Od dwóch dni nie mam weny. Niby nic takiego, ale nie lubię mieć zaległości i później na wariata wymyślać i rozwijać temat.
– Ja zawsze coś wymyślam – powiedział Robert. – Zawsze jest tysiąc ważniejszych spraw niż zaległy projekt. Mało tego! Im dłużej odkładam, tym bardziej nie chce mi się do tego wracać.
– Właśnie to odczuwam – potwierdziłam. – Już posprzątałam łazienkę, nawet umyłam okno w kuchni, a teraz dzwonię do ciebie – dodałam, śmiejąc się.
Usiadłam wygodnie na kanapie, a to mogło oznaczać tylko jedno: trochę sobie poplotkujemy.
– To się rozłączam – zaśmiał się Robert.
– O nie, nie rób mi tego! Wypij ze mną kawę, plisss.
– Ale tylko piętnaście minut – zaznaczył rygorystycznie. – I potem wracamy do swoich zajęć.
Po godzinie zorientowaliśmy się, że jesteśmy głodni.
– Dobra – usłyszałam. – Odkładam słuchawkę. Co ci zamówić, jeśli pierwszy się pojawię? – zapytał pospiesznie.
– Sałatę i wodę z cytryną.
Robert zawsze zjawia się pierwszy na obiedzie – w końcu nie musi poprawiać włosów, robić makijażu i stać pochylony nad pięcioma parami butów.
Wieczorem nie mogłam zasnąć.
Dopadło mnie dziwne uczucie niepokoju; zupełnie takie, jakie pojawia się, gdy po wyjściu z domu zaczynasz się zastanawiać, czy wyłączyłeś światło, żelazko albo czy przypadkiem czegoś nie zapomniałeś. Nie lubię tego, bo w głowie krąży tylko jedna myśl: „Co jest nie tak?”.
Gdzieś w podświadomości toczyła się walka między tym, co powinnam, a tym, co robiłam; między tym, czego chcę, a tym, czego nie chcę; między mną poukładaną a mną niezdyscyplinowaną.
Aby przerwać tę nierówną bitwę, zajęłam się lekturą. No i masz! Gdy czegoś bardzo nie chcesz, właśnie to dostaniesz. Nie bez powodu mówią, że energia płynie tam, wokół czego kumulujesz swoje myśli: „(…) wówczas stajesz się osobą niewiarygodną, ludzie z tobą współpracujący przestają ci ufać, nawet gdy jesteś ekspertem w swojej dziedzinie. Gdy mówisz, że zadzwonisz, zrób to! Okaż szacunek swojemu partnerowi biznesowemu i sobie”.
Założyłam ciepły szlafrok i rozjaśniłam mrok swojego laptopa.
Nie wiem, co mną wstrząsnęło; chęć, aby inni postrzegali mnie jako osobę godną zaufania, czy kolejny wers, który utknął w mojej pamięci, a który mówił o tym, że nie wywiązując się z przyrzeczeń danych samemu sobie, zaniżasz swoją wartość. Nawet jeśli nie odczujesz tego w danym momencie, odbije się to na tobie przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Gdy deklarujesz drugiej osobie, co zamierzasz zrobić, angażujesz własne ja. Jeśli nie podejmiesz działania, nie dotrzymasz obietnicy, nie wykonasz zadeklarowanego zadania – wyzwalasz w sobie dysonans – antypatyczne napięcie – wynikające z niezgodności między tym, co zapowiedziałeś, że zrobisz (działanie), a tym, co robisz (brak działania). Pojawia się motywacja, aby usunąć powstałe napięcie.
Najkorzystniejsze dla twojego stanu emocjonalnego jest podjęcie działania. Jeżeli tego nie zrobisz, może ucierpieć twoja samoocena, a ty nie będziesz w stanie usunąć dysonansu, ponieważ istnieją świadkowie twojej porażki. J. Reykowski mówi ponadto o napięciu motywacyjnym. „Jest to specyficzna reakcja systemu regulacji psychicznej, powstająca wtedy, gdy zostaje naruszony istniejący w którymś z jego układów stan równowagi. Typową przyczyną napięcia motywacyjnego jest deprywacja potrzeby. Im wyższe napięcie motywacyjne, tym wyższa atrakcyjność bodźca i siła związanej z nim motywacji”.
Pisząc ostatnie zdanie artykułu, dostałam SMS. „Pewnie śpisz, ale chciałem ci powiedzieć, że skończyłem projekt” – i dwie zadowolone buźki. „Bardzo się cieszę – odpisałam. – Ja idę spać dumna ze swojego artykułu”. Na znak, że też jest ze mnie dumny, Robert wysłał buziak.
Prawda jest taka, że „nie mam weny” było tylko wymówką. Doskonale znam obszar, po którym się poruszam, pisząc artykuły. Chcesz czy nie, prawda jest taka, że aby dokonać niemożliwego, masz tylko 5 minut. Jeśli nie zabierzesz się do wykonywania danej czynności w ciągu tych 5 minut, zaczniesz ją odkładać w nieskończoność. Sprawdziłam na sobie, ale o motywacji w napiszę w kolejnym artykule.
Są osoby, które lubią robić wszystko na ostatnią chwilę. Są takie, które lubią przekładać terminy w nieskończoność, i jestem ja. Ja lubię, gdy pulpit mojego komputera nie jest zawalony plikami, które wciąż zadręczają mój umysł. Lubię być dumna z siebie i ze swojej współpracy z klientami. Lubię mieć wewnętrzne poczucie harmonii i świadomość, że inni mogą na mnie polegać. Stresuje mnie fakt, że mogłabym kogoś zawieść, nawet gdy nie zawsze jest to odwzajemniane. Liczy się to, kim jestem ja, i liczy się moja równowaga emocjonalna.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl