Zdradzę ci tajemnicę.
Nie ma faceta, któremu życzyłabym źle. Nawet jeśli zostawił mnie po 5 latach małżeństwa niemalże na ulicy. Nie ma faceta, którego przeklinam, wyzywam, nienawidzę, nawet jeśli po dwóch latach odszedł i ożenił się z inną. Oczywiście nie oznacza to, że nie płakałam, nie marzyłam o powrocie do wspólnej relacji i nie żałowałam, że nie było mi nigdy dane przekazać tylu pięknych gestów i słów. Kochałam, tęskniłam i krzyczałam – a raczej wykrzykiwałam, zamknięta w swojej sypialni lub łazience. Dlaczego?
Dlaczego nie prosto w oczy i uszy byłych? Dlaczego w samotności? Dlaczego na głos?
Po pierwsze, gdybym krzyczała wprost do niego, moje słowa obiłyby się o mur, który został przez każdego z nich postawiony i którym każdy z nich się ode mnie odgrodził. Tak, głównie od moich emocji. Gdyby tego jeden z drugim nie uczynił, nigdy by nie mieli siły odejść. Zostałby ten czy tamten, ale nie z miłości, lecz z litości. A litość mnie nie interesuje, więc dziękuję każdemu facetowi za tę ścianę. To ona pozwala i mężczyznom, i kobietom zacząć życie od nowa, być w dalszej drodze szczęśliwym albo przynajmniej poszukiwać szczęścia.
Dlaczego lubię pobyć ze swoim krzykiem sam na sam? Mam przyjaciół, tak, to moje wielkie szczęście i dlatego, że są moimi przyjaciółmi, liczę się również z ich uczuciami, z ich samopoczuciem oraz dostrzegam ich starania w podtrzymywaniu mnie w równowadze emocjonalnej. I dlatego, że mogę im w nieskończoność truć o tym, jaka to jestem nieszczęśliwa z powodu rozstania. Jednak ta świadomość nie eliminuje negatywnych emocji: strachu przed samotnością, braku poczucia przynależności, samotności, żalu, smutku. Nie eliminowała również złości na męża, który zostawił mnie w 3. miesiącu ciąży bez środków do życia. Do przyjaciół uderzam jak w dym, pożalę się kilka minut, a potem chcę się śmiać do łez, rozmawiając na zupełnie inne tematy niż mój były facet, mój były związek, moje byłe życie. U przyjaciół chcę być tu i teraz. I kiedyś, jakieś 18 lat temu, pomimo tego, że od porzucenia mnie minęły dwa lata,
ZNALAZŁAM SPOSÓB, ABY NIE CHOWAĆ EMOCJI POD DYWAN I BY ONE MNĄ NIE RZĄDZIŁY.
Mimo rozwodu chcę wciąż umieć odczuwać miłość, kochać innych i swoje życie – a TY?
Zastanawiałaś się kiedyś, jakie znaczenie ma mówienie na głos?
Ja nie musiałam, bo doświadczyłam tej różnicy na własnej skórze. Pisanie jest moją pasją. Czasami palce nie nadążają za myślami, wciąż klikam wolniej, niż płyną moje myśli. Napisałam około 10 poradników, ponad 300 artykułów, niezliczoną liczbę wierszy i prozy poetyckiej oraz cztery książki, z czego dwie czekają na wydanie. Mimo to gdy stoję przed publicznością, słowa tkwią tylko w mojej głowie, natomiast nie spływają przez moje gardło i nie wydobywają się z ust tak, jakbym sobie tego życzyła. Za to w błyskawicznym tempie mogę przelać to, co czuję, myślę i z czym chcę się podzielić, na ekran swojego komputera. Pewnego dnia, gdy udało mi się pokonać tę barierę, doznałam silnego uczucia zadowolenia. To było piękne przeżycie – móc mówić na głos to, co chodzi mi po głowie. Uwolnienie. Takiego uwolnienia doznałam również, gdy po raz pierwszy, zamknięta w swojej łazience, wyrzuciłam z siebie ból, jaki odczuwałam z powodu odrzucenia przez pierwszego męża.
W tamtej łazience po raz pierwszy opowiedziałam mu, jak czuje się kobieta, gdy traci wsparcie, nawet gdy było on tylko iluzoryczne, jak czuje się kobieta odrzucona i co czuje kobieta, gdy ojciec dziecka się nim nie interesuje. Płakałam, siadałam na desce klozetowej, po czym wstawałam i patrzyłam w lustro na swoją zmarnowaną od zgryzoty twarz i puste oczy.
(A tak na marginesie, gdy uda ci się mówić na głos, możesz doświadczyć jeszcze innych przeżyć: po pierwsze, zaczniesz się wstydzić słów, które tkwią w twojej głowie, i śmieszności ich znaczeń).
Nie musiałam krzyczeć mu w twarz, on i tak by tego nie zrozumiał. Nie muszę obdzierać siebie z godności, pozwalając sobie na używanie wulgaryzmów, żeby wyeliminować złość, nie mam potrzeby życzyć komuś cierpienia i przeżycia tego, co ja, bo mam szacunek do samej siebie i pewność, że to szkodzi tylko mnie.
Gdy rozmyślasz o rozstaniu, twój mózg uważa, że daną chwilę przeżywasz na nowo. Nie traktuje tego jak wspomnienia, lecz jako rzeczywistość, i zaczyna wytwarzać chemię, która zatruwa twój organizm.
Odrobina szacunku do siebie wymieszana ze zdrowym egoizmem i pragnieniem odczuwania miłości kierowanej do swojego wnętrz – to decyduje o twoim zachowaniu, to decyduje o twoim samopoczuciu, o twoim nastawieniu wobec innych, nawet tych, którzy twoim zdaniem cię skrzywdzili.
Jestem osobą decyzyjną, wolną, kochającą życie, ale również odczuwającą smutek, który chcę uwalniać tylko w konstruktywny sposób, tak aby na drugi dzień, gdy opadnie mgła, gdy zbledną rozjuszone emocje, gdy spojrzę na siebie w lustro, niczego nie żałować i mieć do samej siebie szacunek – A TY?
Ćwiczenie dla ciebie:
Codziennie idź do łazienki, zamknij drzwi i mów, co czujesz, nawet krzycz, o ile jesteś sama, i płacz, a potem przepłucz twarz i żyj, kochaj i nasycaj pozytywnymi emocjami. Jeśli będziesz wykonywać to ćwiczenie codziennie, mniej więcej o tej samej porze, przekonasz się, że któregoś dnia, gdy już uwolnisz przez usta wszystkie myśli z głowy, nie pójdziesz tam – i to nie z lenistwa. Przestaniesz odczuwać taką potrzebę i może nawet dopiero po kilku dniach uświadomisz to sobie, mówiąc: „o kurczę, nie byłam tu już dwa dni!”.
Seria artykułów „Życie po rozwodzie” to treści bogate w wiedzę merytoryczną, ale oparte na przeżytym doświadczeniu. Przeplatane konstruktywnymi i łatwymi ćwiczeniami. Pomogły wielu kobietom w odnalezieniu sensu życia po rozstaniu. Dowiesz się, jak można powrócić do równowagi emocjonalnej, stawić czoła wyzwaniom i kreować codzienność. To twój powszedni dzień jest najważniejszym składnikiem rzeczywistości. Dlatego odszukaj w nim siebie, aby dotknąć własnego nieba.
Pozdrawiam,
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl