Nie miałam wątpliwości, że nie jest zakochana. Coś się wydarzyło i to zderzenie z rzeczywistością nie dawało jej spokoju. Chciała zrozumieć, ale nie potrafiła. Zadając nieograniczoną liczbę pytań, szukała odpowiedzi, ale nie mogła ich znaleźć. I dlatego tu była.
– Poznałam go przez Internet – zaczęła energicznie. – Niewinnie stał się moim ideałem. Wie pani, kiedy mówił, to jakby przebierał w moich pragnieniach i decydował się spełnić te najistotniejsze. Nie pisał o nich. Opowiadał o tym, jak je zrealizuje, patrząc mi prosto w oczy! Siedem godzin, trzy różne urocze miejsca, w których można było dobrze zjeść, napić się i zrelaksować. Żadnych idiotycznie oklepanych podtekstów seksualnych, żadnego lubieżnego spojrzenia, które kobiety przyprawia o mdłości, żadnego pytania o adres i rozmiar łóżka… tylko obietnice troski o mnie i roztoczenia poczucia bezpieczeństwa.
Skradł moje racjonalne myślenie, uwiódł mnie, zniewolił, roztaczając obraz idealnego związku. – Nagle jej głos przycichł i pomiędzy sylaby wkradła się nuta nostalgicznej woni. – Mężczyzna w moim wieku, niewiele wyższy ode mnie, którego uroda nie przyćmiła mi ostrości widzenia, ale od pierwszego spojrzenia mogłam wyobrazić sobie siebie wtuloną w okazałą szerokość jego ramion.
Po tej krótkiej charakterystyce zamilkła, utkwiła wzrok w podłodze, coś jeszcze analizowała, jakby układała zdania, które być może wypowie, a być może nie. Chyba się nie zdecydowała. Dostrzegłam, jak rozanielone jej ciało, będące w fantazyjnie ułożonej przeszłości, napięło się. Nagle, unosząc wysoko podbródek, bez wstydu zaczęła mówić o swojej uległości wobec niego.
– Jego seksualne wycofanie poprowadziło prosto do mojej sypialni. Nie wymagam, aby pani mnie zrozumiała albo poklepała po ramieniu lub, nie daj Gott, użalała się na de mną. To był mój wybór, bo on, odwożąc mnie do domu, chciał mnie tylko pocałować. To ja zaprosiłam go do domu na herbatę. Zapragnęłam go, zapragnęłam nałykać się tego momentu naszpikowanego obietnicami, których inni nie mieli nawet odwagi składać. Chciałam nachapać się tej chwili… byłam już obiema nogami we wspólnej przyszłości, chciałam ją dopełnić dotykiem jego ciała, bo może dotknięta doświadczeniem i lekko obawiając się obłudy, w tamtej chwili tylko to postrzegałam jako realne do spełnienia…
„Widzę i pochwalam to, co lepsze, ale idę za tym, co gorsze” (Owidiusz)
Warto było, bo na koniec usłyszałam, że on w cichości serca prosił, abym była taką kochanką w łóżku, jaką jestem. Rozpierała mnie duma, przeszywała na wskroś, tego wieczoru mogłam zrobić dla niego wszystko… trzy dni później też. Była sobota, prawie eksżona, która zapewne wcale nie będzie eks, córka i jego mama! Nie może po zaplanowanej dyskotece u mnie nocować, bo trzy kobiety są przeciwko mnie… ja… taka dla niego idealna, mogę być tylko kochanką, ekskluzywną zdobyczą, elegancką parą butów, przedmiotem, którego używa się tylko w wyjątkowym dniu.
Jej słowa zaczęły mnie przerażać. Zrobiło mi się tak gorąco, że nawet nie wiem, kiedy wypiłam szklankę wody. Wstałam, aby ją napełnić, ale dla niej nie miało znaczenia, co robię. Ważne, że tu jestem i jej słucham, a może i nieważne, czy słucham, ważne, że jestem, bo mówiła, nie robiąc żadnej przerwy.
– Przejechał siedemdziesiąt kilometrów, aby mi to oznajmić. Jakie ja mam cholerne szczęście, że te farbowane lisy mi się właśnie przytrafią, och Gott, bez nich moje życie byłoby takie smutne, bezpłciowe, wręcz z nudów pewnie zaczęłabym piec ciasta! W środku aż się gotowałam, ale tak jak poprzednio głupio się tylko uśmiechałam i popijając drinka, bez którego pewnie nie zdecydowałabym się już pojechać na tę dyskotekę, udawałam, że go słucham. Żadnych słów już nie rozumiałam, bo jak można żyć w klatce emocjonalnej i tylko od czasu do czasu wyskoczyć z niej, wyłamując kraty? I po co? Po to tylko, aby dobrowolnie do tej klatki wrócić, samemu na własne życzenie żyć w kłamstwie!
A może to ja w niej żyję!? Może to ja nie rozumiem, że świętość węzła małżeńskiego to wspieranie siebie, robienie nawzajem sobie świątecznych upominków, wynoszenie śmieci, przynoszenie do domu wypłaty i tak dalej, i tak dalej, a seks… seks to można zawsze gdzieś znaleźć. On niby rozumiał mnie, ja niby jego.
Trochę się zatrwożył, gdy mówiłam o swojej nienawiści do kłamstw, o nierozumieniu związków, które trwają z niewiadomych przyczyn, o naiwności, której się wstydzę… – Zawiesiła głos i dodała z lekkim uśmiechem: – I wie pani, wszystko to przestało mieć znaczenie podczas przeżywania orgazmu. Jakoś jego kłamstwa o stanie prawie kawalerskim nie przeszkodziły mi kochać się z nim jeszcze raz. Krótko mówiąc, to fikcyjne porozumienie doprowadziło do romansu – westchnęła głęboko, wzięła łyk wody i opierając się w fotelu, nonszalancko zarzuciwszy nogę na nogę kontynuowała, nie licząc na mój komentarz.
– My, samotne kobiety, narkomanki uzależnione od wizjonerskich słów. Jedne z nas pożądają komplementów i dla nich coraz częściej obstrzykują sobie coś to tu, to tam. Inne uzależnione są od romantycznych monologów, niektóre kobiety do tego stopnia, że płacą niepoznanym osobiście facetom tysiące, popadając w konflikt z bankiem. A takie jak ja za słowa „moje ty kochanie” odwdzięczają się miłością francuską na pierwszej rance.
Czyż mogę mieć do niego żal, że wyczytał z moich oczu, jak ważne dla mnie jest przynależeć do kogoś? Że dając mi iluzoryczne poczucie szczęścia przyszłego życia, nigdy nie miał zamiaru zrealizować obietnic? Czy kibice są wściekli i czynią wyrzuty przeciwnikom, że ich gra jest na wyższym poziomie niż gra ich drużyny? Nie, zazwyczaj zrzucają winę na swoich, czasami na ich trenera albo zbyt kiepskie warunki do treningu. Ja też mogę mieć żal za spędzony z nim czas pod pościelą wyłącznie do siebie.
Czekam na prawdziwą miłość, warto przecież czekać i mylić się. A własne pomyłki tak łatwo przecież wytłumaczyć: bo mnie oszukał, a mając za mało doświadczenia z mężczyznami, dałam się wykorzystać, bo czas tak szybko płynie i chcę kogoś mieć, zanim pojawią się zmarszczki i cellulit, bo nie ma nic gorszego od przytulania poduszki, bo los przewrotny podsuwa mi tylko to, co spadnie z pańskiego stołu, bo Bóg mnie nie kocha. I pozbawiona szczęścia i opieki Boga wpadam od czasu do czasu w ramiona takich jak Adam, rujnując być może spokój umysłu jego żony… Te wszystkie biedne żony! – wykrzyczała nagle i wstała energicznie. Splatając ręce na piersi zmieniała grymasy twarzy, jakby to one miały mi opowiedzieć kolejną historię.
Wioletta Klinicka
Splatając ręce na piersi zmieniała grymasy twarzy, jakby to one miały mi opowiedzieć kolejną historię. – Jakież one biedne – powiedziała dość dosadnym i sarkastycznym tonem. I nagle nachylając się nade mną, prawie szepcząc mi do ucha, dodała: – A jakie przebiegłe… – Prostując sylwetkę, mówiła jak opętana nową ideą. Jej głos zmieniał barwę i ton, czułam, jakby zgiełk namiętnie prowadzonych sporów miał zaraz rozsadzić mi mózg. Mówiła szybko, zwalniając tylko, aby podkreślić sarkazm wypowiedzi.
Moje myśli goniły za jej dosadnymi słowami. Nie nadążałam obsadzać siebie w żadnej z ról, z nikim nie mogłam się utożsamić: ani z żoną mającą dość zbliżeń intymnych, ani z kochanką wściekłą na żony, które przywiązują do siebie mężów jedynie poczuciem obowiązku. „Takie nieszczęśliwe, takie rozdrażnione, takie porzucone w swoim braku potrzeby fizycznej miłości” – zdanie to utkwiło mi w głowie ...
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl