Wszedł do mieszkania i zobaczył spakowane walizki. Kuchnia lśniła jak zawsze, w salonie milczały świeże kwiaty, otulone ciężko opadającymi liśćmi. Wołał jej imię, ale słowa odbijały się tylko o dumnie bielące się ściany. Wrócił do przedpokoju i dotykając walizek, coraz bardziej marszczył z niepokoju czoło. Żadnej wiadomości, najmniejszej oznaki obecności, nawet zapach jej perfum nie kłębił się pośród wyrafinowanych figurek ustawionych na komodzie. Co się stało?
Nie zdążył wyjąć telefonu, gdy usłyszał obracający się w zamku klucz. Znieruchomiał, a wraz z nim stanął cały świat. Wiecznością wydawały się sekundy, które z niewiadomych mu przyczyn odebrały radość szybszego powrotu do domu. Czego tak się bał?
Już chciał dotykać jej twarzy, zadać niezliczoną liczbę pytań, rzucić kilka niefortunnych, na temat walizek, komentarzy, gdy ona wsunęła mu do ręki pęk chłodnych kluczy i rzuciła mu krótkie spojrzenie prosto w oczy.Po wszystkim usiadł na rogu kanapy i wycierając pot z czoła, nie mógł uwierzyć, że człowiek dla człowieka tak niewiele znaczy, gdy broni swojego zranionego ego.
– Co to jest? – zapytał. A ona w cichej przestrzeni korytarza krótko odpowiedziała:– Nic wielkiego… – I jeszcze ciszej dodała: – Tylko odchodzę.Nie wiedział teraz sam, czy ten jej stłumiony głos, czy nagła mroczność przed oczami zerwały go na równe nogi. Wypinając w kogucim geście klatkę piersiową, krzyknął:– Teraz?
Po co, dlaczego się odzywałem? – myślał, wsuwając swoje zmęczone ciało w głąb wspólnie wybieranej kanapy. Przecież nie chciała się tłumaczyć, nie chciała. Gdyby chciała, toby powiedziała to przed spakowaniem walizek, dziś rano albo wczoraj wieczorem. Tak, zrobiłaby mi kolejną awanturę o czas, który tak jej skąpię.
Życie pomiędzy domem a domem w pewnym wieku to już za dużo. Za dużo wysiłku, za dużo łez, za dużo żalu. Obie mają żal, nawet i mnie chyba moralność chwyciła w swoje szpony, ale jak zdecydować, kogo kocha się bardziej i co ma większą wartość: żona i jej smutne oczy, gdy dopina mi ostatni guzik przed założeniem krawatu, czy kochanka i jej błąkająca się tuż przed moim wyjściem nadzieja, że może zaraz wrócę. Zaraz trwało czasami nawet trzy albo i pięć dni.
Tak, ma rację, ja tak naprawdę nie wiem, co oznaczają samotne święta, urodzinowy żal i świadomość, że ktoś płacze nocą w łóżku. Dla mnie to puste słowa, nawet empatia, która nakazywała mi ją w takich momentach przytulać, wypływała jedynie z przeświadczenia, że tak należy postępować, gdy kobietę ogarnia żal.
Przecież ja tego nie doświadczałem. I po co, po co jej wtedy powiedziałem, że ja zawsze jestem szczęśliwy? Co mnie powstrzymało? Dlaczego, gdy pytała, czy o niej myślę, nie odpowiedziałem, że tak! Że gdy noc dłuższa, niż dzień się wydaje, myślę o niej. I wiele razy wstawałem takiej nocy, szedłem na taras lub zimą do kuchni, aby ogrzać zlodowaciałe serce wspomnieniem jej miłości. Kiedy to ostatni raz było…?– Muszę zadbać o swoje życie – mówiła.– Tu jest twoje życie – odpowiadał mój uniesiony pod sam sufit głos. – Sama je wybrałaś – dorzuciłem, gdyby nie rozumiała.
Cholera, naprawdę tak powiedziałem…? Napiłbym się, napił, gdybym nie musiał zaraz prowadzić… Prawda jest taka, że wybrała, ponieważ najpierw kłamałem jej o separacji, a gdy już miałem pewność, że się zakochała, wtedy powiedziałem jej prawdę, że kłamałem, bo nie chciałem jej stracić… Ale wciąż kłamałem, że odejdę, gdy tylko dzieci… dzieci, kredyty firma, tak naprawdę nigdy nie myślałem poważeni o odejściu od żony…
– Nie mogę dłużej oszukiwać i być oszukiwana.– Kogo ty oszukujesz? Ja tak, ale ty? – Mój ton dorównywał mojemu egoizmowi. Robiłem to latami… Ma rację, latami utwierdzałem ją we wspólnym poczuciu winy. – To my krzywdzimy, a nie tylko ja! Kogo przez te lata oszukiwałaś?– Siebie – odpowiedziała i odwróciła się.
Dlaczego nie mogłem odpuścić? Dlaczego złapałem ją zbyt mocno za ramię i odwróciwszy, krzyczałem w oczy, że jest wyrachowana, że pewnie kogoś poznała, ponieważ raptem nie potrzebowała już ani tego mieszkania, ani nie przejmowała się innym wydatkami.– Utrzymywałem was obie i to się wam zawsze podobało: nie myśleć o rachunkach i skąd wziąć pieniądze na nową kieckę…
Złożyła ręce jak do modlitwy, zapewne nie dowierzała… Nie wiem, jak długo trwała ta awantura, ile padło próżnych słów i czy nie zrobiłem jej siniaków od tego raz zbyt silnego przytulania, a raz od szarpania. I dopiero gdy stała z tymi złożonymi dłońmi przyciśniętymi do ust, zrozumiałem, że przesadziłem, a ona zebrała resztkę sił i splunęła mi prosto w oczy. Wyszła z rozerwaną dumą i zapłakana, a przecież tak nie chciała…
Przekręciłem w zamku klucz i pojechałem do domu. Spojrzałem zmęczony na zmęczoną żonę, która nie widziała mnie od trzech dni, i na stół, na którym leżała biała koperta.– To pozew o rozwód – wyszeptała.– Wiem – odpowiedziałem po tym, jak podszedłem do niej, pocałowałem ją w czoło i ledwie wyszeptałem: – Przepraszam.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl