Patrzyłam, jak krople deszczu rozbryzgują się o metalowy parapet. Na miliony czy na tysiące cząsteczek? W zasadzie to nieważne – pomyślałam, popijając zieloną herbatę z jaśminem. Te krople i tak już nie staną się jednością, a nawet jeśli się połączą, w płynących po szarej ulicy strugach deszczu, będą już zupełnie inną materią, jak dwoje ludzi, którzy decydują się zakończyć swój związek, a po jakimś czasie spotykają się i nagle coś na powrót iskrzy.
Odwróciłam się i rozejrzałam po pokoju. Wzrok mój, posłuszny myślom, utkwił w fotelu, który kilka lat temu starannie dobierałam do koloru ścian tego pokoju. Podchodząc bliżej i dotykając wgniecionego oparcia oraz lekko wytartych poręczy, usłyszałam krzyki zranionych kobiet, płacz porzuconych mężczyzn, żal kochanek i rozczarowania mężów. Ale najwyraźniej słyszałam trzaski pękających serc.
Większość z tych serc, ograniczona lękiem, skuliła się w poczuciu bezradności. Pozbawione nadziei traciły wiarę w siebie. Często musiało minąć wiele miesięcy, aby na powrót można było usłyszeć ich delikatne bicie.
Jak różnorodnie przeżywamy rozstania, rozczarowania i samotność… Jedni w osłupieniu czekają, aż czas zagoi rany, inni na tapecie nocy przywołują wspomnienia i wypełniając pustkę łzami, dławią się krzykiem. Są też tacy, którzy się nie poddają – zbierając popękane odłamki serca, starają się ożywić wymarłe uczucia. Usiadłam. Zamknąwszy oczy, zaczęłam wspominać swoją pierwszą miłość. Pierwszą dojrzałą, nieodwzajemnioną. Pamiętam, że przed bólem chroniła mnie maska ignorancji. Nic nie byłam w stanie zrobić i nie robiłam, oprócz podnoszenia coraz wyżej podbródka. Do miłości nie można nikogo zmusić – ta myśl otworzyła mi oczy. A może można? Może trzeba tylko trochę pomyśleć, trochę lepiej poznać swój obiekt westchnień, osłabić jego ego, wmówić, czego pragnie i właśnie to mu wcisnąć? Albo poznać jego pragnienia, nauczyć się ich na pamięć, zebrać w sobie wszystkie siły i dać mu to, nawet jeśli to z nami nie rezonuje? Może Karolina ma rację, może on chce z nią być, tylko nie jest jeszcze tego świadomy? Ocknęłam się na widok zwizualizowanej twarzy tej kobiety – bardziej pewnej swoich racji osoby dawno nie spotkałam.
Karolina wie, czego chce. Jej problem to wybór drogi do osiągnięcia swojego celu.
– Bo ja, proszę pani, nigdy go nie zapytałam wprost, czego on oczekuje od kobiety, co go w kobietach fascynuje. Nigdy też o innych kobietach nie rozmawialiśmy, nikim innym się przy mnie nie zachwycał, bo bym chyba z zazdrości umarła, a on o tym wie i dlatego, owszem, oznajmił mi, że kogoś ma, ale kogo i w czym ona jest ode mnie lepsza, tego musiałam dowiedzieć się podstępem – sama i wszystkiego próbować, próbować i obserwować jego reakcję. No czasami, tak po sprowokowaniu niby koleżeńskiej rozmowy, wyciągnęłam od niego dwa czy trzy słowa na temat tej drugiej, ale to tylko poszlaki, to tylko poszlaki, nieułatwiające odnalezienia drogi do jego serca. Hm – Karolina zapytała na głos – jak to się wówczas stało, że mnie pragnął, co on we mnie dostrzegł i gdzie to „coś” zatraciłam? – Zamyślona wyglądała, jakby siedziała na strychu i bezładnie przerzucała starocie raz w jedną, raz w drugą stronę. Nagle znajduje coś, uśmiecha się przez chwilę i poważnieje, tak, już wie, że to nie to, i szuka dalej.
„Tak, zacznę chodzić na basen! Muszę mieć ładną pupę i cerę – wówczas mój wiek nie będzie stanowił przeszkody, przecież to tylko cyferki!”
„Zapisałam się na język hiszpański, trzeba podnosić swoje kwalifikacje, podnosić iloraz inteligencji – można, prawda, doprowadzić do szaleństwa błyskotliwością?”
„Oczywiście, że nie cierpię sprzątać, ale on tak słodko spał, co miałam robić, nudziłam się, a po drugie czyż nie jest miło zrobić siusiu w wyszorowany sedes? No i może gdy będę o jego łazienkę dbać regularnie, to kiedyś, kto wie, może kiedyś spróbujemy pod prysznicem?”
„No dobrze, przyznaję, gotowałam tę zupę dla niego, czy coś w tym złego? Co w tym złego, że kupuję te fatałaszki, że staram się być bardziej kobieca, ponętna, fascynująca, czy to coś złego, że dbając o jego żołądek, chcę być bliżej niego?”
Tamtego dnia Karolina po raz pierwszy się popłakała. I nie z powodu przyznania się do ugotowania zupy dla mężczyzny, który po czterech latach ją porzucił, a teraz po niemalże roku przerwy pozwala, aby go odwiedzała, sprzątała mu, gotowała dla niego i przytuliła się po udanym seksie, ale dlatego, że już nie wie, co zrobić, aby on był tylko jej, aby się jej oświadczył, aby powiedział, że kocha i potrzebuje ją tak bardzo jak ona jego. Nie wie, co robić, aby poczuć się dla niego kimś wyjątkowym. – Mam dość, czasami mam dość tego gonienia króliczka, mam dość starania się, zabiegania, ale to… to jest silniejsze ode mnie, to jak narkotyk, to jak… czasami mi się wydaje, że to już tylko chęć udowodnienia sobie, że potrafię rozpalić w mężczyźnie ogień, że ja też mogę!
W udanych związkach takie rzeczy, jak wyczynia Karolina, nazywamy staraniem lub umiejętnością odnalezienia kompromisu. Ja pozmywam po obiedzie, chociaż później będę godzinę reperować zniszczone paznokcie, on pójdzie po zakupy, chociaż w supermarkecie czuje się jak w cyrku. Ja założę atłasową halkę, on wymasuje mi stopy. On pójdzie z kolegami na mecz, ja kupię sobie tę wymarzoną sukienkę. W klasycznym związku to takie normalne, więc dlaczego w przypadku Karoliny wydaje się niedorzeczne? I dlaczego Karolina wówczas wybuchła płaczem, dlaczego zaczęła wątpić w słuszność swoich decyzji i prawdziwość uczuć swoich i jego?
Myśli drążyły mój umysł. Ten, szukając odpowiedzi, szedł drogą na skróty i męczył mnie jednym krótkim zdaniem: „to nie ma sensu”. Nie poddałam się jednak i chwilę później przypominałam sobie o zyskach i stratach. Hm, więc może rzeczywiście tu chodzi o inwestycję? Złośliwość ludzka przypomina o tym, że nie warto lokować wysiłku w czymś, czego się nie ma, co jest utopią, że z pustego nawet Salomon nie naleje. Nie powinno się również ingerować w uczucia innych ani nimi manipulować, a kobieta odrzucona winna mieć swoją dumę, to on powinien się starać, a nie ona itd., itp. Mówiąc krótko, Karolina w ogóle nie powinna inwestować. Ale Karolina tak nie uważa, no, poza tym jednym incydentem. Co się wówczas wydarzyło? Może górę w przypadku Karoliny wziął lęk? Może pomimo determinacji, jaką się odznacza, gdzieś w głębi mózgu kotłuje się strach? Może zaczyna dostrzegać, że koszty, jakie ponosi, znacznie przewyższyły domniemane zyski, a straty będą nie do odrobienia? Od natłoku tez i teorii rozbolała mnie głowa, a może to ta zmienność pogody? Jeszcze wczoraj termometr wskazywał 40 stopni, dziś zaledwie 25.
Wstałam, obejrzałam się. Fotel nawet nie drgnął, wydał mi się tylko jeszcze bardziej napuszony i dumny. Podeszłam do okna, gdzie wciąż cicho stukały o parapet krople deszczu. Zanim skończyłam myśl, że nasze opinie na temat innych relacji są najczęściej wynikiem naszych doświadczeń połączonych ze sztucznymi wyobrażeniami o cudzej miłości, Karolina zapukała i bez czekania na moje „proszę” weszła wystrojona w nową zieloną sukienkę. Przyszła prosto od niego.
Godzinę później, zamykając drzwi gabinetu, jeszcze raz zerknęłam na fotel, w którym przed chwilą Karolina, po nabraniu ogromnej dawki powietrza w płuca, uśmiechała się i opowiadała o swoim szczęściu. Właśnie ten uśmiech zwielokrotnił moją wiarę w to, że każdy właściciel zranionych uczuć wie najlepiej, z jakiej metody skorzystać, aby dojść do równowagi emocjonalnej. My jesteśmy tylko towarzyszami w drodze do odnalezienia tego sposobu, mogącymi jedynie sugerować delikatnie lepsze opcje. A gdy decyzja zapadnie, mamy ją uszanować i zaakceptować, bo czasami najlepszym wyborem jest ponowne wejście do tej samej rzeki i przekonanie się na własnej skórze, czy warto. A rzeka, no cóż, ta sama jest tylko z nazwy. Przecież wiemy, że i koryto zmienia swój kształt, i dno, i nurt. I woda w nim inna. Uczucia ludzkie też podlegają przemianom i wygaśnięciu, ale bywa tak, że nawet te całkowicie wygasłe pod wpływem jakiegoś małego zapalnika, który być może Karolina odnalazła, wybuchają z paraliżującą złośliwców siłą.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl