci wypadają – powiedział poważnie niskim głosem.
– Co? – zapytałam z niedowierzaniem. – Dobrze się czujesz?
Puścił mnie i rozsiadł się na kanapie.
– Wiola, twoje włosy są w całym moim domu! W sypialni też. Za cholerę nie mogłem wytłumaczyć, że moje u ciebie pewnie też są, ale żaden facet ci z tego powodu nie robił awantury. Chyba – dodał po chwili zastanowienia.
– Też bym nie uwierzyła, że te włosy należną do przyjaciółki – zaczęłam się śmiać.
– O, ty… Chodź tu!
Ponieważ Robertowi zależało na nowej znajomości, zgodziłam się uczestniczyć w kolacji, którą przygotował następnego dnia. W kobiecie, która bacznie mnie obserwowała, nie zauważyłam nawet odrobiny zaufania, którym darzyłaby Roberta. Wyszłam przed deserem, przedtem jednak wyszeptałam jej do ucha, że choć moją znajomość z Robertem może dowolnie zinterpretować, nie warto oceniać po okładce.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl