– Wioletta, napijmy się herbaty. – Postanowiłam przerwać jej rozgoryczenie i cegła po cegle rozbierać mur, którym pieczołowicie zaczęła się odgradzać od rzeczywistości, a może nawet od miłości do niego. Ona jednak, zbyt wciągnięta w wir drażniących jej serce uczuć, kontynuowała:
– To trochę irytujące, że bez wsparcia człowiek tapla się w swoim bagnie i bez tak spontanicznie postawionych pytań, które mi pani zadaje, bez tych pani wymownych spojrzeń, które raz po raz odrzucałam. Bez tego to ja bym nie doszła do wniosku, że męczę się z nim i swoim, jak to pani ujęła, „brakiem akceptacji’. I po co? Lepiej było od razu zerwać tę znajomość – bo co, wyobrażałam sobie, że będzie mi odpowiadać takie życie? A może sama nie wierzyłam, że ten związek przetrwa wakacje, tak, na pewno nie wierzyłam, w końcu wszystkim to mówiłam – że on jest tylko na chwilę, jakbym się go wstydziła, wstydziła tego, że z kimś takim jestem, takim nieodpowiedzialnym, kto wciąż gdzieś leci. I to kłamanie, że nie ma swojego miejsca na ziemi, stałej pracy, tylko zmienia ją jak rękawiczki. Bo ja, proszę pani, do jego świata w ogóle nie pasowałam, byłam za dojrzała, a on nie pasował do tego, co ja sobie kiedyś wyobrażałam na temat związku. Niby gdzieś intuicyjnie wiedziałam, że gdybym była z kimś takim jak Aziz – poukładanym, perfekcyjnym, który wywoływał we mnie najbardziej pedantyczne zachowania – to pewnie bym z nudów uschła albo zrobiła się taka nudna, już sama nie wiem. Wioletta zamyśliła się, a po chwili tylko pod nosem powtarzała: „proszę pani, gdyby on tylko do niej nie jeździł… gdyby nie jeździł…”.
– Gdyby nie jeździł, gdyby nie kłamał, gdyby to czy tamto… Coraz więcej się tego robi. Co w końcu ci w nim odpowiada? – zapytałam Wiolettę, bo już nie wytrzymałam i nie wiem, czy nie mogłam znieść jej bólu, który błąkał się jak bezpański pies pomiędzy jej podekscytowaniem a żalem, czy jej niezdecydowania co do szczerości swoich uczuć. Jeszcze nie słyszałam, żeby mówiła, że go kocha, a ja jakbym ich związkowi kibicowała. – Już szczerze mówiąc, Wioletta, gubię się w twoich zeznaniach, obawach i lękach. Tak, jakbyś stała się nim: co innego w środku, a co innego na zewnątrz. Czego się ciągle w tym związku bałaś? Czego się teraz boisz!?
Wioletta wstała. Nerwowo chodząc po pokoju, zatrzymywała się przy półkach z książkami i próbowała je ustawiać w szeregu. Przestawiała figurki, to znowu wpychała ręce do kieszeni sukienki. Zanim zdecydowała się cokolwiek powiedzieć, ja zaparzyłam drugą herbatę i spokojnie wyczekiwałam. W końcu siadając z powrotem w fotelu, rozpłakała się. Milczałam, bo łzy się w takiej chwili należą, trzeba czasami tę sól, która zalega pod wspomnieniami, wydalić, usunąć pozwolić się duszy, ciału oczyścić. Kiedy się już uspokoiła, spojrzała na mnie i wyszeptała:
– Bałam się, że nie zostanie ze mną na dłużej, że jestem jak auto z wypożyczalni, które kiedyś trzeba zwrócić. Tak bardzo się tego na początku bałam, że ten strach zagnieździł się we mnie i już tylko na to czekałam. I może ten strach wraz z tą zazdrością się wymieszały.
– Skąd taki pomysł w twojej głowie?
– Co miałam sobie myśleć, skoro on tak dziwnie się zachowywał? Wie pani, on na początku sypiał ze mną tylko wtedy, gdy coś wypił, wtedy mnie pragnął, a gdy wracał wcześniej do domu, znikał w swoim świecie i jeszcze się dziwił, że mam pretensje. I nigdy nic wspólnie nie robiliśmy oprócz uprawiania seksu.
– Nie rozumiem – wtrąciłam.
– Tyle mówiła pani o tych oczekiwaniach i tak, ja je miałam. Kiedy poznałam Americo, wiedziałam, jaki jest. I niby nie chciałam go wcale zmieniać ani zabierać mu zabawek, które go uszczęśliwiają, ja tylko… tak sobie myślę, chciałam mu trochę ich dołożyć, chciałam też być… no może nie zabawką, ale kimś, do kogo się niesamowicie tęskni, dla kogo porzuca się czasami swoje plany i biegnie, kimś ważnym… ważniejszym niż ona. – Wioletta zawiesiła głos w połowie myśli. A ja pomyślałam, że jednak romantyczność życia ukazanego w filmach dotyczy wszystkich, zarówno kobiet mocno stojących na szpilkach wciśniętych w posadzkę i dążących do podpisania najważniejszych kontraktów z biznesowymi rekinami, jak i tych w trampkach, fruwających pomiędzy romantyczną komedią a melodramatem.
Może i dobrze, że każdy z nas wierzy odrobinę w spełnienie amerykańskiego snu i miłość od pierwszego wejrzenia, nawet gdy znajduje się akurat u podnóża lodowatych doświadczeń. Wioletta, pogubiona w swojej pamięci, próbowała posklejać wspomnienia. Ułożyć je według dat, skatalogować według chwil znaczących i tych bez znaczenia. Zebrać uzasadniony i/lub nieuzasadniony żal i odgrodzić od chwil uniesienia, które z nim spędziła.
– A on, on najczęściej ignorował moje potrzeby. I rosła we mnie złość. I wtedy, gdy tuż przed moim urlopem zamiast się ze mną pożegnać, znowu wyjechał, pomyślałam: wariat czy co? Czy mnie ma za wariatkę?
– Chcesz mi powiedzieć, że się z nim przespałaś, a on wyjechał, jakby nigdy nic?
– Tak to wyglądało. Po tej platonicznej nocy nadeszła inna, pełna ekscytacji. Chociaż początek był jedną wielką wpadką. Nie było go dwa lub trzy dni, a gdy wracał, pisał do mnie cały dzień i na koniec, około szesnastej trzydzieści, zapytał, jakie wino wolę: białe czy różowe. A ja przez pięć godzin nie widziałam tej wiadomości. Wróciłam do domu około dwudziestej drugiej pewna, że nic nie pisał. Dopiero gdy weszłam do domu, coś piknęło, ja prawie szału dostałam, że tak się zdarzyło, ale cóż, bywa. Pisałam, dzwoniłam nawet do jego drzwi, ale nie odpowiadał. Dopiero po północy napisał. Trochę to trwało, zanim zszedł. Pisaliśmy dokładnie dwie godziny i dziewiętnaście minut. Chyba nawet gdy będę miała demencję, to to zapamiętam. I było, proszę pani, wszystko takie idealne, takie, jak sobie od dawna wymarzyłam. Nie z nim, ale tak ogólnie. Takiego zbliżenia pragnęłam, wie pani, nie tak o, seks i już. On tak mnie ładnie podrywał, tak długo adorował, a potem pieścił wszystkie moje zmysły… Druga noc też taka była i ja sobie wyobraziłam, że tak już będzie, że będzie chciał mnie przy każdej okazji widywać do czasu mojego urlopu, który zaplanowałam w Grecji już w lutym. A potem będzie do szaleństwa tęsknił. A on, proszę pani, kolejną noc został u siebie. No rozumiem, oboje byliśmy zmęczeni, on musiał jeszcze do pracy chodzić, ja miałam wolne.
– Hm, no tak, zrozumiałe – wtrąciłam niechcący swoją myśl, ale Wioletta nawet nie zwróciła uwagi na moje „hm” i opowiadała dalej:
– No i wtedy to się wydarzyło. Napisał, że jest zmęczony. Zmęczony, ale z kolegą. No cóż, on taki jest, lubi towarzystwo. Ale proszę pani, gdy ten ktoś poszedł, on z kimś zaczął rozmawiać przez telefon i na moje przekleństwo słyszałam tę rozmowę, słyszałam jego zmieniony głos, taki spokojny, wyciszony, inny niż zawsze, byłam pewna, że rozmawiał z kobietą. Poczułam się dziwnie, może nawet odrobinę zazdrosna i ta zazdrość na drugi dzień się wzmogła. Właśnie o tym wcześniej pani mówiłam – to wówczas powinnam odejść i nigdy do tematu Americo nie wracać. Tym bardziej, proszę pani, że on następnego dnia po pracy napisał mi tylko, że jedzie do domu rodziców, bo ma dwa dni wolne. – Wioletta zaśmiała się. – Wyobraża to sobie pani: on miał wolne i w ogóle nie chciał tego czasu wykorzystać na bycie ze mną! I mnie się uroiło, że do niej jedzie… spotkać ją… – Wioletta posmutniała, jednak najwidoczniej wygrała walkę z tym smutkiem i złość wzięła górę. – Uraził moje przerośnięte ego. A że ja już dawno postanowiłam, że jeśli okaże się, że jakikolwiek facet, no, pamięta pani, że jeśli ktoś kolejny będzie chciał mnie tylko za kochankę, to ja się od razu z takiego związku wypiszę! No i się wypisałam, na chwilę, ale się wypisałam. Żeby pani wiedziała, jaki on był zdziwiony, że niby czego ja oczekiwałam, że znamy się zaledwie minutę, a ja jakieś oczekiwania miałam?! O, jak mnie wkurzył, ale z drugiej strony, proszę pani, przecież ja go sobie na partnera też nie wyobrażałam. Więc może cierpiało tylko moje ego? On pojechał, a ja piłam i paliłam, tańcząc, rozstawałam się z kolejną miłosną porażką. Ja, proszę pani, prawie wcale nie piję, ale tej nocy pół butelki wina i pół butelki szampana nie mogły rozwiać mojego kolejnego rozczarowania, dlaczego ja zawsze wybieram takich facetów, dlaczego pociągają mnie dranie, egoiści i narcystyczni nostalgicy? Hm, pewnie takie pytanie zadaje sobie wiele kobiet i nikt nie zna na nie odpowiedzi, takiej odpowiedzi, która miałaby wpływ na dalsze wybory, która by nas przekonała do zmiany zachowania, do zmiany naiwnego myślenia, że tym razem będzie inaczej. Czy faktycznie jesteśmy od tej chemii cierpienia uzależnione? Niech mi pani to powie. – Wioletta zrobiła pauzę.
Nie wiedziałam, czy czeka na moją odpowiedź, czy zanim otworzę usta, będzie już sobie sama odpowiadała. Odczekałam chwilę, a gdy wciąż patrzyła na mnie wymownie, powiedziałam, wydawało mi się, coś bardzo mądrego.
– Tak, Wioletta, jesteśmy uzależnieni od chemii, która wytwarza się podczas emocji. Nie tylko kobiety, oni też. Od kortyzolu, dopaminy, adrenaliny, testosteronu… Niektóre kobiety myślą, że są uzależnione od mężczyzny, ale w rzeczywistości jest to uzależnienie od emocji, których nam dana relacja lub zdarzenie dostarczają. Pragniemy dopaminy, którą może w tobie wywołać tylko taki drań – jak to określiłaś – jak Americo. Spokojny i zrównoważony mężczyzna nie byłby w stanie zadowolić cię emocjonalnie… Chemia mózgu to wciąż temat niepodejmowany.
– Aha, to ja jestem sama sobie winna?
– Dlaczego winna? Owszem, gdy w związku zachodzi przemoc fizyczna i psychiczna, a kobieta wciąż trwa przy takim partnerze, powinna szukać pomocy zewnętrznej. W twoim przypadku może czas zaakceptować siebie i dopasować typ mężczyzny do swojego temperamentu, osobowości, charakteru. Na nowo zweryfikować typ związku, w którym byś się czuła szczęśliwa. Czasami wystarczy odrzucić narzucane modele relacji. Czy kobieta w twoim wieku musi koniecznie mieć przy sobie faceta statecznego, poukładanego, lubiącego wieczorne oglądanie gwiazd? Czy młode dziewczyny muszą koniecznie trwać przy młodych partnerach? Wiek i poczucie powinności, oczekiwania innych wobec nas nie powinny być wyznacznikami udanych relacji damsko-męskich. A jeśli już konkretnie myślę o tobie, dostrzegam, że bijesz się bardziej z problemem być może wyimaginowanym powodem do zazdrości o byłą, bo jego niestabilność życiowa wydaje się respiratorem dla twojego życia. A może jest jeszcze coś, co negatywnie wpływa na twoje życie? Na twoje samopoczucie?
– Wyimaginowany powód do zazdrości? A niby czemu go sobie uroiłam?
– A niby wiesz, na sto procent, że on się z nią spotyka?
– No niby nie wiem…
– A pytałaś go o to?
– O, co to to nie! Po pierwsze i tak by skłamał, a po drugie nie pokażę mu, że jestem za… no tak, przecież już ustaliłyśmy, że jestem zazdrosna. Tak, jestem i mogę teraz to tu wykrzyczeć…
– Ale nie jemu?
– Z nim, proszę pani, na początku związek był ciągłą rywalizacją o to, kto kogo bardziej pociąga, kto z kim chce być. Na szczęście zaraz po tym, gdy wyjechałam, może dlatego, że nie pisałam, on napisał. I pisał – i to ładnie pisał. Ale co mnie zawsze w jego wiadomościach i również podczas rozmów uderzało, to fakt, że wiecznie tłumaczył, że on nic złego nie zrobił, że nie jest odpowiedzialny ani za mój nastrój, ani za moje decyzje z nim związane. Oczywiście, że nie był. To my musimy nad sobą pracować, nad swoim zachowaniem, nad reakcją na dane słowa lub zdarzenia. To my reagujemy szablonowo i nic z tym nie robimy, tylko obwiniamy innych za nasz stan emocjonalny. Ale proszę pani, jak tu się kontrolować, skoro mózg logiczny podczas zakochania jest odcięty i górę bierze ten emocjonalny? On, proszę pani, wkurzał mnie zawsze, nawet wówczas, gdy przytulony do mnie powiedział, że mnie nigdy nie zapomni. No, proszę pani, do kogo się mówi, że się go nie zapomni? Do kogoś, z kim nie chce się być na stałe. A gdy mówiłam mu, że ja potrzebuję związku, on mi na to, że on nie chce się wiązać. Proszę pani, ja nie będę pani zanudzać szczegółami, bo nie o to chodzi, żebym pani opowiadała przebieg naszych spotkań, chociaż doskonale je pamiętam, bo wiecznie go porzucałam – za wszystko: za to, że mówił, jaka to jestem piękna i mam wspaniały charakter, i jaki to on szczęśliwy przy mnie, za to, że mnie całował na dzień dobry i na do widzenia, i za to, że co chwila podkreślał, że on teraz nie może się wiązać. A ja, proszę pani, dostaję obłędu, bo tak bardzo potrzebuję deklaracji, że chce być ze mną na zawsze, że chce być moim partnerem, kimś dla mnie ważnym.
Słuchałam Wioletty i słuchałam. Już sama przestawałam rozumieć, o co jej w tym związku chodzi. Temat zazdrości tak ładnie zamiotła pod dywan, że nie wiedziałam, czy go na siłę wyciągać. Pytałam siebie, dlaczego bała się o byłą, z jakiego powodu. Czy jej poczucie wartości było niskie, czy przytłaczała ją różnica wieku, ich tak odmienne światy, czy po prostu tak często stawali na jej drodze mężczyźni z zajętym palcem serdecznym u prawej dłoni i/lub tacy, którzy zbyt mocno kochali inne? A ona nie chciała zajętego. I czy on faktycznie przy każdej okazji kłamie?
– Proszę pani, przecież Americo, a w cholerę z nim, ze mną! Przecież zrobiłam prawie dokładnie to samo. Wpadłam w swoje sieci, wpadłam w to, przed czym się tak broniłam.
I opuściłam gardę, bo tak naprawdę to nikt jej nie zabroni na kogoś takiego czekać, a jeśli się nie doczeka, z własnego wyboru będzie sama.
Wioletta Klinicka
Czytałaś już opowiadania z serii "Americo..." z udziałem uwielbianego przez kobiety Roberta?
Jeśli nie, to kliknij w poniższy tytuł i podsłuchaj dyskusję Roberta z Wiolettą, na temat jej nowego obiektu westchnień.
O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty
Po sielankowej kolacji przyszedł czas na kolejny zawrót głowy, wywołany jednym niefortunnym wypadem do Hiszpanii. Kto z tych dwojga tam pojechał i jaki to miało wpływ na ich relację dowiesz się po kliknięciu w poniższy tytuł.
W trzeciej części doszłam do wniosku, że czas opowiedzieć, jak oni się poznali i czy miłość zakłada różowe okulary w każdym wieku. Kliknij w poniższy tytuł i zaczytaj się w tej historii, bo może przeżyłaś coś podobnego, i opisuję właśnie twoje emocje?
Czy na schodach wymieszało się pożądanie z miłością od pierwszego wejrzenia?
Gdybym miała kiedykolwiek obrazić się na Roberta, to właśnie tego dnia i z tego powodu. Wiesz, jak nazwał kobiety? Normalnie przegiął, ale cóż może miał swój powód? Oceń tą sytuację sama klikając w poniższy tytuł.
Jak oczekiwania zniszczyły związek
Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Zacznij od pierwszego odcinaka. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie.
Do zaczytania w kolejną środę!
Baw się, relaksuj i dyskutuj z nami.
Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta!
Dziękuję za Twoją obecność,
Wiola
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl