opowiadanie czy warto się umawiać z żonatym
Opublikowano: 2018-09-05

KOCHANKA – KONSEKWENCJE ROMANSU Z ŻONATYM FACETEM

Zabawni są ludzie, którzy potrafią wierzyć, że wszystko jest po coś. Przydarza im się coś złego, a oni są za to wdzięczni. No może tylko jednego można im pozazdrościć: zdrowego snu i jasności umysłu, gdy o szóstej rano budzi ich budzik. Mnie dziś daleko było do uczucia wyspania się.

– Proszę wejść. – Starałam się, aby mój głos nie drżał, ale tylko ktoś mało inteligentny nie dostrzegłby, że od pierwszej sylaby wydłużyłam dystans.

– Dziękuję – odwdzięczyła mi się. Usiadła i lodowatym spojrzeniem zeskanowała mój umysł tylko po to, by mnie wyprzedzić. – Chce pani zrezygnować z dalszej współpracy? – zapytała, nie spuszczając wzroku z mojego wyrazu twarzy. – Zrozumiem – dodała i zamilkła.

– Myślę, że tak powinnam zrobić. – Chciałam być zdecydowana, ale gdy tak na nią patrzyłam, gdy dostrzegłam w niej zaciekawienie mną, moją osobą, zwątpiłam w swój starannie przygotowany monolog. – Nie dlatego, że razem coś sprzątałyśmy, ale… – Coś plątałam, nie umiałam z tego wybrnąć.

Od roku nie trafiła mi się pacjentka, która wywołałaby we mnie takie uczucia. To takie nieetyczne. Powinnam ją odprawić stanowczo, bez tłumaczenia, ale nie potrafiłam, nie mogłam nawet dokończyć myśli, a co dopiero je przekazać słownie.

– Proszę pani, wiem, że moja historia panią dotknęła. Zbyt późno się zorientowałam, byłam zaabsorbowana sobą.

– Na tym polega sesja – powiedziałam coś logicznego.

– Sesja może i tak, ale pani była po pracy, a to, że nie przeszłyśmy na ty, to tylko maniery, które pozorowały relację pomiędzy pacjentką a psychologiem. Proszę mi wybaczyć, ale ma pani całkowitą rację. To powinna być ostatnia sesja. I zapewne będzie. Może nawet obie pojedziemy na urlop, oczywiście nie razem. – Uśmiechnęła się i ten uśmiech był nam potrzebny, bo w magiczny sposób rozluźnił atmosferę.

Jedno słowo, jedno spojrzenie wystarczyło, abym zaczęła słuchać jej z zaciekawieniem, odrzucając złość.

MOŻE DLATEGO, ŻE BYŁAM DO SZPIKU KOŚCI EGOISTYCZNA, BO SKORO MIAŁAM JĄ WIDZIEĆ OSTATNI RAZ, TO CHCIAŁAM, ŻEBY WYPEŁNIŁ SIĘ CEL TEGO, ŻE ONA STANĘŁA NA MOJEJ DRODZE. NIECH OPOWIE MI O SWOIM CIERPIENIU, NIECH WIEM I UPAJAM SIĘ TYM, ŻE TE, KTÓRE UWODZĄ MĘŻÓW, RÓWNIEŻ CIERPIĄ. A MOŻE WCALE NIE BYŁ TO EGOIZM, TYLKO WSPÓŁCZUCIE, PRZECIEŻ DOBRZE WIEM, ŻE NA SIŁĘ CUDZEGO MĘŻA UWIEŚĆ NIE MOŻNA – ON BYŁ ŚWIADOMY, ŻE MA RODZINĘ, I TO ON PODJĄŁ DECYZJĘ. TU NIE MA OFIAR, SĄ TYLKO OTWARTE BRAMKI, PRZEZ KTÓRE SIĘ ALBO PRZECHODZI, ALBO NIE.

– Zanim jednak wyjdę – wyrwała mnie z letargu – proszę pamiętać, że są zdrady kontrolowane i takie niekontrolowane. Wynikające z braku seksu w związku lub z braku uczuć, a czasami z kaprysu. Naukowcy dowiedli nawet, że jest za to odpowiedzialny pewien gen. Są mężczyźni i kobiety, którzy zdradzają. Niektórzy zdradzają, fantazjując, a niektórzy w realu.

Niektórzy uważają po zdradzie, że zrobili wielkie głupstwo, a niektórzy nie, a jednak i jedni, i drudzy pozostają w starych związkach – niektórzy tylko czasami powracając wspomnieniami do przelotnego romansu, inni zaś wymazują go z pamięci. Niektórzy do końca życia to ukrywają, inni mówią o zdradzie drugiej połowie, nawet nie wiedząc, że może ta nie chciała wcale tego wiedzieć.

Najczęściej zdradzający, przyłapany na zdradzie wyciąga jakieś banalne argumenty, broniąc się przed oskarżeniem, a nawet oskarża tę drugą, wierną stronę za swoje występki. Długo o tym myślałam i nawet zastanawiałam się nad tym, jak człowiek mógł uwikłać się w przysięgi małżeńskie. Czy monogamia leży w naszej naturze? Ale odpowiedź na to pytanie zawsze pozostanie subiektywna, zależna od tego, czy to my zdradzamy, czy nas zdradzono.

I co, jeśli zdrada to nie tylko seks, ale nowe uczucie, skierowane ku zupełnie innej osobie? Co z tą miłością? Nie wiem jak pani, ale osobiście uważam, że wchodząc w związek małżeński, powinniśmy do bólu być świadomi, czym ten akt jest. To nie powinien być tylko podpis, śmiem nawet twierdzić, że małżeństwo i płodzenie dzieci powinny być zakazane nawet do trzydziestego roku życia, o ile coś by to zmieniało… No, trochę na pewno. A już na pewno przed ślubem powinny być cztery lata okresu próbnego. Bo to czas ślepego zakochania, jesteśmy wtedy w stanie akceptować u partnera to, co na przykład w piątym roku nam brzydnie. Ale wracając do tego podpisu pod aktem małżeńskim, to ksiądz czy urzędnik państwowy powinien mówić wprost, że małżeństwo to ciężka praca, praca mozolna, którą wykonuje się nawet w niedzielę i święta, nie można od niej wziąć urlopu. To nie sielanka, to harówka. No cóż, ale gdybyśmy tego właśnie byli świadomi, składając przysięgę, to może gatunek ludzki dawno by już wyginął.

Uśmiechnęłam się do niej i przytaknęłam.

– A, jeszcze jedno – dodała, wstając z fotela. – Na szczęście dla mnie on sam zdecydował, z kim chce być. I za to jestem mu wdzięczna. Moje uczucia wygasną, a oni mają szansę swój związek umocnić. Gdy tylko nikt nikogo już nie będzie obwiniał i gdy w pełni świadomie zechcą popracować nad łączącą ich relacją. Jeśli tylko tego oboje będą chcieli. A jeśli nie, to niech się rozstaną, opuszczą więzienie, które sami dla siebie tworzą, i niech będą szczęśliwi, wszyscy – podkreśliła.

Wróciłam do domu bardzo późno – chodziłam boso po parku i medytowałam. Później na brudne stopy włożyłam pantofle i spacerowałam pośród nieznajomych ludzi. Niektórzy szli jak ja w milczeniu, inni się śmiali, jedni się obściskiwali, inni szli niby razem, a jednak osobno. Zatrzymałam się przed jedną z kawiarni i zamówiłam lampkę szampana – nie było, więc kawą z mlekiem opijałam początek czegoś nowego. Jeszcze nie wiedziałam, czy nie jest za późno, ale jeśli okaże się, że tak, to wybiorę plan B i też postaram się nie narzekać, bo dopóki mamy wyjście awaryjne i umiemy z niego skorzystać, czego można chcieć więcej.

Zanim wyszukałam klucze, usłyszałam zgrzyt zamka w drzwiach. Na chwilę zatrzymało się moje serce. Nie wiem dlaczego, przecież mąż nie znał moich planów, a jednak czułam się jak dziecko, któremu otwiera drzwi wściekły rodzic. Podniosłam wzrok znad rozpiętej torebki, a on stał tam, stał nieruchomo, wyczekująco i patrzył na mnie tak, jak robił to dwadzieścia lat temu (a może ja dopiero dziś to dostrzegłam). Nic nie musiał mówić, wiedziałam, że się o mnie martwił, że martwił się przepełniony miłością. W ramach przeprosin za tak późny powrót do domu i do jego serca wtuliłam się w niego i poczułam, jak kruszą się kontury obojętności, jakimi odgradzałam się nie tylko od niego, ale i od najbliższych.

Dziwne, ale przy śniadaniu wszyscy, po roku czasu, odzyskali głos, a nawet śmiech. Nie wiem, czy spowodowało to słońce, czy może mój promienny wyraz twarzy i wdzięczne za zdjęcie kary oczy męża. Gdy on nalewał mi kawy, pomyślałam o niej.

Może ona musiała cierpieć, a potem trafić na moją kozetkę, abym ja coś zrozumiała. Może i nie, ale jaką ulgę przynieść może spojrzenie na daną sytuację z innej perspektywy, wie tylko człowiek wolny od przeszłości, wdzięczny za chwilę obecną i patrzący w przyszłość z wiarą.

Wioletta Klinicka

Wioletta Klinicka
Jestem taka, jak Ty. Czasami plotę trzy po trzy, a czasami logiczne myślenie wypełnia całą moją przestrzeń. Czasami chodzę cały dzień w szlafroku, a czasami od rana chodzę w makijażu. Ale ponad wszystko spieszę się kochać ludzi, bo nigdy nie wiesz, jak długo ten KTOŚ, zagości w twoim życiu. Więcej informacji w zakładce o mnie. Zapraszam. Wiola

Przeczytaj inne wpisy

Może zainteresują Cię inne wpisy.

Wioletta Klinicka

copywriting.wiolettaklinicka@gmail.com

© 2023-2024 Wioletta Klinicka.

Realizacja Najszybsza.pl