– Do mojego wyjazdu już nikt słowem do nikogo się nie odezwał. Postanowiłam, że będę na Krecie szczęśliwa, chociaż jeszcze nie miałam pojęcia, co będę sama robić na urlopie. To mój pierwszy singielski wyjazd. Ale proszę pani, gdy tylko tam wylądowałam, gdy tylko poczułam się jak w innym świecie, uczucie szczęścia pojawiło się samo. I wówczas on też postanowił mnie uszczęśliwić. Napisał. Znowu mnie uwodził, bo rzekomo zatęsknił, a ja oczywiście dałam się uwieść, bo też zatęskniłam – i to może nie tylko za nim, ale za tym podrywaniem, za tym poczuciem, że jest ktoś, kto za tobą tęskni. Wie pani, czasami się zastanawiam, czemu ja się na niego tak zafiksowałam. Może tylko z poczucia samotności, które on nagle, gdy już prawie nie miałam nadziei na poznanie kogoś fajnego, wypełnił? No cóż, może nigdy nie znajdę odpowiedzi, a może kiedyś przyjdzie ona sama… Nieważne. – Wioletta nie dała się ponieść wkradającej się melancholii i opowiadała dalej. – Wie pani, on tak ładnie uwodzi, bo jak już słodzi kobiecie, to są to krótkie zdania. Na dodatek rzadko je wypowiada, częściej pisze. I dlatego masz wrażenie, że możesz mu wierzyć. A może tym razem też się mylę, bo wie pani, on zapytał, czy chcę się z nim nadal widywać, a jeśli tak, to on znajdzie dla nas czas, ale po moim powrocie chyba o tym zapomniał. Zanim jednak zapomniał, zaskoczył mnie jeszcze dwukrotnie.
Na przedostatni dzień na wyspie przypadły moje urodziny. Trochę mnie zirytował, bo tylko napisał. Za to po przyjeździe czekał na mnie pod drzwiami Alfredo. Około pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, z rumieńcami na policzkach, ubrany w szary smoking – mój, do kolekcji innych zwierząt, które dumnie zdobiły moje ściany. A teraz miałam jego – Alfredo, pingwina. Była druga w nocy, ale i tak od razu, będąc wniebowzięta, napisałam mu podziękowania. I wie pani, okazało się, że on na mnie czekał. Zszedł na dół i to było tak przejmujące, takie dla mnie niespotykane, bo ktoś na mnie czekał. On na mnie czekał. Ktoś taki jak ja, spragniony tych romantycznych gestów, tych stęsknionych spojrzeń, tych ust dotykających ust, musi się wówczas zakochać. A on po tej nocy znowu zniknął. I to, jak zawsze, bez uprzedzenia. Kochał mnie i znikał. Pewnego dnia – już nie pamiętam, ile czasu minęło od wspólnie spędzonej nocy – ot tak, po prostu znowu napisał i oświadczył mi, że się wyprowadza. Czy pani wie, jakiego szoku doznałam? Mój chłopak z poddasza nie będzie już tam mieszkał, nie będzie mnie rozśmieszał swoim śpiewaniem, nie będzie wkurzał bieganiem po schodach i nie będzie mnie budził przyjmowaniem gości tuż przed północą. W pewnym momencie złapałam się na tym, że przerażona pytałam siebie: na kogo ja teraz będę czekać? Ta myśl wypełniła mój umysł, a może raczej zaczęła mnie prześladować niczym cień w słoneczny dzień. Nieważne. Istotne jest to, że bałam się pustki, która miała wkraść się w moje życie. Bałam się, że już go więcej nie zobaczę. Czy bałam się, ponieważ po dwóch porażkach związków na odległość przestałam wierzyć w taki układ?
Myślałam, że Wioletta pozwoli mi dojść do słowa, ale ona jak nakręcona próbowała sama rozgryźć swoje zachowanie.
– Proszę pani, czemu tak się przejmowałam, skoro on przecież nie wyjeżdżał do innego kraju, nawet innego miasta. On zamieszkał jakieś dwadzieścia minut autem ode mnie.
Proszę pani, czy to możliwe, że przeszłe doświadczenia odbijają się w naszym życiu tak szerokim echem? Ten strach, niczym nieuzasadniony, ponieważ to zupełnie inny facet, zupełnie inny czas, zupełnie inna sytuacja…
No właśnie, proszę pani, najdziwniejsze było to, że przecież ja i on jako my w ogóle nie istnieliśmy, a ja już czułam się tak, jakbym miała stracić kogoś ważnego. I wówczas, kilka dni po tej łamiącej mój spokój informacji o wyprowadzce, pojawił się u mnie, jakby nigdy nic. Zapytał tylko, czy jestem zła. Zrobiłam unik, gdy chciał mnie przytulić, i unik, gdy chciał mnie pocałować. I od tej chwili, w te ostatnie kilka dni przed wyprowadzką, wpadał na poranną kawę i zachowywaliśmy się jak para sąsiadów, których nigdy nic nie łączyło. – Wioletta zaśmiała się pod nosem, wciągnęła powietrze, jakby chciała odświeżyć pokryte mchem wspomnienia trawiące w tej chwili jej spokój, i po krótkim wydechu rozżalonym już głosem dodała: – Pozory, pozory, potrafimy je zachowywać, oboje jesteśmy w tym mistrzami.
***
I któregoś dnia zniknął. Mój chłopak z poddasza odszedł tak, jak się pojawił – bez ostrzeżenia, a w zamian za Americo wprowadziła się Nicoletta. Tej tęsknoty za nim, która się wkradła, nie potrafiłam zrozumieć. Bałam się jej, ale z drugiej strony na każdym kroku o nim rozmyślałam, tym samym rozpalając ją w sobie jeszcze bardziej. I potęgowałam smutek tymi myślami, żal, że to nie ten właściwy facet pojawił się w mojej biografii, a czasami nawet złość.
– Złość? – wymknęło mi się.
– Tak, złość na siebie, że tam, na tych schodach, gdy pierwszy raz go zobaczyłam, że odezwałam się do niego. Złość na los, który chciał, aby akurat on pojawił się tuż przed moim nosem, bo proszę pani, gdyby on się nie pojawił w tym samym momencie co ja na tych schodach, nie wymieszałyby się jego fluidy z moimi albo moje z jego. Gdyby się nie pojawił, nie miałabym odwagi zapukać do niego i opieprzyć go za jego głośne zachowanie już pierwszej nocy po wprowadzeniu się. A tak… spojrzałam na tę zadowoloną z siebie twarz, zerknęłam nieśmiało – mogę przysiąc, że tylko przez sekundę – w jego brązowe, italiańskie oczy i stało się. Coś zrobił, tylko nie wiem co, że mi się spodobał, bo gdyby mi się nie spodobał, to też wiedziałbym od pierwszego wejrzenia… tak…
Wioletta zamyśliła się na chwilę, głęboko westchnęła i wstała. Kręciła się po pokoju i w swoim zwyczaju dotykała a to dumnie naprężających się od wiedzy książek, figurek przypominających minione wakacje, podchodziła do okna. Uwielbia okna. Wpatruje się w nie wytężonym wzrokiem, jakby patrzyła nie na ten codzienny zgiełk, tylko gdzieś o wiele dalej, poza horyzont. Nie przerywam tej jej ciszy, dopóki nie spojrzy na mnie wymownie, a ponieważ nie patrzyła, zapewne zajęta rozmyślaniem o słowach, które wypowiedziała lub które zaraz wypowie, ja próbowałam zrozumieć, jak można tak długo przechowywać w głowie takie wyraźne wspomnienia. A może to już jej wyobraźnia, fantazjowanie? Może łączą się obecne uczucia z zaprzeszłymi emocjami i powstaje w mózgu myśl, że zakochała się w nim, zanim zdążył otworzyć usta? Może potęguje tamtą tęsknotę, bo teraz przeżywa podobne uczucie, tęskni za nim, za takim, jakim go poznała, a może nawet za jego wyobrażeniem, które sama sobie stworzyła w umyśle? Tym czasem na jego miejsce wkradł się Americo, którego już nie znała albo przestała akceptować.
Tak bywa, gdy mija pierwsze zauroczenie. Zostajemy w związkach z przyzwyczajenia, z wygody albo ze strachu przed samotnością.
Nagle Wioletta sprytnie wymknęła się z rąk nostalgii i przeszkadzając mi w rozmyślaniu, z wesołością w głosie opowiadała dalej:
– Wie pani, że po trzech tygodniach, gdy już było mi trochę lepiej nagle napisał i bez większych ceregieli zapytał, czy może u mnie przenocować. Przenocować, proszę pani. No i jak go nie kochać? Skoro nie pisał do mnie czułych słówek, jakichś miłosnych monologów, nie wysyłał kwiatów ani oznak bezgranicznej tęsknoty udekorowanej serduszkami… On pytał po prostu o to, co robię, jak się czuję i o tym nocowaniu. Zgodziłam się. Napisałam: „Mój ekssąsiad zawsze może u mnie przenocować”.
Przyszedł trochę spóźniony. Otworzyłam mu drzwi i wracając do łóżka, powiedziałam, że ręcznik leży na fotelu. Trochę się zmieszał, ale tak tylko na trzydzieści sekund. Powiedział: „Może powinienem pójść sobie?”. A na to ja, że dlaczego. Przecież umówiliśmy się, że będzie tu nocował. On natomiast podszedł najpierw i jak na sąsiada przystało, objął mnie na chwilę i próbował pocałować. Proszę pani, to są takie piękne momenty… – Wioletta znowu odpłynęła, powzdychała trochę, pouśmiechała się i wróciła do momentu, w którym całował ją w usta. – No pocałował i poszedł pod prysznic. A jak wrócił, to dopiero się zaczęło. Najpierw nie wiedział, co robić, to sobie zapalił, potem położył się obok, potem tu mnie dotknął, tak próbował objąć, a on, proszę pani, zawsze jest taki delikatny w tym podrywaniu i to mi się też tak bardzo w nim podoba. No ale ja postanowiłam, że jeśli on chce tylko przenocować, to niech nocuje. Nagle wywiązała się rozmowa, potem już żadne z nas nie wiedziało, co ma dalej robić. Na niby szliśmy spać, ale co chwilę zmienialiśmy pozycje: noga tu, noga tam, ręka wyżej, ręka niżej, on mnie w czoło pocałował, to ja go w ramię. On wzdychał, to ja pytałam, czy mu gorąco, ja wzdychałam, to on pytał, czy dobrze się czuję. I tak do zaśnięcia. On zasnął pierwszy. Poczekałam, aż jego oddech stanie się rytmiczny, po czym wstałam, zapaliłam, jeszcze raz umyłam zęby i wróciłam do łózka. Przyglądając się jego twarzy, zastanawiałam się, co teraz i co dalej.
Rano obudził mnie budzik. Musiałam pojechać do pracy. Tuż przed wyjściem położyłam się obok niego, pocałowałam go czule w kark i gdzieś we fragment ręki czy ramienia. Potem wyszłam.
Po jakimś tygodniu on znowu do mnie napisał. Zapytał, kiedy się ponownie zobaczymy, a ja znów uległam i tak mu już zawsze ulegałam. Aż w pewnym momencie podjęłam decyzję, że nigdy już nie wspomnę o związku z nim, chciałam go widywać, proszę pani, chciałam chociaż jako sąsiada. I stało się to wygodne.
No ale oczywiście nie dla mnie, gdy płakałam do poduszki, na której on godzinę wcześniej trzymał głowę. Ale już nigdy nie wspominałam o tym, że chcę być z nim na poważnie. A wie pani, co było najgorsze? Najgorsze były nie te łzy, których nie widział i o których nie miał pojęcia, tylko to, że przestali mnie interesować inni mężczyźni. Wmawiałam sobie, że będę umawiać się na randki, rozglądać się, czy jest jakiś inny kandydat na męża, jednak tak naprawdę to zatrzasnęłam się w nadziei, że on kiedyś się ze mną ożeni. Wyobraża to sobie pani? Gdzieś w mojej głowie tlił się taki idiotyzm. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, który mówił mi, że on jest dla mnie za młody, że on będzie chciał mieć dzieci, bo pamiętam, że kiedyś, niby w żartach, powiedział, że o ile weźmie sobie jakąś dwudziestolatkę, to dzieci może jeszcze mieć. Może powiedział mi tak na złość, a może tak faktycznie pomyślał, nie wiem…
– A dlaczego na złość tobie?
– Bo, proszę pani, ja mu czasami dziurę w brzuchu wierciłam. No jak już sobie jeden problem odpuściłam, a przynajmniej w jego oczach, dotyczący stałego i zdeklarowanego związku, to zaczęłam przypominać mu na każdym kroku o swoim wieku. Kilka dni przed tą „dwudziestolatką” przyszedł z kuchni i zapytał, co to jest i dlaczego wciąż biorę. Ja mu na to, że to tabletki antykoncepcyjne i chyba logiczne, że nie chcemy mieć dzieci. Zapytał: „a niby dlaczego nie”, a ja na to, że jestem już w takim wieku, a nie innym. On zaś stwierdził: „no tak, ja zawsze myślę, że ty jesteś w moim wieku”. Proszę pani, z jednej strony to było miłe, ale z drugiej strony zabolało.
– Dlaczego zabolało?
– Bo pomyślałam, że jak on sobie przypomina, ile mam lat…
Przerwałam Wioletcie:
– Ty mu przypominasz.
Wioletta spojrzała na mnie skrzywiona, ale przyznała mi rację.
– Tak, jak ja mu przypominam!
– Po co mu ciągle o tym wspominasz?
– Po co? Cóż za pytanie?! Może po to, żeby słyszeć te wszystkie komplementy, co?
– Ciekawa teoria – rzekłam z ironią w głosie.
– No, proszę pani, a niby po co innego? Bo co? Bo chcemy usłyszeć: „a tak, rzeczywiście, nie zauważyłem, ale masz rację, twoja pupa już nie wygląda na nastolatkę”? Ja też chciałam słyszeć, że taką mnie chce, bo taka jestem dla niego piękna, ale wie pani: co innego to słyszeć, a co innego w to uwierzyć. Ja ogólnie nie mam niskiej samooceny, nie mam jej, będąc wśród swoich rówieśników czy pośród starszych od siebie, ale nie potrafiłam pojąć na przykład pewnego dwudziestopięciolatka, którego aż musiałam zablokować, bo pisał, że zrobiłby dla mnie wszystko. Proszę pani, ja mogłabym być jego matką! No Americo okej, dziesięć lat to nie tragedia, ale nie przy jego sposobie bycia, nie przy jego kolegach, którzy są jeszcze chyba od niego o dziesięć lat młodsi. Nie przy jego koleżankach, które też jeszcze nie mają trzydziestki. Kiedyś, wie pani, długo pisaliśmy. To było wówczas, gdy jeszcze marudziłam, że chcę związku. Pisaliśmy o naszej relacji – on o tym, że bardzo chce się ze mną spotykać i że teraz nie może wejść w poważny związek, ale w przyszłości jest to możliwe. Zapytałam go wtedy, czy on sobie wyobraża w swoim towarzystwie powiedzieć o mnie: „to moja kobieta”.
– I co odpowiedział?
– Że on jest w stanie sobie wszystko wyobrazić.
– Hm, dość wymijające.
– Oczywiście, u niego liczy się asekuracja. Żebym kiedyś nie wykorzystała czegoś przeciwko niemu. I wie pani, jak już wcześniej mówiłam, zmęczyłam się tym jego byciem i niebyciem, ot tak, po prostu. Napiszę mu prawdę, że przy nim nie tylko czuję się niedowartościowana, ale i bardzo samotna.
Wioletta Klinicka
Czytałaś już opowiadania z serii "Americo..." z udziałem uwielbianego przez kobiety Roberta?
Jeśli nie, to kliknij w poniższy tytuł i podsłuchaj dyskusję Roberta z Wiolettą, na temat jej nowego obiektu westchnień.
O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty
Po sielankowej kolacji przyszedł czas na kolejny zawrót głowy, wywołany jednym niefortunnym wypadem do Hiszpanii. Kto z tych dwojga tam pojechał i jaki to miało wpływ na ich relację dowiesz się po kliknięciu w poniższy tytuł.
W trzeciej części doszłam do wniosku, że czas opowiedzieć, jak oni się poznali i czy miłość zakłada różowe okulary w każdym wieku. Kliknij w poniższy tytuł i zaczytaj się w tej historii, bo może przeżyłaś coś podobnego, i opisuję właśnie twoje emocje?
Czy na schodach wymieszało się pożądanie z miłością od pierwszego wejrzenia?
Gdybym miała kiedykolwiek obrazić się na Roberta, to właśnie tego dnia i z tego powodu. Wiesz, jak nazwał kobiety? Normalnie przegiął, ale cóż może miał swój powód? Oceń tą sytuację sama klikając w poniższy tytuł.
Jak oczekiwania zniszczyły związek
Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Zacznij od pierwszego odcinaka. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie.
Jeśli jesteś ciekawa zakończenia tej historii, to zapraszam Cię do zaczytania w kolejną środę. Na ostatni odcinek z serii; "Americo, mój chłopaka z poddasza" w wersji bez udziału Roberta.
Baw się, relaksuj i dyskutuj z nami.
Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta!
Dziękuję za Twoją obecność,
Wiola
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl