Przyszła przed czasem. Siedziała w poczekalni, nerwowo składając i rozkładając chusteczkę. Kiedy jednak zaprosiłam ją do gabinetu, nie wstała od razu. Miałam wrażenie, jakby nagle odczuła strach z powodu zamiaru zwierzania się komuś całkowicie obcemu. Patrzyła na mnie, jak gdyby czekała na potwierdzenie, że dziś właśnie jest we właściwym miejscu i we właściwym czasie, że może mi zaufać.
– Jestem Wioletta i teraz mam czas wyłącznie dla ciebie.
– Naprawdę? – Miałam wrażenie, że to słowo samo wypłynęło z jej ust. Na chwilę utraciła kontrolę i robiąc pierwszy krok, do uwolnienia się od strachu, obnażyła swe emocje.
– Tak – odpowiedziałam, szerzej otwierając drzwi do gabinetu, z którego ulatywał zapach lawendowych kadzideł, jaśminowych świec i świeżo parzonej kawy. – Zaparzyłam kawę, napijesz się? A może wolisz herbatę?
– Jeśli to jej aromat właśnie poczułam, to z chęcią.
Natalia nie usiadła, lecz stanęła obok mnie, tam, gdzie nalewałam kawę, a cichy szum miniaturowej fontanny koił nerwy.
– Wioletta, czy twoje przyjaciółki też ci doradzają? – zapytała oparta o blat komody.
– Oczywiście – odparłam bez zastanowienia, a moje oczy rozbłysły, ponieważ Natalia zwróciła się do mnie po imieniu. Wiedziałam, że dała mi szansę na zbliżenie się do niej i że zaczyna rodzić się zaufanie.
– Ale doradzają czy raczej wywierają presję?
– No wiesz, bywa różnie. Czasami chcą i dają mi do zrozumienia, że powinnam przyjąć ich punkt widzenia, ponieważ uważają go za jedyny słuszny.
– I co robisz, gdy ty tak nie uważasz?
– Nauczyłam się mówić o swoich poglądach wprost. Jeśli widzę sens, staram się wytłumaczyć swoje stanowisko, a jeśli nie, to nie wdaję się w zbędną dyskusję.
– Ale jak nauczyłaś się nie zmieniać zdania? – pytała dociekliwie.
– Nie było łatwo, liczy się konsekwencja. Ale przede wszystkim, aby móc zdecydowanie bronić swoich racji lub trwać przy nich bez stresu, trzeba poznać samą siebie. W tym pomaga nie tylko trening samoświadomości, ale i uważności. Zauważyć, rozpoznać, co jest naprawdę moim przekonaniem, moimi wartościami i moją potrzebą. Wówczas będziesz nie tylko nieugięcie trwać przy swojej decyzji, ale i nikt nie wyprowadzi cię z równowagi emocjonalnej, gdy będzie próbował wywrzeć na ciebie nacisk. Będziesz nie tylko potrafiła z taką osobą rozmawiać w sposób konstruktywny, ale również szanować jej poglądy. Ale powiedz mi, co tak naprawdę cię trapi?
Natalia usiadła na brzegu wskazanego jej fotela z filiżanką kawy, wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać o swoim małżeństwie. Nie krytykowała swojego związku, nie obarczała ani siebie, ani męża za nagłe wypalenie, mówiła spokojnie do momentu, w którym wspominała o tym, że mąż od lat pracuje w delegacji.
– Kiedyś był w domu chociaż w weekendy, teraz przyjeżdża raz na dwa miesiące. Jest w domu tydzień albo dwa… – zamyśliła się przez chwilę, ale nie przerywałam tej ciszy, czekałam, aż będzie gotowa się otworzyć, być szczerą nie tylko wobec mnie, ale przede wszystkim względem siebie.
– Kiedyś czułam się ważna, kochana, pożądana. – Miałam wrażenie, jakby nagle przez jej głowę przepływały miliony zalanych smutkiem myśli, które wraz z każdym wypowiedzianym słowem przyspieszały i nabierały intensywności. – Teraz jestem tylko dekoracją. Nie pamiętam, kiedy ot tak mnie przytulił, a o namiętności już nie wspomnę. Ale ja wiem, wiem, że to żadne wytłumaczenie, że to mnie nie rozgrzesza, i czuję się czasami, nie zawsze, ale czasami, jak oszustka. – Nie kończąc poprzedniej myśli, zapytała: – Czy można kochać dwóch mężczyzn? – I spojrzała na mnie wyczekująco.
– Nie wiem… – odparłam i sama utonęłam w przemyśleniach. A może raczej cofnęłam się na moment o kilka lat. Czy ja obu ich kochałam? Kogo kochałam? Męża czy kochanka?
Jak często mylimy namiętność z miłością? Czym tak naprawdę jest miłość? Erotycznym zapachem unoszącym się każdego dnia po mieszkaniu czy wspólnie wypitą kawą tuż po przebudzeniu po beznamiętnej nocy?
Co jest w miłości najważniejsze? Poczucie bezpieczeństwa czy krótkie, ale intensywne momenty, które zostają utrwalone w pamięci na długie lata? A może wspomnienia tych szalonych chwil pomagają przetrwać związkowi, gdy niepostrzeżenie wkrada się rutyna? Nie mogłam powiedzieć Natalii, że kiedyś i ja borykałam się z tym problemem, nie mogłam jej tego powiedzieć, ponieważ byłabym kolejną osobą, na decyzji której mogłaby się niechcący wzorować.
– A jak ty to odczuwasz?
– Pogubiłam się. Mój mąż może nie jest już moim kochankiem, zamienił się w przyjaciela, ale dba o mnie tak, jak potrafi. Nie tylko tego oczekuję od mężczyzny, ale z drugiej strony nie potrafiłabym żyć z kimś pod jednym dachem bez poczucia bezpieczeństwa. Nie mogę już dłużej. Czasami czuję, że powinnam obie te relacje zamknąć i zacząć żyć na własną rękę. Mam ten przywilej, że nie mamy dzieci ani wspólnych finansowych zobowiązań… ja mogę zacząć od nowa… – Natalia zamilkła. Może właśnie próbowała sobie wyobrazić życie w pojedynkę?
Po chwili opowiedziała mi historię kobiety, która trwała przy mężu, którego bardzo szanowała, ale czuła, że już go nie kocha. Była z nim, ponieważ nie wyobrażała sobie, aby jej dzieci wychowywały się bez ojca. Marzyła o romansie i jej marzenie się spełniło. Romans trwał wiele lat, a gdy dzieci dorosły, nie wiadomo jakim cudem, nie wiadomo, jak to się stało, zbliżyli się z mężem do siebie. Na koniec Natalia dodała:
– Gdyby teraz na nich popatrzyła, nigdy, ale to nigdy by pani nie powiedziała, że ona sypiała z innym. Myślisz, że ten drugi mężczyzna pomógł przetrwać ich małżeństwu? A może rozładowanie erotyczne nie miało nic wspólnego z głębią więzi, jaka łączyła ją i męża? Tylko tak sobie myślę: jaka więź może istnieć pomiędzy ludźmi, którzy widują się jedynie od urlopu do urlopu? – westchnęła bezradnie i wstała. Zaczęła chodzić po pokoju, dotykając każdego przedmiotu, który znalazł się w zasięgu jej wzroku. – Piękna ta figurka, taka prosta, ale wyraża nieskończoną liczbę słów.
– Tak, to symbol nieskończoności. Nigdy nic się nie kończy, przemienia się tylko w coś innego. Przeszłość nas kształtuje, doświadczenia nas kształtują, a emocje im towarzyszące pokazują nam drogę dalszego postępowania. Jeśli odczuwamy coś jako negatywne, staramy się tego nie powtarzać, unikamy danych zachowań, sytuacji, a nawet ludzi, którzy potrafią w nas wywołać konkretne emocje.
Dlatego tak ważne jest rozpoznanie własnych emocji, rozpoznanie uczuć, nazwanie tego, co się czuje, akceptacja i odpuszczenie. To droga do siebie – nieskończona, bo i my się zmieniamy.
– Może mi to pomóc w podjęciu decyzji? – zapytała wprost Natalia.
– Myślę, że tak. Ale nie wiem, czy moja rada ci się spodoba.
– Proszę spróbować.
– Poznaj, Natalio, siebie, siebie jako wewnętrzną kobietę. Rozważ, jaki dysonans istnieje pomiędzy tobą zewnętrzną a wewnętrzną. Doprowadź do harmonii. Odszukaj swoje prawdziwe potrzeby.
– I to ma doprowadzić mnie do słusznej decyzji? – zirytowała się Natalia.
– Natalia, jeśli powiedziałabym ci, co masz zrobić, jak się zachować, którego mężczyznę wybrać, zachowałabym się jak twoje koleżanki. Nie byłaby to twoja decyzja, tylko moja. Próba podjęcia właściwej decyzji czasami wymaga czasu. Ty go masz, jedyne, co cię ponagla, to brak wewnętrznego spokoju. Uważam, że podjęcie decyzji bez wcześniejszego przygotowania spowoduje, że za jakiś czas będziesz się zastanawiać, czy słusznie postąpiłaś. W takich przypadkach ludzie często zaczynają analizować, co by było, gdyby… Jeśli zajrzysz do swojego wnętrza, odzyskasz pewność siebie i wiarę w to, że postępujesz słusznie.
– O Boże, jakie to trudne, po co ja się w to wpakowałam…
– Nie mów tak, nie pytaj po co, bo to już nieważne. Stało się i trzeba coś z tym zrobić. Na tym należy się teraz skupić.
Natalia ponownie usiadła w fotelu, tym razem jednak wykorzystała całą jego przestrzeń, oparła wygodnie plecy i zapytała, czy może napić się jeszcze kawy. Nalewając ją, zaczęłam ponownie wypytywać o relacje w jej związku, o to, jak się poznała z mężem, co w nim widziała i co ją w nim urzekło na początku ich znajomości.
Potem te same pytania zadawałam w odniesieniu do jej relacji z kochankiem. Opowiadała z dużą śmiałością, śmiejąc się przy tym i gestykulując. Sypała jak z rękawa zabawnymi wspomnieniami. Widziałam, jak jej ciało się rozluźnia, a twarz promienieje. Długo rozmawiałyśmy, a na koniec Natalia obiecała, że przez jakiś czas będzie się starać nie myśleć o podjęciu decyzji, że nie będzie sama na sobie wywierać presji. Umówiłyśmy się na kolejną wizytę, aby rozpocząć drogę do jej wewnętrznej kobiety. I może brzmi to banalnie, ale moim zdaniem tylko w taki sposób można rozpoznać, czego się tak naprawdę pragnie.
Związek na odległość stanowi nie lada wyzwanie. Nie każda kobieta potrafi w nim trwać – i to nie dlatego, że jest słabsza psychicznie niż inna, że iluzorycznie wierzy w wiecznie trwającą namiętność, że zmiana partnera uczyni ją na zawsze szczęśliwą. Taka kobieta również wie, że uczucia się zmieniają, a związki przechodzą transformację, jednak każdy człowiek ma inne potrzeby, dla każdego z nas bliskość oznacza zupełnie coś innego.
Pewna kobieta żyjąca w związku na odległość powiedziała mi, że ona mogłaby żyć jako osoba samotna – ale czy na pewno? W jej podświadomości istniało przekonanie, że jest na tym świecie ktoś, kto tylko czeka na to, aby objąć ją po powrocie z misji. Jak żyłaby bez tej idei zaszczepionej w jej umyśle? Tego nie wiem ja i ona też nie może wiedzieć. Wewnętrzne przeczucie weryfikuje dopiero doświadczenie.
Są kobiety, dla których faktycznie nie liczy się ilość spędzonego czasu, lecz jego jakość, ale są także takie, które potrzebują dotyku, uśmiechu, a nawet kłótni oko w oko na co dzień. Odmienność ta powoduje, że pewni ludzie mogą dobrać się w odpowiednie pary. Są też bowiem mężczyźni, którzy nie znieśliby życia pod jednym dachem z drugą osobą przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, lub tacy, którzy nie przeżyliby chociażby tygodniowej rozłąki.
A co do przyjaciółek Natalii, różnorodność potrzeb nigdy nie powinna być podstawą do oceniania i wywierania nacisku na innych ludzi. Tylko akceptując się wzajemnie, stajemy się oparciem dla bliskich.
Wioletta Klinicka
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl