– Obnażyłam swoje uczucia i z ufnością przekazałam je na licytację. Zachowałam się tak odmiennie.
Podążałam za jej wzrokiem poszukującym bezpiecznego miejsca. Długo nie mogła go znaleźć. Zdania, które wypowiadała, były krótkie i zdawkowe. Odczuwałam brak synergii między tym, co mówi, a tym, co myśli. Wiem, że od dawna czuje się wyobcowana. I wciąż nie może uwierzyć, że ma prawo być sobą.
Zamilkła. Patrzyła na swoje dłonie – zaciśnięte w pięść, skrywały jej ból. Sporo czasu minęło, zanim zaczęła spoglądać na moją twarz, choć wciąż nie mogła na dłużej skupić wzroku. Byłam cierpliwa.
– Cierpię, proszę pani. Nie mogę tego pokazywać. Muszę być silna. Ale cierpię.
Gdy zaczęła mówić, poczułam na sobie jej pot, który spływał po jej plecach, ale również ulgę, która rosła wraz z wypowiadaniem kolejnych słów.
Potem mocno przycisnęła torebkę do piersi, jakby ukrywała w niej rzecz najcenniejszą. Po chwili położyła ją na kolana i wyjęła z niej dwie fotografie.
– To moje dzieci, proszę pani – powiedziała. Podała mi zdjęcia i czekała na reakcję. – Każde z nich jest wyjątkowe. Każde kocham całym sercem, równie mocno, i za każde oddałabym życie.
Oddałam jej zdjęcia. Spadające łzy zmoczyły fotografie.
– To nic, to nic – szeptała, wycierając je dłonią. – Ma pani dzieci? – zapytała po chwili. – Tak? To wie pani, że są tak chłonne, tak zależne od opinii publicznej, tak często zagubione w ciemności. Ale nie tej wynikającej z braku prądu; one błądzą w gąszczu informacji, jaką fundują im dorośli. I wie pani, co jest najgorsze? To, że rodzice wykorzystują ich niewinność i otwartość.
Otarła policzki i po raz pierwszy spojrzała na mnie. Czułam, że szuka słów, które miałyby jakiekolwiek znaczenie. Miałam wrażenie, że gdyby je odnalazła, gdyby miała szansę je wypowiedzieć, jej świat zacząłby się na nowo odradzać.
– Cokolwiek powiem, nie będzie miało znaczenia – wyszeptała. – Bo ja, proszę pani, byłam za słaba. Za słaba.
Na jednym kolanie położyła zdjęcie nastoletniego chłopca, na drugim fotografię dziewczynki. Dotykała ich twarzy.
– Tylko tyle mi pozostało – powtarzała. – Byłam za słaba. Za słaba.
Rozwody mają to do siebie, że wygrywa silniejszy. Sąd często oblicza siłę na podstawie rocznego dochodu rodziców. Często jeden z rodziców jest karany za to, że przestał kochać partnera. Mogłabym pokusić się o stwierdzenie, że w tych zimnych salach najmniej liczą się uczucia, a wręcz zakazane jest ich okazywanie. Dobro dzieci przelicza się na metry kwadratowe, procenty i alimenty. Boję się nawet myśleć o tym, że właśnie w sądach zapada ostateczna decyzja w sprawie tego, w co mają wierzyć nieletni. Zapadają nie tylko wyroki w sprawach o podział opieki, lecz także wydawane są ostateczne postanowienia na temat rodziców. Z drugiej strony zastanawiam się, dlaczego część rodziców traktuje orzeczenia sądowe jako zwolnienie z obowiązku kochania dzieci. Dlaczego sąd nie posiada władzy, która nakazywałaby rodzicom być przy dzieciach i utwierdzać je w przekonaniu, że są kochane na równi przez obojga rodziców?
– Ale Bóg, proszę pani, dał mi jeszcze jedną szansę – powiedziała po chwili milczenia i spojrzała na swój brzuch. – I może jestem naiwna, ale niezależnie od tego, co się stanie, pozostanę słaba. Dla moich dzieci, proszę pani. Za słaba na to, aby odbierać im miłość ojca.
Na jej twarzy pojawiły się spokój i powaga. Schowała zdjęcia do torebki.
– Ale nie przestanę czekać, proszę pani – dodała przed wyjściem. – Na ich miłość zawsze będą czekała.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl