Tylko drewniany pingwin patrzył na mnie z jakimś politowaniem w oczach. No i co zrobić, co zrobić, już za późno na zastanawianie się. Należało się zastanowić, zanim pozwoliłam sobie na wyjście z elegancji i entuzjastyczne okazanie uczuć.
– No to cała sztuka uważności, samoświadomości poszła w diabły – szydził z moich uczuć Robert. I chociaż wiem, że mówił całkiem do rzeczy, broniłam się jednak przed przyznaniem mu racji.
– Nie byłam świadoma, po prostu nie byłam świadoma…
– Że co, wyduś to z siebie w końcu, nie wstydź się, przecież nikt nie słyszy. – Czułam, jakby spuścił z tonu, ale tylko po to, aby za chwilę przyłapać mnie na czymś niedorzecznym.
Postanowiłam być czujna i zaczęłam łagodnie:
– Wiesz co, Robercie, wstyd to było mi wczoraj, że się tak zachowałam. Dobrze wiesz, że nikomu nie robiłam scen zazdrości, nawet jak powinnam, to nie robiłam, bo niby co mi to miało dać? A teraz, jak już sobie na to pozwoliłam, na to odruchowe napisanie jednego zdania, to aż mi niedobrze, w lustro spojrzeć nie mogę.
– Aż tak się nie zawstydzaj. Czytałem, że zazdrość jest wpisana w nasz system emocjonalny i bez niej gatunek ludzki by nie przetrwał, a więc wskazane jest, aby ją odczuwać.
Bardziej prymitywną i rozwojowo wcześniejszą emocją jest zawiść, dziecko już po urodzeniu odczuwa ją względem matki. Ona ma coś, czego ono nie ma – mleko i trzeba je zdobyć. Jest to relacja dwuosobowa. Zawiść odziedziczona w genach, wypełniona poczuciem nieszczęścia i niesprawiedliwości, najczęściej połączona jest z nieżyczliwością do drugiej osoby, ponieważ najlepiej by było, aby ta osoba to straciła tylko dlatego, że jest dobra albo coś posiada, czyli do relacji dwuosobowej dochodzi pragnienie.
Patrzyłam na Roberta oszołomiona: czy on przygotował się na tę wizytę u mnie, a może studiował to psychologiczne zagadnienie? Jednak milczałam, facetowi trzeba pozwolić czasami zabłysnąć. Podkarmić jego ego i ugruntować w przekonaniu, że te informacje polepszyły jakość naszego życia. Ja rozmyślałam, a Robert nawet nie zauważając, że się nudzę, kontynuował:
– A wracając do zazdrości, to widzisz, Wiolka, jest ona rozwojowo późniejsza. Gdy dziecko już kuma, że oni się kochają, mama i tata, to pyta: „A kim w ogóle jest ojciec? Co to za facet? A precz z nim”. To wówczas rodzi się zazdrość, strach przed wykluczeniem z tego trójkącika. Puentując, moja kochana, niczego odkrywczego nie dokonałaś, przestraszyłaś się najnormalniej w świecie, że twój italianiec już nie ciebie będzie od czasu do czasu adorował, bo poświęcił czas innej.
Nie wytrzymałam i postanowiłam się odezwać, tym bardziej że słowo „italianiec” jakość drażni moją cierpliwość i mąci spokój umysłu.
– Wiesz, milczałam, kiedy robiłeś mi akademicki wykład o zawiści, ale skoro ta zazdrość to taka normalka, to po co mi w ten sposób dokuczasz?!
– Hm, chyba mnie rozbawiło to, że to on miał być zazdrosny tego wieczoru, że ty poszłaś znowu bez niego do restauracji jego brata, a tymczasem karma tak szybko znalazła adres powrotny. – I śmiał się pod nosem, sprawdzając, czy mu tą ścierką, którą akurat wycierałam zlew do białości, w ten posiwiały łeb nie strzelę.
– Grabisz sobie, wiesz o tym?
Robert nagle spoważniał i oparł się o blat stołu kuchennego.
– No cóż, grabię czy nie – odpowiedział już łagodniejszym głosem – nie zmienia to faktu, że jest coś nie tak w relacji, którą wiecznie kończysz i skończyć nie możesz. Mam też wrażenie, że łączy was tylko ta chęć wzbudzania w sobie zazdrości, ta adrenalina podczas kłótni. Sprawdź wasze wiadomości, ty każesz mu nie pisać, on odpowiada: „Bardzo proszę, jak uważasz”, pisze, że już ani słowem się do ciebie nie odezwie. Tak obrażeni wytrzymujecie tydzień, potem on zaczyna się odzywać, a ty cała w skowronkach, utrzymując nienagannie udawany chłód emocjonalny, odpisujesz mu staranie dobranymi słowami. Tylko teraz przesadził z tymi zdjęciami, bo nie wie, że nic gorszego nie może ci się przytrafić niż kolejny facet, który ożeni się z inną. Twoja zazdrość może i jest uzasadniona…
– Jak to: może? – krzyknęłam.
– Może, bo tak naprawdę wy nie jesteście w związku i możecie robić, co chcecie. – Mina mi zrzedła, ale nie był to czas na analizę, kiedy człowiek ma prawo być zazdrosny, a kiedy nie. Robert spojrzał na mnie i nadal uzupełniał moją wiedzę na temat stanu emocjonalnego, w którym utknęłam. – Kończąc, Wiola, to mimo że nikt nie jest odarty z tej paskudnej emocji, którą jest zazdrość, wynika ona z niepokojących pobudek.
– Wiem, wiem, to swego rodzaju lęk – wtrąciłam się, chcąc zabłysnąć – podejrzliwość, a nawet strach, że kogoś stracimy lub już straciliśmy. No i? Wiesz co, chyba już nie jest mi aż tak strasznie wstyd, że napisałam to cholerne zdanie albo że się tak poczułam.
– Poważnie? – rzucił mi kpiąco prosto w twarz i dodał: – Wiola, ale skoro chcesz tę relację zakończyć, to ciesz się! Masz namacalny powód, aby to zakończyć, ale nie, ty nie masz odwagi tego zakończyć! Ty tego tak naprawdę nie chcesz, bo inaczej, gdy ci już po kłótni napisał: „zobaczymy się wkrótce”, nie odpisałaś: „o nie, nigdy już się nie spotkamy, przecież powiedziałam, żebyś nawet na pięć kilometrów się nie zbliżał”, bo bałaś się, że jeśli mu to przypomnisz, on odpisze: „ok”. Łapczywie uchwyciłaś się naiwnej nadziei, że ta kobieta nic dla niego nie znaczy. Nadzieja umiera ostatnia, co nie?!
– O, a co ja niby mogłam stracić, skoro i tak nie był mój… jak to mi przed chwilą wypomniałeś, co?
– Ty mi tu nie przerywaj, bo gdybyś nie bała się go stracić albo jego uczucia, którym sądzisz, że cię obdarzył…
– Co „obdarzył”? Kto ci powiedział, że mnie czymś obdarzył? – Z oburzenia robiło mi się tak gorąco, że nawet gdybym głowę wsadziła do lodówki, nie ugasiłoby to mojego wewnętrznego pożaru.
Czym się jednak tak zbulwersowałam? Prawdą o tym, że mój chłopak z poddasza, Americo, może robić, co chce, bo nie było deklaracji związku, a wręcz zawsze mi przypomina, że on to mnie bardzo lubi, tęskni, na Bali chce ze mną wyjechać, ale dwa dni później może jechać z inną, bo jest przecież sam, jest singlem z wyboru! A samcy przecież genetycznie obciążeni są poszukiwaniem jak największej liczby kobiet do zapłodnienia, więc gdyby nawet, to o co się czepiam? O pierwotne instynkty! No z tą inną to mój wymysł, bo on twierdzi, że na urlopie nie przebywa z żadną kobietą. Hm, ale oszustwo też jest rezultatem genetyki, jak pokazuje pewna teoria ewolucji.
Naukowcy piszą, że mężczyźni wykształcili w sobie umiejętność kłamania, a my, kobiety, umiejętność wychwytywania tych oszustw.
No to ja wychwytuję lepiej, niż Americo oszukuje, i mam odpowiedź, dlaczego zobaczyłam jego story. A może on chciał, abym to zobaczyła? Może ma rację jedna z moich koleżanek, że mój chłopak z poddasza dowiedział się, że w piątek spacerowałam po mieście z jakimś facetem i w sobotę zaczął mnie szukać w sieci i odblokowywać? Albo usłyszał, że w poniedziałek właśnie jestem u Antoniego? Bo gdy ja rozkoszowałam się włoskim jedzeniem, on wstawił te zdjęcia? Nie, to całkowite brednie, nawet o tym nie wspomnę Robertowi, bo by mnie za te spekulacje wyśmiał. Przecież wie, że byłam w piątek z kumplem na kolacji, na bank utarłby mi za to nosa.
Zmęczona myślami pozwoliłam, aby Robert mi przerwał.
– Ja mówię, bądź łaskawa, okej?
Zamilkłam.
– Wioletta, gdybym nie miał racji, to po spuentowaniu jego zachowania wyłączyłabyś telefon i poszłabyś spać. Ty weź mu podziękuj za ten ból i cierpienie, i emocje, które przeżywasz, odkrywając, że właśnie one towarzyszą zazdrości, bo ponoć zdajesz sobie sprawę, że relacja z nim nie ma przyszłości.
– Powtarzasz się, staruszku – stwierdziłam. On jednak zignorował moje słowa i nadal sączył moją krew.
– Ale moja droga, to nie wszystko.
– A co takiego, geniuszu, jeszcze wydedukowałeś?
– Jeszcze tylko jedno pytanko i potem mów do woli, jestem niezmiernie ciekaw, dlaczego czujesz się gorsza niż ta kobieta?
– Robert, proszę cię! – Zbliżając się do niego i starając się stać na palcach, prawie wykrzyczałam mu do ucha: – Przede wszystkim to nie kobieta, a dziewczyna, dziewczyna! Rozumiesz? Przeliterować? A może napisać to panu, panie mądraliński!?
Robertowi nawet nie drgnęła powieka, spokojnie kontynuował:
– Tak, Wiola, to kobieta, a tobie przez gardło przejść nie może, że rywalizujesz z kobietą, a wiesz już doskonale, że do zazdrości trzeba trojga.
– Ty weź się opanuj, ja z nikim nie rywalizuję. I słuchaj ty mnie: nie czuję się od nikogo gorsza, od nikogo! – fuknęłam tyłkiem i wyszłam z kuchni, mając już dość tych jego racji i nadzieję, że tak szybko za mną nie przyjdzie, ale nie, on się nakręcił nie mniej, nie więcej niż ja wczoraj po dwudziestej trzeciej, kiedy zobaczyłam fotki Americo z urlopu. Na pierwszym planie, pierwsze story – po cholerę mnie odblokowywał, po co mi głowę truł dwa dni wcześniej, po trzech miesiącach znajomości nagle prosił o mój numer telefonu. Chciał mi się pochwalić, że jest na wakacjach?! Nagle zatęsknił, „o, jaka szkoda, że zrobiłem taką głupotę i z Wiolettą nie spędzam tego czasu”. Tym bardziej, co niesamowicie żenujące, ja też mam urlop i on dobrze o tym wiedział!
A może z nią się właśnie pokłócił? Może się napił i mu odbiło? Może sobie poszła? Nieważne, cholera, po co ja marnuję czas na jakieś spekulacje, domysły – co ze mną się stało?! Przecież niedorzeczne jest rojenie w głowie scenariuszy. Niby nazywa się to poszukiwaniem prawdy! Jakiej prawdy!? Czyjej!? Takiej, która by mi pasowała? A jeśli to tylko jego koleżanka, hm koleżanka, akurat!
Zakryłam twarz dłońmi, jakbym nie chciała widzieć swoich myśli, ale one rechotały w mojej głowie. Taplałam się w tym bagnie emocji i przez tę zazdrość czułam się jak wytarzana w błocie. Jeśli w porę się nie opanuję, może się okazać, że Robert ma rację – nie tylko ją niewinnie znienawidzę, bo ona pewnie nawet nie wie o moim istnieniu, nie tylko jego, ale i siebie, ugrzęznę we wstydzie, który niby wszyscy zazdrośnicy po czasie odczuwają… Kurczę, jak ja sobie to upokorzenie wybaczę… Nie zdążyłam wyciągnąć wniosków, a Robert już stał za mną jak cień.
– To nie wypali, Wioletta, zawsze będziesz czuła się starsza niż jego koleżanki, zawsze będziesz myślała o tym, że znajdzie sobie młodszą – i to może nie do kochania, ale do małżeństwa, do założenia rodziny, bo mu nie wierzysz, że jej nie chce. Ivy też tak mówił, a potem się ożenił, tyle że nie z tobą. Teraz jest twoim przyjacielem. A ty, rozerwana pomiędzy doświadczeniem, które najwidoczniej odcisnęło na tobie duże piętno, a pragnieniem bycia z |Americo tłuczesz się w gąszczu uczuć i emocji, które wcale cię nie uskrzydlają. Przyznaj, że chcesz z nim być. – Słowa Roberta odbijały się o moje zastygłe ciało. Umysł zaprzątnięty kolejnymi pytaniami nie przejmował się jego genialnym postrzeganiem moich paranoicznych zachowań.
Boże, po co te wszystkie dziecinne zagrywki? Blokowanie, odblokowywanie, czujne oko na Facebooku, story i pokazywanie światu, że kocham albo nie.
– To dobre pytanie, Robert… – mamrotałam pod nosem. – Bardzo dobre… – Dlaczego nie mogłam po prostu polubić jego story, tak dla pewności, żeby wiedział, że ja wiem, i udawać, że się nic nie stało, przed nim udawać. Czyżbym faktycznie zdziecinniała? Czy dotrzymałam sobie słowa, że każdy następny facet będzie wiedział, co czuję naprawdę? A może to Robert ma rację, może faktycznie wcale nie chcę zakończyć tej relacji? Naukowe dywagacje, naukowe teorie oszukiwania i wychwytywanie ich oszustw w ogóle nie pomagają, gdy w głowie narasta złość przeplatana smutkiem.
– Mówiłaś coś?
– Nic nie mówiłam… okej mówiłam, mówiłam, że może faktycznie nie chcę zakończyć tej relacji i może faktycznie to nie dziewczyna, tylko kobieta, ale dziś nie będę myśleć tak, jak naukowo wypada, i mam nadzieję, że mi na to pozwolisz i nie będziesz mi już truł o tym, że zazdrość to relacja trójosobowa.
A jeśli mówię o niewinnej panience „panienka”, to oznacza, że narasta we mnie do niej złość, bo w podręcznikach jest napisane, że ta niechęć prowadzić może do nienawiści do konkurenta i to trzeci po lęku i strachu o utratę partnera i jego uczuć, po poczuciu bycia gorszym, komponent zazdrości. Dasz mi teraz spokój.
Robert spojrzał na mnie i wyszedł do kuchni. Ja, usiadłszy na tarasie i zaciągnąwszy się świeżym powietrzem, poczułam ulgę. Może zazdrość świadczy o tym, że ci na kimś zależy i może nawet jest ona wskazana w zdroworozsądkowej dawce? Tylko jak wyznaczyć tę dawkę?
Napisałam:
To było miłe, Americo, widzieć cię z tą małolatą.
A ponieważ nazywanie jej „małolatą” mi nie wystarczyło, dopisałam kolejną, znaną mu już informację:
Nie dzwoń do mnie, nie pisz ani nie rozmawiaj ze mną.
I dumna dodałam:
I nie zbliżaj się do mnie na 5 km.
Nie wiem, na co liczyłam, chyba oficjalnie na jedno jego słowo: „okej”. A w podświadomości tak naprawdę liczyłam na kłótnię. Nie potrafię go rozgryźć, zrozumieć, Może dlatego, że jest prosty jak budowa cepa, a ja doszukuję się w tych nieadekwatnych do naszego wieku zachowań, głęboko ukrytej zawiłości? No i po co? Nie zdążyłam rozwikłać zagadki, nawet jeszcze nie postawiłam sobie właściwego pytania, gdy na taras wystawił głowę Robert.
– Chodź, kolacja gotowa.
– Nie chcę jeść, nie mam apetytu.
– Nie wygłupiaj się, chodź. – Podszedł do mnie i uklęknął przede mną, opierając dłonie o moje kolana. – Gniewaj się na Americo, nawet na mnie, ale nie na indyka w sosie kurkowym, przecież lubisz w kurkowym. – Przechylając głowę raz w jedną stronę, a raz w drugą, cierpliwie czekał. Ja zaś pomyślałam, że mój chłopak z poddasza nie miałby tyle cierpliwości, on już by wstał i powiedział: „jak nie, to okej”.
I nagle z moich ust wypłynęły niekontrolowane słowa:
– Ty nie lubisz Americo?
Na dźwięk tego imienia Robert energicznie wstał i wychodząc przez szeroko otwarte drzwi do salonu, odpowiedział:
– Lubię ciebie.
Wstałam i poszłam za nim. Nie miałam wyjścia, bo nagle mnie oświeciło, że tak naprawdę w ogóle się nie zmieniłam od rozwodu. Kiedy Robert na tarasie chciał zakopać topór wojenny, ja chciałam nagle nadal rozmawiać, kontynuować temat, którego przedłużanie nie miało żadnego sensu.
Z Americo też tak postąpiłam. Bo nie było to niczym innym niż chęcią wyrzucenia złości, która wykiełkowała z powodu przykrości, którą odczułam dwa dni wcześniej, dowiadując się, że pojechał na urlop beze mnie. Nie miałam odwagi wówczas mu o tym powiedzieć i wykorzystałam jego potknięcie do uwolnienia się od smutku.
Myślę, że miałam prawo być zazdrosna, bo nikt mi nie może zabronić podkochiwać się w kimś, kto być może lubi mnie tylko w łóżku. Ale tak, powinnam wyłączyć telefon, gdy zobaczyłam story lub najpóźniej wtedy, gdy na moją wiadomość odpisał:
Okej, w porządku, ale nie wiem, gdzie widzisz problem.
Po co odpisałam… i na każdą jego obronę, że nie ma żadnego story, że na urlopie jest sam, że w sumie to jest singlem i ma prawo robić, co chce i gdzie chce, dostałam białej gorączki, rzucałam sarkazmem i złośliwością, gdzie popadło? Dałam sobie spokój dopiero w momencie, gdy on nagle zaczął zmieniać strategię i napisał:
Zobaczymy się na dniach.
Gdy zaspokoił mój głód uczuć sympatycznych.
Być może sarkazm i złośliwość są wpisane w rozmowy z naszego rocznika i w sumie nie mam potrzeby, aby to zmieniać w konkretnych sytuacjach, ale postaram się zrobić jedno: nie przedłużać kłótni, sprzeczki ani nawet rozmowy tylko po to, by nachapać się adrenaliny, kortyzolu, a może nawet dopaminy, żeby niczym ćpun uzupełnić brak jakiejś chemii wytwarzanej w mózgu.
Rozmawiać trzeba, ale tylko wówczas, gdy wytrzeźwieje się z danego stanu emocjonalnego.
Minęło sześć dni. Pomiędzy mną a Americo zapanowała cisza, jakbyśmy postanowili iść na odwyk, ale no cóż… powiedzieliśmy sobie wszystko i w sumie nic nowego. Wczoraj zaczęłam za nim tęsknić. Wiem, że to minie, że przejdzie, kiedyś… tymczasem, zatopiona w tej tęsknocie, będę robić wszystko, co zaplanowałam. Bo liczy się każdy dzień, nawet ten bez niego.
Tymczasem Robert patrzył z lekkim uśmiechem na to, jak wraca mi apetyt.
– Wyczaruję dla ciebie najlepszy deser na świecie – odezwał się w pewnym momencie, po czym wyszedł do kuchni.
Coś tam mieszał i czymś stukał. Po kilku minutach wrócił z tacą pełną słońca Majorki. Z banana i pomarańczy zbudował jacht, który chyba osiadł na mieliźnie, bo zamiast na błękitnej wodzie osadził go na czekoladowym dnie. Obok dumnie kołysały się w kryształowych szklankach obijające się o lodową górę fale malibu, zmieszane z sokiem z ananasa i udekorowane kolorowymi parasolkami… I czego mogłam chcieć więcej?
O Americo nie rozmawialiśmy już wcale. Kiedy wychodził, pocałował mnie w policzek i wyszeptał:
– Pamiętaj, jutro zależy od ciebie.
Jutro, pomyślałam, ale dziś poczytam jeszcze o tej zawiści i zazdrości.
No cóż, wyszło na to, że nie jest ze mną tak źle, a nawet jest ze mną lepiej niż kiedyś, ponieważ – jak spuentowała swoją wypowiedź psycholog Danuta Golec – znacznie gorsze od samej zazdrości jest udawanie, że jej nie ma.
Wioletta Klinicka
Czytałaś już opowiadanie o Americo i jego przystojnym bliźniaku?
Jeśli nie, to kliknij w poniższy tytuł i poznaj braci, którzy mogą zawrócić w głowie, oj mogą...
O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty
A już w środę 08.11.23 kolejne potyczki Wioletty z Robertem, który próbuje jej wytłumaczyć, że być może, tam na schodach uwolniła się fenyloetyloamina i dojrzała kobieta zakochała się w przystojnym Włochu. Hm, czy on naprawdę taki przystojny?
Fragment
Czy rzeczywiście peszy mnie jego osoba, bo jakimś dziwnym trafem wówczas, na schodach, jakiś prąd, energia wydzieliły się z naszych ciał i lekki podmuch, niewyczuwalny dla nas wiaterek wymieszał je, poplątał i pozostawił w tej aurze nieświadomych? Czy można, tak bez powodu, tak za nic, tak od pierwszego uśmiechu, poczuć do kogoś nieokiełznaną sympatię? Do kogoś, kogo się nie planuje, kto nie jest twoim wyobrażeniem ideału, do kogoś o innym temperamencie i sposobie bycia, niż się oczekuje, do kogoś tak nieodpowiedniego wiekiem?
Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie.
W każdą środę nowy odcinek czeka na Ciebie, raz z udziałem Roberta a raz w innej wersji.
Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta.
Dziękuję za Twoją obecność,
Wiola
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl