Patrzyłam na niego i próbowałam słuchać. Próbowałam, bo tak naprawdę starałam się zebrać własne myśli, które niesfornie plątały się w mojej głowie.
Nie jest moim zadaniem rozumieć ludzkie zachowania, tylko akceptować, akceptować je takimi, jakie są. Nie jest też moim zadaniem nakierowywać moich klientów na właściwą drogę, bo jestem tylko człowiekiem i to by była moja droga, mój subiektywny, najlepszy w moim mniemaniu wybór. Decyzja podyktowana moimi doświadczeniami.
Po chwili jednak, gdy dotarło do mnie, że on już postawił kropkę na końcu zdania, spojrzałam na jego wyczekujący mojej reakcji wyraz twarzy i w moim umyśle spadła lawina pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Lawina pytań, które nadszedł czas zadać.
– W cholerę z tym całym równouprawnieniem. Poświęciłem się, chciałem tego, ona wydawało się, że też. Mieliśmy plany, przecież przyjechaliśmy tu, żeby coś osiągnąć, jestem tu, bo tak oboje zdecydowaliśmy. Dlaczego teraz ona decyduje sama? Może mi pani powiedzieć, czy to jest w porządku? Czy można komuś tak nagle burzyć poukładany świat? Jakim prawem, jakim?! – Uniósł nieco głos, właściwie to po raz pierwszy wydobyła się z niego odrobina gniewu, do tej pory wyczuwałam w tonie jego głosu jedynie niedowierzanie; nie pojmuję, nie rozumiem, nie wierzę, przecież to bez sensu, gdzie w tym logika… Mogę do tego typu stwierdzeń tworzyć wszelkie istniejące synonimy dostępne w słowniku, a nawet te, które on sam wymyśla na potrzeby wyrażenia własnych uczuć.
– Czy ty bywasz czasami na tę sytuację, na swoją żonę zły? – Spojrzał na mnie i zamyślił się, jakby przeszukiwał swoją pamięć podręczną, a nie mogąc w niej doszukać się odpowiedzi, sięgał gdzieś głębiej. To dlatego milczenie trwało nie sekundy, a minuty.
– Może na początku, wtedy gdy po kilku dniach dotarło do mnie, że mi o tym powiedziała, nie, że zrobiła, ale że mnie raczyła tym poczęstować – zaśmiał się pod nosem. – Tak poczęstowała – powtórzył – jakby dzieliła się tortem, który własnoręcznie upiekła. I kawałeczek, ten, gdzie opadła masa, dała skosztować właśnie mnie.
– Nie, powiedz mi.
– Że ona odebrała mi resztki męskiej godności, podeptała moją męskość, mogę nawet przyznać, że poniżyła moje ego, tą informacją wykrzyczała mi w twarz, że jestem dla niej niemęski, że byłem cipą, zgadzając się na przejęcie w domu kobiecej roli. I teraz, teraz to mi nikt nie wmówi, że tacy faceci, którzy zostają w domu, żeby się opiekować dziećmi, którzy pozwalają żonie robić karierę, którzy im to umożliwiają, wspierają je, są doceniani, są pożądani, są traktowani na równi z tymi, co idą zarabiać pieniądze, a żonom z łaską dają kieszonkowe za to, że urodziły dziecko i siedzą przy pociechach, gdy te chorują, w tym samym czasie jedną ręką gotując obiad. To boli, boli może i najbardziej nie ten jej romans, to jej zakochanie, zauroczenie kimś innym, bo to może się zdarzyć, gdy związek trwa tak długo, ale ona zadrwiła z mojej męskości.
Gdzieś w głowie słyszałam szepczące głosy: poświeciłam mu lata, a teraz on odszedł, ja mu dzieci chowałam, a on znalazł sobie młodszą, ja mu prałam, gotowałam, by on mógł robić karierę, a teraz zostawił mnie z niczym… I być może te zdania wyrażają myśl: moja godność została zdeptana, ale żadna z przemykających w moim umyśle kobiecych twarzy nie mówiła wprost o zdruzgotanej godności kobiecej. Dlaczego? Bo zajmowanie się domem i dziećmi oraz mężem to kobieca powinność? I boli tylko brak jej docenienia? Jeśli tak, to czy faktycznie ma to związek z pierwotnymi instynktami, z rolami społecznymi, które są głęboko zakorzenione w społeczeństwie, a nam tylko się wydaje, że istnieje równouprawnienie, a tymczasem to sztuczny wytwór, który jest tak bardzo iluzoryczny, że ma prawo bytu tylko do momentu zderzenia się z rzeczywistością?
A dlaczego pomyślałam o kobietach, zamiast rozważać jego przypadek? Czy to efekt solidarności płci? Ocknęłam się z wirtualnych wyobrażeń o zranionych kobietach dopiero w chwili, gdy zapytał:
– Czy dopuszczalne jest, żeby człowiek człowieka poniżał, a może to mnie tak dotknęło, ponieważ moja wiara w siebie, w swoją atrakcyjność nigdy nie była we mnie mocno ugruntowana? – „Człowiek człowiekowi”… zawstydziłam się, słysząc te słowa, i chyba nawet zarumieniałam, bo jakie to ma znaczenie, mężczyzna czy kobieta. Człowiek został zraniony.
Gdy wracałam do domu, zastanawiałam się, co „B” napisze na swoim prywatnym (utajnionym) blogu odnośnie do wiary w swoją atrakcyjność. I nie tę fizyczną stronę miałam na myśli, a mentalną. I jakie środki dobierze, aby ją w sobie pobudzić i ugruntować. Czy w chaosie uczuć i zapętleniu myśli można podejmować słuszne decyzje?
Pozdrawiam,
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl