BARDZO CZĘSTO NIEWIELE ZOSTAJE NAM PO ROZWODZIE.
I nie mówię tu o rzeczach materialnych, lecz o wyciśniętej jak mokry mop energii mentalnej, której brak nie pozwala ci konstruktywnie działać. O rozjuszonych negatywnych emocjach, które zalewają ci obraz teraźniejszości i kontrolują trzeźwość umysłu. I o wyblakłych fotografiach dobrych chwil, ukrytych głęboko w podświadomości – czyli sympatycznych wspomnieniach, które nie mają siły przebicia, a wszystko po to, by mieć iluzoryczną siłę do przetrwania jakże trudnego okresu w życiu.
Kierujesz się złością napędzaną rozżaleniem po stracie dóbr inwestycyjnych lokowanych w związek i człowieka, który okazał się nic niewart! On i relacja, którą pielęgnowałaś pieczołowicie.
Patrząc na to z tej perspektywy, mogę śmiało powrócić do pierwszego zdania: niewiele ci zostało! Kroczysz po zgliszczach przeszłości i może to wiesz, czujesz gdzieś pomiędzy kośćmi a mięśniami, i właśnie dlatego tak kurczowo trzymasz się tych resztek.
MOŻE TO WŁAŚNIE DLATEGO PO TRUDNYM ROZWODZIE PRZYWIĄZUJESZ SIĘ DO SWOJEGO CIERPIENIA I PODSYCASZ JE KAŻDEJ NOCY I RANKA, NIE ZDAJĄC SOBIE SPRAWY, ŻE TAK NAPRAWDĘ RANISZ TYLKO SIEBIE.
Robisz krzywdę wyłącznie sobie i żyjesz tylko dlatego, że nienawiść to również emocja, a dopóki cokolwiek czujesz, to znaczy, że żyjesz. Może uważasz, że te resztki to ty, one stanowią dowód na twoje istnienie! Może boisz się, że uwalniając się od przeszłości, rozpłyniesz się w powietrzu i inni ludzie przestaną cię dostrzegać – znikniesz bez utożsamiania się i obnoszenia ze swoim cierpieniem!
Oddech dziś się nie liczy, pokarm, który spożywasz, dziś się nie liczy, woda, która nie pozwala twojemu organizmowi się rozpaść, nie liczy się. Liczą się tylko uczucia, które pozwalają odczuwać każdą cząstkę ciała, każdą jego komórkę, to, że masz umysł, skórę i żołądek. I dlatego, aby czuć, że żyjesz, boisz się puścić wolno to, co już nie jest twoje! Aby wciąż czuć się właścicielką sposobu życia, które przeminęło, zamieniłaś miłość na nienawiść. Tak, on – ten były mąż wciąż jest twój, wasze popaprane małżeństwo wciąż trwa, wciąż spłacacie razem wspólny kredyt!
I właściwie na tym zapisie subiektywnej analizy powinnam zakończyć ten artykuł, bo co mi do tego, że jakość twojego teraźniejszego życia, moim zdaniem, w niczym nie przypomina egzystencji, jakiej życzę każdej rozwódce: wolnej od bagażu przeszłości, roześmianej do bólu policzków, pełnej pasji i miłości do samej siebie i innych ludzi.
No i znowu to zrobiłam – rozmarzyłam się i rozpisałam.
A przecież jedyne, co chciałam przekazać, to to, że szlag mnie trafia, gdy widzę tyle zapłakanych oczu z powodu rozwodu, że słyszę tyle oskarżeń wypowiadanych w złości pod adresem byłych facetów, a tak mało akceptacji i zrozumienia, że nic do ciebie nie należy, że wszystko przemija, że przywiązywanie się do rzeczy, ludzi, a nawet własnego charakteru to niemalże przestępstwo, gwałt na samej sobie! Co powinno być surowo karane!
Jakość twojego życia zależy tylko od ciebie.
MOŻESZ CAŁY TEN CYRK I CIERPIENIE Z POWODU ROZSTANIA PRZERWAĆ – I TO W JEDNEJ MINUCIE, SEKUNDZIE, W JEDNEJ CHWILI.
Podejmujesz decyzję, co na siebie rano włożyć? Oczywiście, że tak, nawet gdy zakładasz ten rozciągnięty dres, przecież twój były ci go na tyłek nie zakłada, chociaż bardzo mocno chciałabyś w to wierzyć. Podejmujesz decyzję, co zjeść na obiad? Oczywiście, że tak, nawet gdy nie możesz przełknąć żadnego kęsa, wówczas ten zaciśnięty żołądek jest twoją decyzją, ponieważ twój były nie nakazał ci takiego sposobu odczuwania emocji! On nie błaga cię o uwagę i myślenie o nim, wręcz przeciwnie – krzyczał i machał tym papierkiem rozwodowym przed twoim nosem po to, abyś w końcu „wrzuciła na luz”, byś zrozumiała, że to koniec, że on już do ciebie nie należy, że wasza przeszłość już do żadnego z was nie należy, że masz teraz wybór: albo zaczniesz naprawdę żyć, albo będziesz trwać w bagnie, przywiązana do pożyczonych uczuć, emocji, wspomnień. Chciałabyś mi powiedzieć, że jestem cwaniarą, bo mam inny charakter niż ty? Że łatwo mówić komuś, kto tak naprawdę może nie ma świadomości tego, co utracił, lub że nie każdy jest tak silny, aby pozwolić w jednej chwili odejść przeszłości?
O nie, od dawna nie daję się nabrać na tego typu wyrzuty i oskarżenia, bo wiem z doświadczenia, że każda z nas może decydować o swoim stanie psychicznym, gdy tylko zrozumiałam, że do własnego charakteru też nie mamy prawa się przywiązać.
SLOGAN „BO TAKA JESTEM”, JEST PRZEREKLAMOWANY.
To pójście na łatwiznę, to swoista wymówka, której używasz tak nieprzemyślanie jak wówczas, gdy słodzisz kawę białym cukrem! – skutki uboczne cię nie interesują, biały cukier nie może szkodzić, skoro używa go większość społeczeństwa. Przywiązywanie się do siebie, swojego sposobu myślenia i własnych zachowań wynika nie tylko z silnego pragnienia poczucia stabilności, poczucia własnego ja, usytuowania się w świecie, ale również z lenistwa. Większość ludzi doskonale zdaje sobie sprawę, że zmiany wymagają nie tylko odwagi, lecz także wysiłku, że umiejętność przystosowania się do pojawiąjących się okoliczności wymaga pracy nad sobą, ale – o ironio! – ta informacja, będąc znana, okazuje się zbyt trudna do zastosowania w praktyce.
PRZECIEŻ GDYBYŚ KIEROWAŁA SIĘ ZASADĄ, ŻE WSZYSTKO JEST ZMIENNE I TYLKO AKCEPTACJA ORAZ PRZYSTOSOWANIE SIĘ PROWADZĄ DO NAJWIĘKSZEGO SZCZĘŚCIA, CZYLI DO SPOKOJU UMYSŁU, PROWADZIŁABYŚ, POMIMO PRZECIWNOŚCI, ŻYCIE, O JAKIM MARZYSZ!
No ale może z drugiej strony to dobrze, że cierpisz na własne życzenie, nie przyjmując do wiadomości, że nic do ciebie nie należy, bo my, coachowie kryzysowi, stracilibyśmy około 60% klientów – rozwodników nieumiejących się odnaleźć w nowej rzeczywistości, która jest kontynuacją ich życia.
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl