Zanim zaczniemy rozmawiać o zaufaniu, warto wiedzieć, że pojawia się ono wraz ze wzrostem intymności.
Poznanie charakteru drugiej osoby wymaga czasu. Akceptacja danej osobowości lub jej brak następuje o wiele później, w przeciwieństwie do aprobaty urody i ciała. Moją twarz bez makijażu Nieznajomy poznał po dziesięciu miesiącach znajomości. Jego reakcja na to, czym obdarzyła mnie natura, była bardzo budująca.
– Znamy się tyle czasu, że nie potrzebujesz makijażu – powiedział z czułością, układając kosmyki włosów na moim czole. Nic dziwnego, że czułam się jak w siódmym niebie. – Jesteś taka elegancka – powtarzał co chwilę. Jeszcze większy wzrost oksytocyny poczułam wtedy, gdy powiedział, że podoba mu się mój charakter, szczerość wobec niego i nieukrywanie emocji. – Jesteś sobą, dlatego bardzo cię szanuję.
Muszę przyznać, że niewiele o mnie wiedział, ponieważ rzadko opowiadałam mu o osobie. Nasze rozmowy na temat przeszłości były dość powierzchowne, choć wiedziałam, że jego fascynacja moją autentycznością wnosiła dużą wartość do naszej relacji.
Przejawem namiętności jest stała chęć do pogłębiania kontaktów z wybraną osobą i zwiększania ich częstotliwości, co zwiększa intymność między partnerami i sprawia, że odkrywają się oni przed sobą. Pojawiają się zaufanie, wzajemna sympatia, wreszcie – przywiązanie.
Intymność to bliski związek z drugą osobą, która dobrze nas zna i rozumie. Przy takiej osobie możemy być sobą i dlatego zaczynamy się jej zwierzać.
Zazwyczaj najpierw mówimy o zdarzeniach z naszej przeszłości. W związku z napotkanym zrozumieniem, akceptacją i troską wzrasta poziom intymności.
Kolejnym etapem jest mówienie o swoich emocjach, które mają większą wartość niż ujawnione zdarzenia z naszego życia. Emocje są subiektywnym wyrażeniem reakcji na zaistniałe fakty. Gdy partner mówi: „Miałaś prawo się tak czuć”, wówczas intymność osiąga najwyższe loty.
Zrozumienie oznacza, że nasz partner trafnie odczytał nasze potrzeby, uczucia i problemy.
Potwierdzenie jest zależne od tego, czy partner nas zrozumiał. Poszukiwanie potwierdzenia dla swoich racji jest często najważniejszym powodem, dla którego ludzie wchodzą w interakcje z innymi osobami. Niemal zawsze poszukujemy potwierdzenia dla swoich racji, emocji i działań.
Troska – nie chodzi o to, aby partner rozwiązał nasz problem, bo czasami jest to niemożliwe; chodzi o to, że między partnerami musi istnieć współbrzmienie emocjonalne, uczuciowe zainteresowanie i usiłowanie poprawy stanu emocjonalnego drugiej osoby.
Gdy przyglądam się relacjom międzyludzkim, przyznaję rację naukowcom, którzy twierdzą, że na początku pojawia się bardzo prosty schemat: ja coś ci powiem, ty coś mi powiesz, potem znowu ja etc. Taki schemat jednak pojawi się jedynie wówczas, gdy obie strony znajdą wyżej wymienione składniki: zrozumienie, potwierdzenie i troskę. Brak tych czynników spowoduje wycofanie się. Czy jednak całkowite wycofanie ze związku?
Gdy tłumaczyłam to Robertowi, podałam mu następujący przykład: najprostszy przepis na ciasto zawiera mąkę, margarynę, jajka i proszek do pieczenia. Gdy zabraknie któregoś składnika, ciasto ma bliżej nieokreślony smak i zwykle ląduje w koszu. Ale bywa też, że nawet gdy dodamy wszystkie składniki, i tak wychodzi zakalec. Wówczas zastanawiamy się, co poszło nie tak: może mąka była nie najlepszej jakości, może proszek do pieczenia stracił na ważności, może to piekarnik, a może zbyt słabo wyrobiliśmy ciasto… Powód musi być!
– To wasza wina! – krzyczał Robert. – Wiecznie ta sama śpiewka: że nie liczymy się z waszymi uczuciami. Zalewacie nas monologami o emocjach, których my po prostu nie pojmujemy! Jak dwa zające, które wciąż się gonią – podsumował.
Musiałam przyznać mu rację. Bywa, że jedno z partnerów może się wystraszyć i poczuć jak w pułapce, ale niekoniecznie jest to mężczyzna. Znam facetów, którzy wciąż mielą temat miłości, podczas gdy kobieta ziewa znużona, w rezultacie po kilku kolejnych szansach po prostu zmienia numer telefonu.
Nie byłabym sobą, gdybym jeszcze raz nie przerwała romantycznej sielanki. Muszę wspomnieć o pewnym czynniku intymności, który nie wszystkim się podoba.
Jeśli jednak przez dłuższy czas nie jesteś w stanie otworzyć się przed partnerem, postaraj się odpowiedzieć na pytanie; dlaczego wciąż mam zamknięte usta – ze strachu czy z lęku?
To dwie różne emocje, których potocznie używa się wymiennie.
O strachu mówimy wtedy, gdy istnieje realne zagrożenie, które sprawiłoby nam ból. Przykład? Stoisz sparaliżowana przed wściekle ujadającym psem.
Lęk to mentalne niezaspokojenie niewiadomego pochodzenia. Nawet gdy w pobliżu nie ma tarantuli, obawiasz się, że zostaniesz przez nią ukąszony.
Lęk towarzyszy parom w trakcie budowania intymności: „Co on powie, gdy zobaczy mnie bez makijażu?”, „Co o mnie pomyśli, gdy dowie się, że moja przeszłość ma nie tylko różowe barwy?”, „Jak się zachowa, gdy się dowie, że nie jestem idealna?”, „Gdy mu powiem, że…, to zaakceptuje mnie czy ucieknie ode mnie, pozostawiając po sobie tylko zapach niespełnionych oczekiwań?”.
To, że zadajemy sobie tego typu pytania, jest całkowicie normalne; ten etap przechodzi wiele osób, gdy poznają kogoś ważnego. Jednak należy uważać, aby to uczucie, które wpływa na nasze reakcje i działania, nie zdominowało naszego myślenia i nie doprowadziło do patologicznej odmiany, która ograniczy naszą wolność.
Na pewno to, co teraz napiszę, nie będzie niczym nowym: lęk w związku eliminuje zaufanie, a jednak wiele par zapomina o tym. Ludzie szastają tak cenną waluta, jaką jest zaufanie, którą – o, ironio! – kiedyś mozolnie składali w „mentalnym banku”.
Temat zaufania jest na tyle istotny, że wspominam o nim w kolejnym felietonie – Zaufaj partnerowi!
– Dałaś się ponieść wyobrażeniu – tłumaczył Robert. – Może powinnaś odrobinę bardziej uważać i nie obdarzać od razu zaufaniem kogoś, kogo ledwo poznałaś? – pytał.
Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl