Czasami mu zazdroszczę, zwiedza cały świat. Teraz wraca z Gambii… Hm, chociaż ja też zwiedzam, poznałam leżące w Afryce Maroko, odwiedziłam Iran i Irak, bywam czasami w Serbii, a Turcję znam na pamięć. Teraz poznaję Italię, tylko tak się zastanawiam, czy jeśli się tu wychowali, to są Włochami, czy już w połowie Niemcami? Bo jeśli ktoś się tu wychował, to mimo że ma w stu procentach włoską krew, mentalność jest już skażona… i tę mieszankę czuć każdym zmysłem… A wracając do moich podróży, czasami podróżuję z biletem lotniczym w dłoni, ale ostatnio częściej moje podróże odbywają się z mentalnym bagażem podręcznym. Poznaję kraje poprzez ludzi, no, nie będę taka mało szczegółowa – poznaję te kraje przez umysły mężczyzn mieszkających tu, w Trewirze, w Niemczech. Ach, te podróże…
Na sygnał wiadomości otworzyłam zmęczone od uzewnętrzniania swoich emocji w sieci oczy.
Wylądowałem, przyjadę prosto do ciebie. Proszę, zamów coś do jedzenia, ja płacę.
I emotikonka uśmiechu, jak zawsze. On zawsze płaci, bo jakby miało być inaczej, w końcu na to pracuje, aby płacić za nasze kolacje. Leniwie odłożyłam telefon i obróciłam się na drugi bok – zero ekscytacji, żadnej podniety, nic… Jak ja bym chciała na taką wiadomość: „przyjadę prosto do ciecie” skakać pod sufit z radości, biec do łazienki, brać prysznic, podśpiewując: „kocham cię, kocham nad życie…”, zaglądać do szafy i szukać czegoś, w czym mnie jeszcze nie widział, nakrywać białym obrusem stół i zapalać świece… oj, ile bym dała… A tak poleżę sobie jeszcze chwilę, zamówię jakąś pizzę albo burgery, a gdy on wejdzie, usłyszę: „A ty co taka zmarnowana? Szalona sobota była czy znowu ktoś ci pomógł się zdołować?” lub coś w ten deseń.
Godzinę później nie pomyliłam się…
– Otwórz, to ja.
– Ach ty, no jak ty, to wejdź – rzuciłam z mizernym entuzjazmem w głosie.
– Wioletta, a tobie co… Lustra ci z domu wynieśli czy co? – zapytał, zanim wtargał tę przeraźliwie wielką walizkę do mojego przedpokoju.
– Ale jesteś zabawny, to taki afrykański żargon? I co ty tam masz: jakiegoś faceta dla mnie czy banany na wynos?
– Tak, dwóch facetów – odparł z przekąsem.
– No, kiedyś mógłby cię w końcu ktoś zastąpić – siliłam się na żarty, a on po tym, jak czule pocałował mnie w policzek, wyszeptał do ucha:
– Kochana, mnie nikt nie zastąpi…
Miał rację, nigdy bym tego nie chciała, bo tak naprawdę życia sobie bez niego nie wyobrażam, bo jestem w naszej przyjaźni bezgranicznie rozkochana – i to bardziej niż przed tygodniem w jednej z włoskich restauracji, gdy patrząc na Antonia, bałam się wstać do łazienki, bo nogi miałam jak z waty.
– A, Wioletta, zanim zapomnę: co za Antosia sobie wymyśliłaś? – krzyczał z łazienki Robert.
– O co mnie pytasz? – udawałam, że nie rozumiem, ale on wyszedł jeszcze z ręcznikiem w dłoni i pocierając nim swój zarost, dodał:
– Proszę cię, przecież wiesz, że nie lajkuję, nie wysyłam ci serduszek i tak dalej. Ale ja wszystko czytam, czytam, co piszesz, żeby być na bieżąco.
– O, jak mi miło, a może jednak byś czasami zalajkował, dla mojego dobra, dla rozwoju, i napisał ze dwa komentarze, i się jeszcze podpisał, bo jak nie lajkujesz, to po co innego czytasz moje opowiadania?
– Kobieto, to logiczne: żeby być w twoim życiu na bieżąco… no wiesz, jeśli napiszesz coś niepokojącego, to nawet w Gambii znajdę zasięg i zadzwonię, żeby cię wesprzeć, podtrzymać na duchu. Może przybiegnę pozbierać z podłogi twoje popękane serce.
– Robert, jakie to miłe… – I nie skończyłam myśli, bo właśnie przywieźli pizzę, za którą naturalnie on zapłacił, trzy razy panu podziękował, zostawił mu resztę i kładąc ją na stole, jeszcze przed otworzeniem pudełka zapytał:
– A w tym mieście to nic już innego oprócz Italiano nie ma? Nie mogłaś się trochę wysilić i zamówić kebaba?
Ujęłam się pod boki, zmrużyłam oczy i czułam, że jakoś dziwnie przekrzywiając ciało, wyglądam bardzo śmiesznie, ale i tak w takiej nienaturalnej postawie zdołałam wysączyć jad, jak mi się zdawało.
– Czas na arabskie i tureckie jedzenie przeminął. Przez najbliższe miesiące będziemy stołować się u Włochów. – A Robert, jakby nigdy nic, próbując otworzyć pudełko powiedział tym swoim przytakującym tonem:
– Okej. – I opadły mi na wyrost podniesione ramiona, a dłonie wylądowały na wieku pudełka. Nie miałam innego wyjścia, jak tylko spojrzeć mu głęboko w oczy i uwodzicielsko zapytać:
– A chcesz zobaczyć, co tam jest?
– Antonio czy Americo? – zaśmiał się Robert.
Też się śmiejąc, pomyślałam: no i jak ja mam go nie kochać?
Przy jedzeniu Robert opowiadał, jak było w Gambii, co udało im się zrobić i dlaczego tak ważna jest pomoc tym, którzy dotknięci przez zachodnią cywilizację nie zawsze radzą sobie z nową, często narzuconą im rzeczywistością. Dopiero gdy usiedliśmy na kanapie, Robert spojrzał na mnie badawczo i zapytał:
– To przeszło ci już to, kochanie…?
– No pewnie, przecież nie miałam wyboru…
– O, wybór to miałaś, zawsze mogłaś użalać się nad sobą, że znowu wybrałaś nie tego brata, co trzeba. – I zaczął się śmiać.
Szturchając go w bok, odpowiedziałam:
– Przestań mi dokuczać, Robert, a on i tak jest zajęty.
– No zawsze z braci któryś jest zajęty… – Nadal się śmiał i dodał: – Wiesz, szkoda, że ja nie mam brata, może by ci się podobał.
– I co – zareagowałam szybko – i byłbyś zazdrosny?
– Ja, no coś ty, nigdy.
– O tak, wy nigdy nie jesteście zazdrośni albo zazdrośni na wskroś. Nigdy u facetów nie ma nic pośrodku.
– Moja droga, my zawsze mamy coś pośrodku. – Jakoś odruchowo oboje spojrzeliśmy na środek jego spodni. Tak to właśnie z Robertem jest, tak jest też, że gdy już się mnie uczepi i jakiegoś faceta, z którym obłudny los skrzyżował mnie tylko na chwilę…
– Żarty żartami, ale opowiedz mi, powiedz prawdę, jak to było z tym drugim bratem.
– Coś ty się tak uczepił? Czemu wracasz do tego tematu, przecież czytałaś opowiadanie, to o co ci chodzi?
– O tę książkę, Wioletta, bo wiesz, tak się zastanawiałam, czy już ją skończyłaś. Zawsze przecież możesz zmienić środek czy zakończenie…
– O jaką znowu książkę?
– O chłopaku z poddasza. Czy on nie ma na imię przypadkiem Americo?
– Ach, proszę cię, to tylko książka i jego imię. Poza tym to nie wiem, czy imię Americo zostanie.
– Ależ naturalnie, że zostanie, to ładne imię.
– Tak i nadaje charakter, ale on, mimo że się zgodził, dostanie zawału, jak zobaczy tytuł.
– Przecież nie zna polskiego.
– Ale swoje imię to chyba przeczytał?
– Już przeczytał? Nie mówiłaś…
– Nie? Teraz nie mam na to siły, kiedyś ci opowiem.
– No ja po podróży mogę nie mieć siły na słuchanie, ale ty… zawsze taka skora do opowiadań, teraz nie chcesz?
– Czy ja raz mogę nie chcieć?
– Zawsze możesz nie chcieć, tylko do czego nas zaprowadzi to niechciejstwo? – No i znowu mnie rozśmieszył, zawsze to robi, dobiera słowa tak, abym miała dwuznaczne myśli.
– Bo widzisz, to było tak…
Nie musiałam opowiadać Robertowi, jak poznałam Americo, bo wiedział dokładnie, że był moim sąsiadem który zakradł się do mojego życia leniwie jak kot i tak samo wymknął się z niego, aby od czasu do czasu powracać. Przy tym jest nacechowany niezmierną fantazją, która rozkwitała w nim, gdy tylko czuł się zagrożony lub – jak mi się wydaje – miał przebłyski tego, że nie znajduje się w miejscu, w którym chcieliby go widzieć inni, a może nawet on sam. Trudno mu było zrozumieć, że jest mi wszystko jedno, czy ma dom na kurzej stopce, czy kryształowy pałac. Nie widziałam go w swoim życiu na dłużej, a więc było dla mnie jedynie ważne, żeby nie oczekiwał ode mnie niczego oprócz atrybutów zakochania. I chociaż często wypominał mi, że jestem dla niego niemiła, chyba jednak chodziło mu nie o okazywanie uczuć, lecz o adorowanie go, a tego jakoś nie potrafię. Nie umiem adorować mężczyzny, który nie adoruje mnie. Nasze spotkania jednak wywoływały we mnie szczególny stan podekscytowania. Nawet gdy tylko słyszałam go na klatce schodowej, nawet gdy śpiewał w swojej łazience, pod prysznicem, nawet gdy nie przychodził, a ja wiedziałam, że jest tam, na górze, było mi lepiej – wręcz muszę przyznać, że ta jego obecność wywoływała we mnie całą lawinę pytań o relacje damsko-męskie. I cóż, w ten sposób napisałam tę książkę ale w niej Antonia nie ma ani nie będzie. Tak sądzę. Myślę, że poświęcę mu tylko to jedno opowiadanie, bo za krótko go pożądałam, aby pisać poematy.
Robert szukał w kuchni korkociągu, a ja szukałam w głowie odpowiedzi na pytania, dlaczego w ogóle to opowiadanie napisałam, czy chciałam tego faceta zachować w pamięci, a może to przez moją sąsiadkę, która znalazła się tam, gdzie być nie powinna, i zachowała się tak, jak wówczas przez chwilę pomyślałam, że zachowała się tak, jak zachować się nie powinna. Ale o tym opowiem za chwilę.
– No to co, opowiesz, jak to było czy mam cię prosić?
No co tu opowiadać? Nie mogłam znaleźć zakończenia dla książki, zaczęłam więc grzebać i szukać czegoś z przeszłości Americo, jednak oprócz jego brata nie znalazłam niczego, więc cóż, pomyślałam sobie, że popatrzę, kim jest ten, którego Americo jakoś dziwnie nie trawi. Na pewno kocha go jako brata, ale jest coś na rzeczy.
– No ale zaraz… Z tego, co wiem, to ty na fecebookach nie szukasz informacji. Ty ich szukasz tylko w głowie! Od kiedy tak się dałaś wkręcić w coś, czego nie znosisz u innych kobiet?
– Czyli czego? – przerwałam mu.
– Czyli domniemania, wyciągania wniosków na czyjś temat na podstawia zdjęć i wpisów. Przecież to śmieszne i wiesz, że około dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego, co zobaczysz w sieci, to fałsz i obłuda. Patrzycie na te zdjęcia i myślicie: o, ten to na pewno jest taki czy taki, a wczoraj to pewnie z nią spał. No zobacz, jak na nią patrzy. Ten nie odpisał odraz, pewnie gej…
– Ho, ho, ale się rozpędziłeś.
– No tak, bo nie mogę zrozumieć, detektywie od siedmiu boleści, kiedy zrobiłaś się taka wścibska.
– No zrozum, że nie miałam zakończenia, tylko tyle. Na Krecie prawie wszystko napisałam, tylko…
I przerwał mi jak zawsze, gdy bronię się nieudolnie albo coś ukrywam:
– To wracaj na Kretę, a nie po Facebooku ganiasz. Tam nic nie ma, jak widzisz! Pomału wychodzisz z elegancji kobieto.
– I tu się mylisz… – ponownie próbował coś wtrącić.
– Zakończenia, zakończenia… ciekawe do czego?
– Chcesz wysłuchać czy będziesz się wiecznie wtrącał?
– No dawaj… już milczę. I co z tym bratem?
– Z tym bratem okej, polubiłam jego wideo, które promuje tę jego restaurację. Polubiłam to „moje, do mnie, u mnie”. Jest taki „ja, ja, ja”, co mnie trochę na początku zniesmaczyło, bo od kiedy to restaurację prowadzi tylko jedna osoba? I wydał mi się taki narcystyczny przez to, a potem pomyślałam, że może to opinia Americo o nim wpłynęła na moje postrzeganie, bo sam wiesz, jak ktoś ci coś do głowy nawbija, to trudno spojrzeć na tego obgadanego kogoś ze swojej perspektywy, ale ja postanowiłam to sprawdzić…
– No tu może i masz odrobinę racji…
– No miałeś mi nie przerywać.
– Już milczę. I co było po tym, jak polubiłaś jego posty?
– Wideo. On prawie od razu zaprosił mnie do znajomych. No pewnie nie dlatego, że fajna laska ze mnie, i to z Trewiru, chociaż to byłoby bardziej ekscytujące, niż myśl, że zrobił to, ponieważ tak jest w sieci, szczególnie gdy prowadzisz biznes. No to ja jego zaproszenie przyjęłam. On odwdzięczył mi się wirtualnym „super”, no wiesz, tymi serduszkami, które oznaczają „super”, pod kilkoma postami. Najwięcej otrzymałam za taniec.
– No widziałem, ale miałem ubaw.
– Milcz! Bo ja ci się tu zwierzę teraz.
– Yhy…
– Kurczę, Robert, przez chwilę miałam taką nadzieję, że może mu się podobam. – I zakryłam jak nastolatka twarz dłońmi, a Robert odsunął je na bok, uniósł mój podbródek i wyszeptał:
– No przestań, maleńka, to tylko odrobinę żenujące, ale też normalne, gdy ci się spodobał kolejny italianiec. – Zaczął się śmiać.
– O ty draniu! Ja ci tajemnice zdradzam, a ty mnie tak od żenująco zachowujących się wyzywasz? – Przy Robercie cały świat jest inny, przy nim śmiejesz się, a za chwilę złościsz tylko po to, by za moment usłyszeć, że jesteś warta zainteresowania nawet dwóch Włochów – i to takich prosto z Mediolanu.
Kiedy już przestaliśmy się wygłupiać, opowiadałam mu nadal o tym, jak to chciałam się wybrać do Antonia, ale okazało się, że to nie tam, gdzie myślałam, i parking jest bardzo uszczuplony. I znowu Robert nazwał mnie wariatką, gdy mu powiedziałam, że w związku z tym poskarżyłam się właścicielowi, że niby jak człowiek ma tam dotrzeć.
– No to sobie powód znalazłaś, żeby do niego napisać.
– No i tego w ogóle nie żałuję, bo przynajmniej utwierdziłam się w przekonaniu, że nie zna się specjalnie na żartach i jego ego – tak, jego ego – jest przerośnięte.
– A może on tylko tak na pokaz? Może to miły facet?
– A może Americo miał rację, że on jest milszy?
– Hm, a kiedy ci to powiedział?
– Zaraz po tym, jak byłam w tej knajpie.
– No dziwne, tak zaraz po tym?
– No, tak chyba na drugi dzień.
– Ale nie jest możliwe, żeby o tobie rozmawiali.
– Myślę, że nie jest możliwe nawet to, aby na początku Antonio wiedział, że znam jego brata, ale sama nie wiem. Robert, czy faceci rozmawiają o kobietach?
– No, Wiola, przestań zadawać bezsensowne pytania. Przecież wiesz, że rozmawiają, ale nie wiem, czy każdy z każdym, czy bracia rozmawiają o poznanych kobietach. Nie mam brata.
– Nie ma raczej szans, aby Americo o mnie rozmawiał. Może gdybym była jakąś niebiańsko piękną zakochaną w nim małolatą, toby się pochwalił, ale tak to czym, to znaczy kim. Kobietą starszą o dziesięć lat…?
– Przestań, okej?! Jesteś zabójczo piękną i interesującą kobietą, przy której nigdy nie można się nudzić, i nie drażnij mnie tymi swoimi poniżającymi siebie epitetami. Pamiętaj, jeśli facet patrzy na portfel kobiety, zawartość szafy czy status społeczny, to co to za facet?
– No wiesz, ja też chcę faceta, którego stać na to czy na tamto, żeby fajnie się ubierał, jak ty, i tak pachniał, i był inteligentny.
Jeśli wciąż odrzuca się kogoś za stan posiadania lub właściwie za jego brak, to czy my rzeczywiście żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku? A może właśnie tak nasz wiek wygląda? Może ponownie mnożymy stan konta, aby komuś zaimponować, jesteśmy z kimś nudnym, cholerycznym, sfrustrowanym tylko dlatego, że pasuje do nas jego stan posiadania?
– Wiesz, Robert, ile kobiet, które mają pieniądze, bierze sobie młodych facetów za kochanków? I wiesz, co ja myślę? Robią to, bo wyszły za mąż z powinności. A teraz, gdy nareszcie rozwody są w modzie i ich facet znalazł sobie kogoś innego, i myśli sobie, że ta inna da mu inne życie, kobiety, ich żony robią to mądrze, to znaczy nie pakują się w trwałe związki, tylko u boku o dwadzieścia lat młodszego faceta rekompensują sobie to, co straciły: śmiech do rana, podniecenie do granic wytrzymałości, poranne orgazmy i samotne śniadania na tarasie, którymi, zaspokojone emocjonalnie, się upajają.
– Wow, brawo, Wiolka, ty to masz teorie! I co dalej? W tak zwanym międzyczasie, gdy ten młody wyjdzie i zanim wróci, no co? Shoping?
– Czemu nie? Shoping nie jest taki zły.
– Słuchaj, porozmawiamy o tym innym razem, a teraz powiedz, kobieto, czy ty tam faktycznie byłaś?
– Byłam – odpowiedziałam z dumą.
– Poszłaś, bo chciałaś go zobaczyć czy się najeść?
– Najeść oczy. Podoba ci się odpowiedź? – burknęłam.
– I co… fajny na żywo czy Americo fajniejszy?
– Nie wiem, daj mi spokój.
– To dziwne, Wiola, nigdy ci się buzia na temat facetów nie zamyka, a teraz jakieś tajemnice udajesz.
– Posłuchaj, po prostu mi trochę wstyd i on ma dziewczynę…
– No i co z tego, że ma dziewczynę? Chyba ślubu z nią nie brał? Dobra, nie dyskutujmy o tym, tylko ty mi tu powiedz, jak to z tym Antonio się zadziało, że on ci się nagle spodobał. Przecież oboje wiemy, że nie znosisz arogancji, bo sama masz jej zanadto w sobie, a relacja dwojga arogantów prowadziłaby tylko do niesmacznej rywalizacji…
– Dobra, skończ już. zrozumiałam. Jejku, jakie ty masz na mój temat poglądy!
– Takie, jak mi pasują…
– No właśnie i ja na temat Antonia też!
– I zmieniłaś je kilka razy.
– I zmieniłam, ale zanim do tego doszło, muszę ci opowiedzieć o Nicoletcie.
– Nicoletcie?
– Słuchaj. – Hm, Robert zawsze potrafi otworzyć mi usta, jest człowiekiem, który podczas rozmowy kieruje światło na ciebie, czujesz się przy nim ważna, bo pomimo jego częstego nadużywania sarkazmu i wyśmiewania niektórych kobiecych zachowań wykazuje szczere zainteresowanie rozmową, twoją historią, twoimi przeżyciami.
– Słucham – powiedział i pokręcił tyłkiem na kanapie, aby znaleźć ten jego ulubiony dołek, do którego pasuje idealnie jego pupa. To oznaczało tylko jedno: czekał na coś zabójczo interesującego.
– Wróciłam z pracy, był weekend, niedziela. Czułam się taka przemęczona, że chciałam tylko położyć się i zasnąć. Chciałam spać, budzić się na siusiu, napić się wody i znowu spać. Deszczowa pogoda sprzyjała moim planom, które nagle, o osiemnastej, się zmieniły. Bo wiesz, wybudziłam się z takim silnie drażniącym mój mózg pytaniem: co ja robię!? Czy to, że jestem singielką oznacza, że mam przespać niedzielę? Ot tak poświęcić swoje życie tylko pracy i spaniu? Zerwałam się na równe nogi, z którymi musiałam trochę powalczyć, zanim doprowadziły mnie do łazienki. Stanęłam pod prysznicem, woda obmywała nie tylko spocone ciało, ale i determinowała do postawienia kolejnych kroków. Potem zrobiłam makijaż, wybrałam strój i wygodne buty, ponieważ stwierdziłam, nie, właściwe to nie stwierdziłam, tylko już wiedziałam, gdyż kiedyś poszłam na spacer, by sprawdzić, ile minut idzie się do tej restauracji pieszo.
– Serio… – Robert naturalnie musiał mi przerwać.
– Tak, tak serio.
– Poszłaś pod restaurację? – zaczął się śmiać.
– No kurczę, czy ty naprawdę musisz zwracać uwagę na takie drobiazgi?
– No to po co opowiadasz o tych drobiazgach?
– Nie wiem, może żebyś wiedział, jakie kobiety głupoty robią…
– To już wiem. No okej, zrobiłaś to kiedyś tam, teraz już wiedziałaś, że dojdziesz pieszo. I co?
– No i wiedziałam, że się za bardzo nie upocę, gdy pójdę pieszo, i nie zziajam, i sama zaczęłam się z siebie śmiać… Ale to dobrze, bo przecież głupoty robi się po to, aby się trochę rozerwać w tym poważnie stojącym przed nami życiem. – No i taka wystrojona poszłam tam, nogi mi się trzęsły i tak dalej. Weszłam, a on pojawił się od razu na wejściu. I poczułam się, jakby nagle wszystkie oczy spojrzały na mnie, pytając: z kim się tu umówiła? Zapytałam, czy mogę jeszcze coś zjeść, o on, że oczywiście. To gdzie mogę usiąść, a on tym pytaniem był jakoś zmieszany – pewnie u nich klient siada, gdzie chce. On spojrzał na kelnerkę i bardziej gestem niż słowami zapytał ją, czy mogę tu właśnie spocząć. Ona przytaknęła skinieniem głowy. I wiesz, gdzie mnie posadzili?
– No gdzie?
– Na środku pierwszej sali. W centrum. W centrum ich pracy, oczu klientów ja i czteroosobowy stół. No czy nie mogli mieć dwuosobowego? No wiesz, nie chciałam siedzieć gdzieś upchnięta w kącie, jak to robią single, ale aż tak na świeczniku też było trudno. – Robert prawie dusił się ze śmiechu. – No puść tę parę, no śmiej się ze mnie, bo jutro już nie będziesz miał powodu.
– Nie no, Wiolka, jest okej – zmusił się do odrobiny powagi. – Mów, bo jestem ciekaw…
– Czego?
– No jak doszło do zmiany zdania?
– O, Robercie, on wydał mi się taki w cholerę przystojny… Speszony, ale jednak próbujący utrzymać fason. I to jego seniorita, i te identyczne jak Americo nachylanie się nad kobietą, i tyłek, ma zabójczo fajny tyłek. No ale zanim ten tyłek zauważyłam, zdjęłam z siebie płaszcz i powiesiłam go. I jak to u mnie w restauracjach bywa, a raczej w pubach, bo przecież ty wiesz najlepiej, że do takich restauracji sama nie chodzę, zaczęłam wypakowywać swój zestaw: okulary, telefon, papierosy. Usiadłam. Podeszła kelnerka, aby przyjąć zamówienie. Czułam się trochę zawiedziona, że to nie on. Zamówiłam steka, pastę i sałatkę oraz pasujące do tego wino. Po winie trochę się rozluźniłam, on chyba wraz z upływającymi minutami też.
Ale wiesz, Robert, te media społecznościowe wcale nie zbliżają ludzi do siebie, może czasem, ale my, ja i Antonio… Normalnie to chyba powinno być jakoś tak inaczej, tak na luzie: „o, jak miło mi cię widzieć”, na ty, a nie na pani. Owszem, seniorita brzmi tak ponętnie i tu, w Trewirze, tak zwracają się do kobiet Włosi w restauracji, ale chyba tylko do obcych pań. A on, on mnie przecież zaprosił na Facebooku i jak pisałam z nim o tym braku parkingu, to na ty, a nie per Herr… Pozostaliśmy do końca mojego pobytu w układzie „widzę cię pierwszy raz i nie wiem, jak się zachować”, „widzę cię na żywo i jestem oszołomiona, i co ja tu w ogóle robię”.
Z upływem kolejnych minut i znikającym winem z mojego kieliszka zaczęłam się cieszyć swoim miejscem. Mogłam upajać się fantastycznym widokiem. Inni też.
– Inni, czyli…?
– No wiesz, nawet pan, który robił pizzę, stał i patrzył, tak centralnie… Ozdoba, atrakcja, dzisiejszego wieczoru, Wioletta we własnej osobie. Kobieta samotna… ach ja…
– No i co, to dobrze, że jest ktoś, kto potrafi pokazać światu, innym kobietom, że nie trzeba chować się w kącie tylko dlatego, że się do kogoś nie przynależy.
– W sumie tak. Zamyśliłam się na chwilę. Gdyby te moje samotne wypady spowodowały, że chociaż jedna kobieta, singielka, zacznie korzystać z życia na równi z zajętymi… Gdybym wiedziała, że to inne kobiety, takie jak ja, motywuje do wyjścia spod kołdry, poczułabym satysfakcję. I ta jedna kobieta zmotywowałoby mnie, gdy to ja mam gorszy dzień. Chociaż z drugiej strony jestem wdzięczna chyba sobie, że potrafię nawet tę motywację wykrzesać bez bodźców zewnętrznych.
– Ale w sumie, Wioletta, to nic specjalnego się nie wydarzyło?
– No w sumie oprócz tych fluidów przemieszczających się pomiędzy stoikami, oprócz tych nagle wzmożonych emocji i ciekawości ludzkiej to chyba nic szczególnego… oczywiście z wyjątkiem Nicoletty, która jednym gestem wyrwała wszystkich z amoku, którym czułam, że wszyscy są owładnięci.
– Co z tą Nicolettą?
– No bo znasz mnie, Robert, byłam jak ta pani z sanepidu: pod kontrolą każdy gest i ułożenie ciała, każde sowo, a najlepiej nie używać ich wcale, gdy się nie ma zbyt dużo do powiedzenia.
– No to to sobie wyobrażam, znam ciebie i ciebie w takich sytuacjach, ale w sumie to jesteś ty…
– No właśnie inna w takiej sytuacji być nie potrafię, prawda? – dodałam pytająco, jakbym szukała dla siebie usprawiedliwienia.
– Prawda, prawda, ale co z Nicolettą?
– Po jedzeniu poszłam zapalić, a on przyniósł mi popielniczkę. Wcześniej zamówiłam kawę. To był mały zabawny epizodzik. Przechodził obok, a ja: „Przepraszam – odwróciłam się”. „Tak?”. „Poproszę kawę”. A on, że taką, taką i zaczął rękoma pokazywać na taki mały kwadracik, myślę że, nie był gotowy na moje przepraszam... A ja: „tak, właśnie taką”. Uśmiechnęliśmy się do siebie, kiedy mi ją przyniósł. Powiedziałam, że pójdę zapalić, i zapytałam, czy jest tam popielniczka. Wraz ze mną unosiły się męskie głowy znad jedzenia i ich wzrok odprowadzał mnie do drzwi. Zapytałam, czy jest tam popielniczka, a on, że mi przyniesie. I gdy ją przyniósł, znowu nachylił się i ciepłą barwą głosu powiedział: „Proszę”. Hm, Robert, te piękne ułamki sekund, które pamiętasz do dziś… one, na nich buduje się nasz cały światopogląd.
– No nie przesadzaj, to tylko chwilowe uniesienie.
– Robert, takie chwile, gdy umiesz je zapamiętać, pomagają ci uwierzyć, że świat jest piękny, że będzie jeszcze dobrze…
– No w sumie dobre wspomnienia są skarbem… ale Wiolka, o Nicoli proszę, okej?
– Już, już nawet powzdychać nie pozwoli, co za facet.
– Twój – zaśmiał się Robert.
– No, no – odparłam z zarzutem w głosie. – No to wróciłam, po drodze zahaczając o toaletę, usiadłam i poprosiłam o rachunek. A on go nie przynosił i ni przynosił, nic nie robił, stał za barem, ale nie przynosił. I nagle obok niego stanęła w chustce na głowie kobieta, młoda kobieta, dziewczyna. I zaczęła krzyczeć i machać nad głową rękoma: „Hallo, hallo…”. Przerwała tę ciszę, zmieszanie błąkające się pomiędzy nim a mną, wyciszyła nostalgię i złamała konwenanse…
Wraz z tym swoim „hallo” zdjęła z głowy chustkę i ruszyła w moim kierunku, a on stał jak wryty, w tej samej pozycji, z rękoma zaplątanymi na klatce piersiowej, z oczami wpatrzonymi we mnie, jakby chciał się dowiedzieć, jakby wyczekiwał, co teraz się stanie, jak zareaguję, jakby chciał zobaczyć moje zawstydzenie. Mnie odartą z poematu swojego istnienia. Nagą!
Podeszła do mnie i od pierwszych słów: „cały czas się zastanawiałam, czy to moja sąsiadka”, wywołała we mnie uśmiech, ale jednocześnie poczułam się, jakby on miał rację – ta młoda osoba odarła mnie z tajemniczości, którą – otulona – emanowałam, w której czułam się bezpiecznie, która była dla mnie woalką okrywającą moje braki, niedociągnięcia, w której skrywałam swoje niespełnione marzenia.
Tak, stanęłam nagle naga, bezbronna. Oto ona, ta, która wciąż podąża za nieznanym, której oczekiwania względem świata są zbyt wygórowane, która za ich spełnienie płaci cenę wiecznego tułactwa, bezdomności wśród ludzkich oczu i ich posiadania. Oto ta, która mieszka w zbyt ciasnym mieszkaniu, ma zbyt mało prestiżową pracę, ta, która mogłaby kochać jego brata. Oto ta, która, rozkochując się w miłości niepoznanej, czeka wraz z każdą nową zmarszczką na iluzoryczne poczucie przynależności. Oto ta, która za miłość i taniec oddałaby resztkę godności, gdyby tylko jej logiczna część mózgu, zmęczona już doświadczeniami porażek, nie była tak silnie nieugięta w swoich przekonaniach, że miłość i taniec to nie wszystko i że ma coś jeszcze do stracenia.
A ja, Robert, już do stracenia nie mam nic i czasami, przysięgam, że czasami tak bardzo mnie męczy utrzymywanie się na powierzchni… czasami jestem cholernie zmęczona…ale gdzieś w środku tli się równie nieugięta nadzieja, że spełnię swoje marzenia. I trwa ta zacięta walka, burza w moim sercu i głowie. Kto wygra, Robercie, kto? – Robert nie powiedział nic, tylko przytulił mnie tak mocno do serca, że gdyby nie odjął mnie po sekundzie lub dwóch od swojej klatki piersiowej, udusiłabym się w jego ramionach. Pomyślałam, że to by była piękna śmierć, odejść z poczuciem, że kocha cię ktoś tak mocno, że nie ma nawet sensu podejmowania próby, aby to uczucie opisać słowami. Pisząc teraz to opowiadanie, zastanawiam się, dlaczego ta jego miłość mi nie wystarcza…
Po chwili Robert wziął mnie za rękę i poszliśmy z lampką wina na taras, by zapalić. On odezwał się pierwszy.
– Wioletta, a co z Americo?
Nie byłam zaskoczona jego pytaniem, wiedział, że to poprawi mi humor.
– No cóż, nie wiem, Robert. Nie wiem. Antonio był tylko gościem w moim życiu, może po to, żebym mogła coś napisać, może żebym zrozumiała, że różni ludzie wywołują w nas różne stany skupienia.
Przy jednych sprężamy się i jesteśmy twardzi jak skała, a przy innych, jak przy Americo, rozpływamy się w zapomnieniu, kim chcielibyśmy być, po prostu jesteśmy sobą…
Potem opowiedziałam mu resztę historii, jak to żałowałam, że nie zapytałam, gdy już Antonio przyniósł mi rachunek, dlaczego stał w milczeniu i dziwnie na mnie patrzył. To było nader kuriozalne… no cóż, pewnie się już nie dowiem. Mimo że nagle nieznajoma stała się znajomą, wyszłam z poczuciem spełnienia. To był cudowny wieczór, który zafundowałam, nie sama, lecz dzięki dwóm braciom bliźniakom, dwujajowym. Ja tylko siebie zmotywowałam, żeby tam iść.
W domu zrobiłam rolkę z krótkiego wideo, które udało mi się nagrać w restauracji dla Antonia, i nie wiem, czy Americo usłyszał od kogoś, że tam byłam, czy zobaczył moją relację, ale po dwóch dniach osiągnęłam swój ukryty przed światem cel. Napisał i zapytał, jak mi się podobało u jego brata. No cóż każdy powód jest dobry, aby odnowić relację… Każda strategia jest dobra, aby zwrócić na siebie uwagę, ale tego Robertowi nie powiem...
Wioletta Klinicka
Czytałaś już opowiadania z serii "Americo..." z udziałem uwielbianego przez kobiety Roberta?
Jeśli nie, to kliknij w poniższy tytuł i podsłuchaj dyskusję Roberta z Wiolettą, na temat jej nowego obiektu westchnień.
O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty
Po sielankowej kolacji przyszedł czas na kolejny zawrót głowy, wywołany jednym niefortunnym wypadem do Hiszpanii. Kto z tych dwojga tam pojechał i jaki to miało wpływ na ich relację dowiesz się po kliknięciu w poniższy tytuł.
W trzeciej części doszłam do wniosku, że czas opowiedzieć, jak oni się poznali i czy miłość zakłada różowe okulary w każdym wieku. Kliknij w poniższy tytuł i zaczytaj się w tej historii, bo może przeżyłaś coś podobnego, i opisuję właśnie twoje emocje?
Czy na schodach wymieszało się pożądanie z miłością od pierwszego wejrzenia?
Gdybym miała kiedykolwiek obrazić się na Roberta, to właśnie tego dnia i z tego powodu. Wiesz, jak nazwał kobiety? Normalnie przegiął, ale cóż może miał swój powód? Oceń tą sytuację sama klikając w poniższy tytuł.
Jak oczekiwania zniszczyły związek
Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Zacznij od pierwszego odcinaka. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie.
Od teraz, w każdą środę nowy odcinek, raz z udziałem Roberta, a raz w innej wersji.
Baw się, relaksuj i dyskutuj z nami.
Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta!
Dziękuję za Twoją obecność,
Wiola
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl