Ludzie nas zaskakują, nie tylko słowami, ale i czynami. Słowa czasami można cofnąć, wbrew opinii wielu ludzi. Hm… ale chyba i krzywdzące nas czyny potrafimy wytłumaczyć. Bolą, trzymamy je w pamięci, ale mimo to przynajmniej udajemy, najczęściej udajemy, że wybaczamy. Ale są też słowa i czyny, które przynoszą nam radość, szkoda, że te tak rzadko roztrząsamy.
– Czy możemy przyspieszyć naszą sesję? – Zadzwoniła dwa dni później, mając zdyszany głos, jakby zeszła właśnie z bieżni. Właściwie to nigdy jej nie zapytałam o powód tak nagłej decyzji, może po prostu szybko przyzwyczaiłam się do jej zaskakujących zachowań?
– Proszę poczekać, sprawdzę, czy mam jakiś wolny termin. – Zanim skończyłam zdanie, ona je dokończyła:
– Dziś, dziś po ostatnim kliencie. Czy dziś ma pani jakieś ważne plany?
Plany, plany, moje plany na dziś… Moje plany. Drwiący głos w głowie podpowiedział mi: tak, kobieto, twoje plany na dziś to kolacja przy milczącym stole, bo Zuza jak zawsze będzie bez humoru, Radek powie, że wszyscy są już na imprezie, tylko on musi z rodzicami jeść, a mąż spojrzy na nią dwuznacznie, żeby już pozwoliła mu wyjść. I tak od piątku wieczorem do niedzieli będziesz pląsać pomiędzy ogrodem a kuchnią, bo znajomi już przyzwyczaili się do odrzucania przez ciebie wszelkich zaproszeń.
– Nie mam, może pani przyjść o osiemnastej. – Podjęłam decyzję.
– Wspaniale, kupię coś do jedzenia po drodze, proszę więc się nie objadać – rzuciła pospiesznie, nie dając mi czasu na protesty. Kolacja z pacjentem nie jest najlepszym pomysłem, kolacje bardzo często rozluźniają atmosferę, przesuwają granice…
Ona jednak przyszła nie tylko z ogromną ilością jedzenia do wyboru, ponieważ nie wiedziała, co lubię. Obok pięknych czerwonych szpilek zdobiących jej stopy postawiła dwa wiadra: jedno wypełnione szmatami, a drugie jakąś chemią.
– No, oto jestem – powiedziała, gdy ja zatykałam usta, by nie parsknąć śmiechem. – Ależ proszę się śmiać, śmiech to zdrowie. – I śmiałyśmy się tak cały wieczór, wycierając mądre książki, puste parapety i przesuwając zastygłe meble. Zmartwiła się, gdy zrobiła rysę na podłodze, która nie była już do zamaskowania.
– Bardzo mi przykro – powiedziała, może zamówię jakiegoś fachowca.
– Nie, nie, tak jest dobrze – odparłam.
Patrząc na tę rysę, myślałam, że to będzie pamiątka po jednym z lepszych wieczorów, jakie przeżyłam od roku. A ona poważnym głosem przerwała moje milczenie.
Ale czasami bywa tak, że ni stąd, ni zowąd ktoś lub coś, jakaś nawet drobna sytuacja, nic nieznacząca, przypomina nam o niej, odkrywa ją, zdejmuje z tej rysy nawarstwioną obłudę i stajemy przed bólem, sam na sam z przeszłością. I to dziwne, ale cierpienie jest jeszcze większe. A może tak się nam tylko wydaje, że większe, bo patrzymy na tę rysę już z innej perspektywy.
Milczałyśmy, każda w swoim świecie, każda z nas z oczami wlepionymi w swoje rysy. Zadumane czterdziestki, trochę neurotyczne, trochę pogubione, trochę tęskniące za tym, aby być tą wariatką, co ma za nic opinie innych, i bawić się życiem jak wówczas, gdy się miało dwadzieścia lat.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl