opowiadanie Americo moj chlopak z poddasza
Opublikowano: 2023-12-13

PIERWSZA NAPISAŁAM WIADOMOŚĆ, A TERAZ MI WSTYD

Napisałam i tyle, przecież nie wyznawałam mu tęsknoty, nie wyrzucałam, że się nie odzywa, nie robiłam smutnych pauz pomiędzy słowami, aby dać mu do zrozumienia, że tak bardzo mi przykro, że nic pomiędzy nami nie ma.

Poczułam pustkę, poczułam, jakby moja dusza była niczym trójkąt bermudzki. Wpadło uczucie i zniknęło, przepadło bez śladu i do dziś nie mogę go odnaleźć. Szukam go w ciągu dnia, gdy idę zatłoczoną ulicą, szukam go, gdy spotykam się z nieznajomym, którego historię poznasz w książce Nieznajomy z sieci, i szukam codziennie przed snem. Wczoraj chciałam coś napisać, ale bez tych uczuć, bez tych emocji, które zawładnęły mną w ubiegłą sobotę i jeszcze tego samego wieczoru gdzieś się zawieruszały, jestem jak wyjałowiona gleba, która oddycha, ale niczego nie płodzi.

Myślę, że dziś wam opowiem o tym, jak to jest być złą kobietą – nie wściekłą, tylko taką nielojalną wobec siebie, wobec swoich pragnień i doznań. Szkoda, że tydzień temu nie byłam w stanie tego opisać, ale tydzień temu byłam zaskoczona i bardzo zajęta tym poszukiwaniem, a także smutna, że miłosne uniesienie zniknęło albo… że przestałam w nie wierzyć.

Pamiętacie, jak w ostatnim opowiadaniu tęskniłam za chłopakiem z poddasza i chociaż od dawna nie miałam od niego żadnej wiadomości i jego twarz rozmyła się w mojej pamięci, a potem zniknęła z niej niczym to uczucie teraz, to tęskniłam? Już byłam skłonna uwierzyć Robertowi, że ja tęsknię jedynie za kochaniem kogoś, za tym sercem zajętym miłosnymi rozterkami, za motylami w brzuchu, ale gdy mnie koleżanka zapytała, dlaczego właśnie on, dlaczego Americo, jednym tchem opowiedziałam jej o jego zaletach i wadach, które pomimo swojego silnego akcentu są dla mnie, na dzień dzisiejszy, do zaakceptowania. Skoro zatem pamiętam takie rzeczy, to chyba jego rozmyta twarz w mojej pamięci jest mało znacząca. No może nie tak do końca, bo któregoś dnia zapragnęłam ją sobie przypomnieć. Od naszej ostatniej wymiany zdań, od jego… naszego urlopu, ale nie wspólnie spędzonego, od tych zdjęć, które nie dają mi spokoju, a o których możecie przeczytać w opowiadaniu, jak urlop złamał mi serce, od tamtej pory byłam silna i nie wchodziłam na jego profil, aby sobie pooglądać tę jego buzię. Jednak tamtego wieczoru, czyli już ponad trzy tygodnie temu – och, jak ten czas szybko leci – jakaś nieznana mi siła przerwała moją wytrwałość, ot, jakby to była cienka nić dzieląca mnie od niego.

– Robert, chciałam tylko tak spojrzeć, zobaczyć ten jego uśmiech i to zdjęcie w Wirthaus. To lubię najbardziej.

– Przecież sobie zrobiłaś screenshota – zaśmiał się.

– Przecież wiesz doskonale, że dawno usunęłam.

– No wiem, wiem, tak tylko chciałem się włączyć do rozmowy, żeby twój język mógł na chwilę odpocząć.

– Tak cię męczy moje gadanie…

– No coś ty, jestem wytrwały, dla ciebie daję radę.

– Dziękuję, jakiś ty miły.

– Powiem ci w tajemnicy, że z „miłym” to niewiele ma wspólnego, ja tylko nie chcę, żebyś mnie obsmarowała w tych swoich książkach.

– O czym ty do mnie mówisz?

– No żebyś nie powiedziała, że przeżycia miłosne są twoim życiem, a twoich przyjaciół albo to nie obchodzi, albo ich nudzi.

– Do czego pijesz?

– Do Wojewódzkiego i twojej koleżanki, która cię zbyła, a co opisałaś w ostatniej książce.

– No cóż, było, minęło i musi dalej trawić temat italiańca.

– To co jest takie pilne, że nie dajesz mi spać po dwudziestej drugiej?

– No bo widzisz, bo ja, Robert, nie wiem, jak to się stało, ale bo wiesz…

– Wykrztusisz?

– Napisałam do Americo – wyartykułowałam odpowiedź tak pośpiesznie, jak tylko się dało.

– No i… no i po co?

– Bo widzisz, to było tak…

– Poczekaj, wstanę i zaparzę herbatę.

– To rób, a ja będę mówiła. – Robert zaczął się śmiać, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że on w ten sposób chciał mi powiedzieć, że najwidoczniej na dwóch zdaniach temat się nie skończy i znowu przez moje nastolatkowe rozterki zarwie noc.

– Nie słuchaj, nie rób… idź spać, jutro ci dokończę, idź spać.

Jednak Robert, nie wierząc w moje szczere intencje i słodko uśmiechnięty głosik, odpowiedział:

– Już ci mówiłem, że nie ma mocnych, żebym dał się obsmarować jako niewdzięczny kumpel.

– To co – zapytałam radośniejszym głosem – parzysz zieloną czy czarną?

– Melisę – zaśmiał się i dodał: – No mów, mów.

– No bo widzisz, weszłam na jego profil, bo bardzo zapragnęłam go zobaczyć, i pomyślałam sobie, że skoro już go tak dawno odblokowałam i radzę sobie, i nie zaglądam co pięć minut, to jestem gotowa przypomnieć sobie, jak wygląda, i nic się nie wydarzy. No i weszłam, patrzę, a tam nie ma mojego ulubionego zdjęcia albo ja nie mogę go zobaczyć, a na dodatek z ośmiu zdjęć zrobiły się dwa i jedno nowe.

– Czyli razem trzy – ironizował Robert.

– Tak, dwa stare i trzecie całkiem nowe – odpowiedziałam całkiem poważnie. – I wiesz, ja myślę, że to nowe to on wstawił specjalnie dla mnie.

– Wow, dla ciebie! A co niby na nim było: twoje imię? – przerwał mi Robert.

– No wiesz, prawie.

– Prawie to nie na pewno, ale no dawaj, mów, nie trzymaj dojrzałego mężczyzny w niepewności, bo wiesz, w mojej głowie snują się tak abstrakcyjne domysły, że jeśli mi zaraz nie powiesz, to może mi przed samym sobą być wstyd, że takie snułem…

– Skończyłeś? – zapytałam znudzona.

– Tak, tak i co? Tempo, akcja i co było?

– On u Antoniego w restauracji – oznajmiłam bez dalszego owijania w bawełnę.

– No brawo, ależ mnie zaskoczyłaś, no tego bym się na tym zdjęciu w życiu nie spodziewał – mówił, siorbiąc herbatę.

– Musisz tak frukać?

– No co, przecież sam jestem…

– Halo, ja jestem…

– Rzeczywiście, no jednak jakoś nie zmienia to faktu, że gorąca jest niczym twoje najnowsze wiadomości, że Americo wstawił… przepraszam, kiedy to wstawił…

I chociaż wiedziałam, że on ze mnie kpi, pośpiesznie udzieliłam mu odpowiedzi:

– No trzy tygodnie temu.

– No i co z tego, że Americo wstawił trzy tygodnie temu zdjęcie z restauracji?

– Ale u Antoniego, Robert, u Antoniego…

– No i… co z tego, że u niego.

– Robert, obudź się, to moja rola. To ja zawsze wstawiam zdjęcia z pobytu tam, a nie on. I co, nagle pomyślał: „a co mi tam, wstawię sobie jedno”? On praktycznie nie zamieszcza postów, a jego znane mi zdjęcia pochodzą z dwa tysiące dwudziestego pierwszego roku… proszę cię…

– Wiola, więc oświeć mnie dalej, bo wciąż jakoś nie łapię, dlaczego są to zdjęcia dla ciebie.

– Bo wiesz, ja od razu, od razu pomyślałam, że jeśli on nigdy nie postuje, że jeśli on nie wstawia zdjęć, a przynajmniej ja nie widzę, bo wiesz, może postuje, ale nie mam do nich dostępu… I skoro dowiedział się, że go odblokowałam, bo przecież ja go nie poinformowałam, że go odblokowałam, ale może jakimś cudem zauważył, i skoro zawsze, gdy ja wstawiłam coś z pobytu u jego brata, to on zawsze od razu pisał, więc ja od razu pomyślałam, że on pomyślał, że jak on wstawi, to ja też od razu zareaguję. – Robert milczał. – Hej, jesteś tam? Bo jakoś nie słyszę, żebyś siorbał, a może herbatka już przestygła? Ale jak łykasz, też nie słyszę…

– Wiolka – przerwał mi nagle – ja rozmyślam nad twoimi słowami i wiesz, bardzo nie chcę, nie chcę z całego serca, ale co ty do mnie powiedziałaś? Że niby co ty wydedukowałaś z historii tego zdjęcia? Że on dowiedział się, że go odblokowałaś, i specjalnie wstawił zdjęcie, mając nadzieję, że ty coś napiszesz, i te twoje, Sherlocku, dedukcje nakazały ci do niego napisać, bo skoro on… Nie, gubię się, a ty nie, Wiolka?

– Ja nie – odparła i nagle dotarło do mnie, że zachowuję się jak Alutka z tego serialu „Rodzina zastępcza”. Hm, dobrze, że ją lubiłam i mnie zawsze rozśmieszała, bo gdy wyartykułowałam Robertowi swoje spekulacje, a on to swoim sarkastycznym głosem powtórzył, no, tak w skrócie, to zrobiłam się czerwona jak cegła i wymsknęło mi się: – Och, Robercik, chciałabym zamienić się w strusia i zakopać głowę w piasku.

Na co on spokojnie odpowiedział:

– Wioletta, strusie nie chowają głowy w piasek, to mit. Te północnoafrykańskie schylają głowy nisko ku ziemi w chwili zagrożenia, a że ich głowa jest bardzo mała, to patrząc z daleka, nasze oczy odbierają zniekształcony obraz – mylą się.

– Tak jak ja teraz?

– Nie wiem, może tak jest, a może nie, ale co to zmienia?

– No, że przez to zdjęcie do niego napisałam.

– A co tyś tam napisała?

– No nic takiego, tylko zapytałam tak, jak on mnie zawsze pytał – z kim tam był.

– Tak bez „hallo” i „jak się masz”?

– No tak bez.

– Okej. I co odpowiedział?

– Że do tej pory był tam z wieloma osobami i zapytał, dlaczego pytam, więc mu odpowiedziałam, że „tak tylko, skradłam twoje pytanie, bo ty zawsze o to pytałeś, więc się odwdzięczam”. I dalej już nic, wysłałam kilka emotikonek ze łzami w oczach od śmiechu.

– To znaczy, że mogę już iść spać… że ty mi dla tych dwóch zdań herbatę parzyć kazałaś?

– Nic ci nie kazałam! Mówiłam: „idź spać, opowiem ci jutro”.

– Rozczarowałaś mnie…

– To ty oczekiwałeś nie wiadomo czego, jakichś sensacji. Ja chciałam ci tylko powiedzieć o swoich przypuszczeniach i o tym, że napisałam, bo to, że ja pierwsza napisałam, było dla mnie najważniejsze, a tobie od razu jakieś niestworzone historie się uroiły. Kto ci kazał wstawać? Mogłeś już dawno spać, gdyby nie twoje ciąganie mnie za język i tworzone insynuacje w mózgu!

– Ach, to moja wina… A może mogłaś inaczej? Może mogłaś nie wprowadzać takiego dramatycznego nastroju do rozmowy, jakby nie wiadomo co się wydarzyło. Czy nie mogłaś tak normalnie powiedzieć w jednym zdaniu, na przykład: „Cholera, Robert, weszłam na profil Americo i znalazłam sobie urojony powód, aby do niego napisać, bo każdy powód jest dobry, żeby ponownie być z nim w kontakcie, i teraz mi głupio, że napisałam”. I mogłaś ewentualnie zapytać, czy powinno ci być głupio, czy nie.

– No wiesz, a co ja – facet, żeby myśli sprowadzać do wspólnego mianownika i zobrazować swoje emocje w kilku słowach? I wiesz, pozwól, że sama będę decydować, czy to głupio, czy nie.

– Ale Wiolka, ja bym odpowiedział, że to nie jest głupie, że mogłaś, czemu nie…

– Aha, to dobrze – odpowiedziałam z dumą w głosie, doprowadzając tym samym Roberta do śmiechu. Miał rację, że się śmiał, bo jakby odpowiedział, że to było niepotrzebne i że uszczknęłam coś ze swojej dumy, pisząc pierwsza do mojego chłopaka z poddasza, to „aha, to dobrze” na pewno by nie padło. Więc również zaczęłam się śmiać i oboje w dobrym nastroju poszliśmy spać. Robert, z tego, co mi później powiedział, zasnął od razu. Ja oczywiście musiałam jeszcze, spoglądając na zdjęcie ukochanego, oddalić się od swojego duchowego domu, o którym rozprawialiśmy w poprzednim odcinku.

Kiedy wstałam rano i spojrzałam w swoje lustrzane odbicie, pomyślałam, że nie mam się czego wstydzić. Napisałam i tyle, przecież nie wyznawałam mu tęsknoty, nie wyrzucałam, że się nie odzywa, nie robiłam smutnych pauz pomiędzy słowami, aby dać mu do zrozumienia, że tak bardzo mi przykro, że nic pomiędzy nami nie ma. Hm – pomyślałam, znowu przekładając imię Americo nad własne – być może spekuluję, bo pragnę, aby on o mnie myślał, żeby za mną tęsknił, żeby z tej tęsknoty nie mógł spać. A że on taki trochę w tej tęsknocie zagubiony, że świetnie zdaje sobie sprawę, że narozrabiał, to szuka sposobu, aby się ze mną skontaktować, ale jednocześnie nic nie chce stracić ze swojej dumy. Ojej, Robert ma rację, takie naiwne myśli przysłaniają prawdę, ale z drugiej strony prawdę, której nie znam i której nie poznam, bo przecież nie zapytam Americo, czy wstawił to zdjęcie dla mnie, bo by mnie wyśmiał – nawet gdyby wstawił je dla mnie, toby się nie przyznał. Jak zatem mówi Robert: lepiej sobie temat odpuścić, zaakceptować fakt, że napisałam, i więcej nie pisać!

Gdy tak rozmyślam, czuję ból w okolicy klatki piersiowej. Każda myśl o nim jest ukłuciem prosto w serce, ale to moja wina, ponieważ pozwoliłam, żeby moje pragnienia rozrosły się w mojej głowie, oplotły serce niczym bluszcz płot nielubianego sąsiada i poza moją kontrolą nieudolnie zaczęły wkradać się w rzeczywistość, która wygląda zupełnie inaczej. I to przez to pragnienie jego miłości, zainteresowania i jego tęsknoty spekuluję z powodu jednego zdjęcia, które pokazuje tylko talerz z jedzeniem i szary rękaw bluzy siedzącego naprzeciwko kogoś, kto te zdjęcia pstrykał?

O piętnastej trzydzieści dziewięć dostałam wiadomość: trzy śmiejące się do łez emotikonki i pytanie: „z czego się śmiejesz?”. A moje głupie serce… nie – to mój mózg, za okruch zainteresowania tak się ożywił, że szybko przesłał informację do palców, aby wystukały wiadomość zwrotną: „bo cię lubię, a ty z czego się śmiejesz?”. A kiedy przeczytałam: „też cię lubię, ale nie wiem, z czego się śmieję, może dlatego, że ty zaczęłaś, a śmiech łączy ludzi”, nie umiałam już myśleć, że między nami nic nie ma… O tym pomyślałam dopiero tydzień temu, gdy wkradła się ta pustka…

Wioletta Klinicka

Czytałaś poprzednie opowiadania z tej serii? Zacznij koniecznie od...

O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty 

Po sielankowej kolacji przyszedł czas na kolejny zawrót głowy, wywołany jednym niefortunnym wypadem do Hiszpanii. Kto z tych dwojga tam pojechał i jaki to miało wpływ na ich relację dowiesz się po kliknięciu w poniższy tytuł.

Jak urlop złamał mi serce

W trzeciej części doszłam do wniosku, że czas opowiedzieć, jak oni się poznali i czy miłość zakłada różowe okulary w każdym wieku. Kliknij w poniższy tytuł i zaczytaj się w tej historii, bo może przeżyłaś coś podobnego, i opisuję właśnie twoje emocje? 

Czy na schodach wymieszało się pożądanie z miłością od pierwszego wejrzenia?

Gdybym miała kiedykolwiek obrazić się na Roberta, to właśnie tego dnia i z tego powodu. Wiesz, jak nazwał kobiety? Normalnie przegiął, ale cóż może miał swój powód? Oceń tą sytuację sama klikając w poniższy tytuł. 

Jak oczekiwania zniszczyły związek

Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie. 

  1. Americo, mój chłopak z poddasza
  2. Americo, mój chłopak z poddasza
  3. Americo, mój chłopak z poddasza
  4. Americo, mój chłopak z poddasza

 Od teraz, w każdą środę nowy odcinek, raz z udziałem Roberta, a raz w innej wersji.

Baw się, relaksuj i dyskutuj z nami. 

Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta!

Dziękuję za Twoją obecność, 

Wiola 

Wioletta Klinicka
Jestem taka, jak Ty. Czasami plotę trzy po trzy, a czasami logiczne myślenie wypełnia całą moją przestrzeń. Czasami chodzę cały dzień w szlafroku, a czasami od rana chodzę w makijażu. Ale ponad wszystko spieszę się kochać ludzi, bo nigdy nie wiesz, jak długo ten KTOŚ, zagości w twoim życiu. Więcej informacji w zakładce o mnie. Zapraszam. Wiola

Przeczytaj inne wpisy

Może zainteresują Cię inne wpisy.

Wioletta Klinicka

copywriting.wiolettaklinicka@gmail.com

© 2023-2024 Wioletta Klinicka.

Realizacja Najszybsza.pl