opowiadanie gdy zabrał go bog
Opublikowano: 2023-04-09

GDY ZABRAŁ GO BÓG…

– Świat się, proszę pani, nie zatrzymał, nawet moje myśli nie stanęły w miejscu. Raz kłębiły się w przeszłości, aby już za chwilę rozliczać przyszłość, która nie nadejdzie. Przyszłość, którą układałam od kilku miesięcy w głowie, do której droga miała być burzliwa, pełna rozrywających skronie emocji, ożywiającej życie adrenaliny i wielu zakrętów, które wydawałyby się nie do pokonania. Tak lubię. Chciałam, aby mieszały się ze sobą uczucia złości i miłości, zwątpienia i pewności, chęci bycia z nim i odrzucenia go raz na zawsze. – W tym momencie głos jej zadrżał, a jej pozorna stabilność rozprysła się na miliony kawałków. Przypominała konia trojańskiego.

Gdy wchodziła do mojego gabinetu, wydawała się pogodzona ze stratą, ale te pozory potrafiła utrzymać tak długo, jak długo miała możliwość nierozmawiania o tym, co ją spotkało. Spływające łzy zalały jej twarz, szyję i moczyły drżące dłonie, w które próbowała je zbierać. Jakby chciała je przechować na jutro, na za tydzień, na ten dzień, w którym już płakać nie będzie mogła. Gdy zaciśnięty z żalu węzeł wokół jej szyi popuścił, zaczęła coraz głośniej rzucać pytania:

– Dlaczego mi go zabrałeś? Dlaczego zabijasz ludzi? Dlaczego, skoro sam przeciwstawiasz się zabijaniu? Po co on był ci potrzebny, po co!? Po co?! Czy nie mogłeś pozwolić mu żyć?

„Nie zabijaj, nie zabijaj”… Nie mogłam pozbyć się z głowy wykrzyczanych przez nią słów ani przeświadczenia, że ona naprawdę z nim rozmawia. Nigdy wcześniej nie widziałam, aby jakikolwiek człowiek w taki sposób wyrażał swoją wiarę w Boga. Ona go widziała, ona z nim rozmawiała nie tylko słowami, ale i oczami, wciąż skierowanymi do góry. Cała jej twarz pozostawała w relacji z Bogiem, całe jej naprężone z bólu i rozpaczy ciało, cała jej energia… jestestwo, wszystko! Doświadczała w moim gabinecie bliskości z Bogiem, ja mogłam się tej relacji tylko przyglądać. Kiedy wyszła, w mojej głowie zaczęło roić się od pytań.

Kilka miesięcy wcześniej Patrycja poznała mężczyznę. Nie był to związek, o którym marzyła, ale – jak to często bywa – czasami na coś więcej trzeba poczekać. Ona nie umiała, spieszyła się, chciała mieć od tego człowieka przyzwolenie na miłość, jak mówiła, już, teraz. Od pierwszego razu, gdy jej dotknął, chwycił za rękę, od pierwszego obiadu, który dla niej ugotował. Jednak z drugiej strony ta niewiadoma i niestabilność pociągały ją najbardziej. We wtorek tłumaczyła mu, po raz enty, że ona pragnie czegoś więcej niż seks, on jej, że przecież jest im razem dobrze, więc dlaczego go denerwuje. Nie umieli się kłócić, raczej przypominało to podgrzewanie atmosfery, tuż przed… Postanowiła tego dnia nie spotkać się z nim. On nie pisał do piątku. Już kiedyś ją zapytał: nie tęsknisz za mną?

Ona: Oczywiście, że tęsknię, bardzo.

On: To czemu nie piszesz?

Ona: No wiesz, to ty w tym związku jesteś mężczyzną.

On tylko się śmiał. W piątek chciała napisać, bardzo chciała, ale wyszła z założenia, że jeśli napisze, będzie na spalonej pozycji, była pewna, że on prędzej czy później napisze, przecież zawsze pisze. W sobotę po pracy była umówiona ze znajomymi. Od czternastej do siedemnastej miała tyle rzeczy do zrobienia, a jednak nie zrobiła nic. Czuła, jakby czas trzymał ją w miejscu, a swoje wskazówki, które nagle pokazały osiemnastą czterdzieści pięć, przesuwał. U znajomych zerkała w telefon, ale on wciąż nie pisał. W niedzielę też pracowała, a po pracy na szczęście odwiedzili ją znajomi, więc i wtedy nie pisała, chociaż aż ją skręcało. Swojej koleżance zdążyła powiedzieć, że na bank nie napisze pierwsza, aby zaraz po jej wyjściu splajtować i wysłać proste słowa: „jak się masz” – do poniedziałku rano nikt nie odczytał. Wkurzona skasowała wiadomość. Czuła się bardzo przemęczona, więc postanowiła w poniedziałek wszystko odespać. Wróciła z pracy, wykąpała się i zasnęła. Po dwudziestej drugiej obudził ją telefon. Od tego dnia czuje się tak, jakby nikt jej w tamten poniedziałek nie obudził i jakby śniła. On od soboty też śpi, tyle że zasnął już na zawsze.

Dwudziestego piątego marca o szesnastej osiemnaście straż pożarna odnotowała wypadek. Prowadzący samochód mężczyzna doznał zawału serca, przewieziono go do szpital, niestety zmarł.

Tego dnia, gdy Paulina kłóciła się Bogiem, zaszłam po pracy do kościoła. Rozmyślałam tam o życiu, o jego kruchości, o tym, jaką ma dla nas wartość. Czy wolimy w obecnych czasach żyć krótko, ale intensywnie, czy jednak żyjemy intensywnie, bo uznajemy siebie za nieśmiertelnych? Kim są ludzie, którzy za szybko odchodzą? Nauczycielami czy tylko słabym ogniwem, które musiało odejść?

Ludzie czują, często intuicyjnie czują, że coś jest nie tak. W chwili gdy ona nie mogła się pozbierać, on walczył o życie. O coś, co wydaje się dla nas tak cenne. Z drugiej strony czy aby na pewno? Czy nie jest często tak, że sami je sobie odbieramy, paląc papierosy, nadużywając alkoholu, próbując rozwiązywać problemy, których nie ma, stresując się czymś, na co wpływu nie mamy, zażywając narkotyki, zbyt dużo pracując, goniąc za czymś, co nawet nie jest warte naszej uwagi. A zatem czy można powiedzieć, że – świadomie lub nie – bardzo często powoli, ale skutecznie sami odbieramy sobie życie?

Spojrzałam na wizerunek Jezusa i zapytałam nieśmiało, czy przykazanie „nie zabijaj” na pewno odnosi się tylko do morderstw popełnionych przez człowieka na innym człowieku? Paulina miała początkowo żal do wszystkich, zaczynając od Boga, poprzez lekarzy, którzy kazali jej mężczyźnie rok czekać na badanie związane z jego dolegliwością, a co było pewne, że nieleczone może doprowadzić do śmierci, a kończąc na nim samym, że wsiadł do tego cholernego auta, zamiast odpocząć.

Kiedy umiera człowiek w młodym wieku, pochylamy się nad tematem ulotności życia, pochylamy się tylko na moment, na sekundę lub dwie, aby zanim dopadnie nas nostalgia, wkręcać się w wir niedorzecznej, absurdalnej walki o posiadanie, posiadanie nie tylko rzeczy – chcemy bowiem nawet zachłannie kolekcjonować emocjonalne doznania. Walczymy z rywalem, którego stworzyliśmy jako społeczeństwo sami i z którym prawie nikt nie wygrywa. Na imię mu WIĘCEJ.

Ku pamięci G. S.

Wioletta

Wioletta Klinicka
Jestem taka, jak Ty. Czasami plotę trzy po trzy, a czasami logiczne myślenie wypełnia całą moją przestrzeń. Czasami chodzę cały dzień w szlafroku, a czasami od rana chodzę w makijażu. Ale ponad wszystko spieszę się kochać ludzi, bo nigdy nie wiesz, jak długo ten KTOŚ, zagości w twoim życiu. Więcej informacji w zakładce o mnie. Zapraszam. Wiola

Przeczytaj inne wpisy

Może zainteresują Cię inne wpisy.

Wioletta Klinicka

copywriting.wiolettaklinicka@gmail.com

© 2023-2024 Wioletta Klinicka.

Realizacja Najszybsza.pl