Zaczęłam od tęsknoty, a skończyło się na materializmie. No cóż, takie drobiazgi też trzeba przemyśleć. Czy można kochać kogoś za nic? Za jeden poranny uśmiech, za buongiorno - dzień dobry (wł.) - po przebudzeniu, za przytulenie przed snem, za nieobecność w chwili, gdy się tego bardzo pragnie, i za uszczerbek na życiorysie…?
Ale z drugiej strony przecież kiedy się człowiek tak naprawdę zakocha, nie patrzy w metrykę chrztu, na stan konta bakowego ani na rozmiar buta i emocjonalny analfabetyzm. Później zostawia się to na moment, gdy ta cała fenyloetyloamina zaczyna znikać, pękać pod naporem czasu i niczym bańka mydlana zostawiając tylko przebarwione niedoskonałością oka wspomnienia.
Tymczasem tęsknię… dziwne, że czas tej tęsknoty nie ucisza. No cóż, może i działałby na moją korzyść, gdybym tak uparcie nie koncentrowała się tuż przed zaśnięciem na braku obok mnie Americo. Sama taką zżerającą mój spokój umysłu emocję wzmacniam, sama wybieram ten rodzaj spędzenia wieczorów. Zaczęło się od marzenia, że chłopak z poddasza jest obok mnie, że mnie przytula i czule muska moje ucho. Wymyśliłam już z tysiąc różnych historii, jak doszło do ponownego spotkania, tylko z zakończeniem mam problem, nie mogę zdecydować, czy wyjść za niego, czy odejść i poznać kogoś bardziej do mnie pasującego. Gdy oznajmiłam Robertowi, że napiszę, że wychodzę za Americo za mąż, zapytał pospiesznie:
– To o czym będziesz dalej pisać?
No cóż, może o problemach w małżeństwie? Dziś to nieważne, dziś ważna jest ta odrobina przyjemności czerpanej z marzeń, ten samodzielnie wywołany przyrost dopaminy… och, jakie to przyjemne.
– Przyjemne, ale niebezpieczne, Wioletta. Wiesz, że gdy dopamina uwalnia się z organizmu, pozostaje ci tylko dół emocjonalny!? – mówił Robert, gdy go pytałam, czy faceci też tak mają, czy oni też wyobrażają sobie obok siebie kobietę. Ale Robert, wymigując się od jednoznacznej odpowiedzi, skarcił mnie za tak bujną fantazję i zbytnie oddalanie się od swojego realnego świata, rzeczywistości i mojego duchowego domu.
– Jaki dom? Coś ty znowu wymyślił?
– No tak mi kiedyś na myśl przyszło, że skoro ty nie masz poczucia przynależności do jednego miejsca na świecie, to może masz taki wewnętrzny dom, no i wiesz, nosisz go w sobie jak żółw swój – na plecach. Albo ślimak… No co, czy to nie trafna idea?
– Porównujesz mnie do płaza? – zareagowałam szybko i w pełni zdumiona.
– Wioletta! Żółw należy do królestwa zwierząt, typ: strunowce, podtyp: kręgowce. I należy do gromady gadów, zauropsydów… jakie płazy!?
– Jakie zauropsydy? – zapytałam zaskoczona nie swoim brakiem świadomości otaczającego mnie świata, ale tym, że udało mi się to słowo powtórzyć.
– Tylko tyle zapamiętałaś? – zaśmiał się mój wszechwiedzący przyjaciel.
– Nie, jeszcze to, że porównałeś mnie do noszącej dom na plecach, do ślimaka, obślizgłego… no… ślimaka!
– A ślimak to? – wtrącił ciekawski Robert.
– No co, ślimak to ślimak, taki… co sobie ślimakuje.
– No dobra – rzucił, wciąż śmiejąc się ze mnie.
A ja, wykorzystując pauzę w jego trwonieniu wiedzy na lewo i prawo, bo i tak jutro stwierdzę, że „żółw to żółw”, pośpiesznie i z godnością w głosie dodałam:
– No ale cóż, może masz odrobinę racji. W końcu my, obywatele świata, gdzieś też musimy przycumować, więc może ja rzuciłam kotwicę w głąb oceanicznej duszy, jestem jak marynarz, jak kapitan statku, który zawsze…
– Ma dziób uniesiony.
– Robert… – No cóż, Robert, gdy już się ze mną droczy, nie pozwoli, abym pobiła jego ślimaka kapitańskim wyobrażeniem siebie, no może gdybym wspomniała o majtku na statku…
Ale o czym to ja pisałam? Ach tak, o tej tęsknocie… No właśnie, ja tęsknię za chłopakiem z poddasza niczym ten kapitan na statku za lądem… hm, ale on (kapitan) tęskni chyba tylko na chwilę, bo gdy na tym lądzie się znajdzie, to z bajek wynika, że wówczas znowu tęskni za przygodą pełną rekinów i raf lodowych… Tak, ja właśnie się o taką rafę rozbiłam. Przez swoje marzenia się rozbiłam, przez swoją wyobraźnię.
Pewnego słonecznego dnia… chyba tak to się w książkach zaczyna. Chyba. No więc pewnego dnia wybraliśmy się z Robertem pobiegać, ale my tak w milczeniu nie możemy, a ja, jak już się domyślacie, miałam palącą potrzebę wyrzucić z siebie zakamuflowaną przed światem informację. Zaczęłam się Robertowi zwierzać. Aż mnie ciarki przechodzą na myśl o tym, co było potem…
– Tęsknię za nim, chociaż minęły prawie dwa miesiące i na dodatek, nie pamiętając jego twarzy, dotyku, już nie wiem, za kim tęsknię, ale dzieje się – zaczęłam.
– No cóż, to był ostatni facet, z którym się spotykałaś, więc chyba nic dziwnego, że nosisz w sobie takie uczucie.
– Hm, uczucie mówisz…
– Czasami, Wiolka, myślę, że ty za tymi uczuciami tęsknisz.
– Chcesz znowu zacząć temat emocjonalnego uzależnienia. Proszę, o tym już tyle razy mówiliśmy, że…
– Nie, nie, nie martw się, nie będę ci truł, że od emocji można się uzależnić, chociaż marząc o Americo noc w noc, właśnie to robisz, czyli sama się uzależniasz.
– Miałeś nie mówić.
– Przecież nie mówię.
– Mówisz, mówisz i myślisz, że nie zauważę, że mówisz.
– Ja mówię tylko, o czym nie będę mówił.
– Ale wówczas właśnie mówisz.
– Nie, kobieto, chcę jakoś nawiązać do palącej cię rozmowy o tęsknocie, bo wiesz, Wiolka, nawet jak jest to stan przejściowy, to zdrowe przeżywanie tego może być bardzo trudne i wymaga stabilnego, nie tak – wymaga dojrzałego podejścia do kwestii emocjonalnych. Bo wiesz, inaczej można się uzależnić od uczuć, tęsknić za nimi, a przy okazji wpaść w takie bagno emocjonalne, że tylko silny kopniak może pomóc albo psychiatra.
– A więc mówisz.
– O czym znowu?
– No, że przy okazji tęsknoty można popaść w uzależnienie od emocji.
– To ty to mówisz. Ja chcę tylko powiedzieć: „a tęsknij sobie za nim, kobieto, tylko żyj tak, jak wcześniej zaplanowałaś, no i z tej tęsknoty nie popadaj w skrajności”.
– Jakie niby?
– No wiesz, ludzie czasami, aby nie konfrontować się z tym uczuciem, uciekają w pracę, hobby, a nawet w nałogi. Boją się, że sobie z nim nie poradzą, albo się wstydzą, mając zakodowany w umyśle wizerunek tęsknoty połączonej ze śmiesznością lub że jest to oznaką słabości charakteru, jak ty czasami…
– Co znowu ja? – Przystanęłam na chwilę i wzięłam się walecznie pod boki, ale Robert zignorował moją postawę i biegnąc dalej lekko, rzucał zebranymi na mój temat informacjami.
– Ty często też nie mówisz, nie okazujesz ludziom…
– Ludziom? – wykrzyknęłam i biegnąc za nim, stroiłam komiczne miny.
– No facetom, że za nimi tęsknisz.
– Ależ mówię, mówię i piszę, no przecież wiesz, że piszę – krzyczałam, odpierając jego ataki, a on odwrócił się i biegnąc tyłem, z subtelnością w głosie dodał:
– Mówisz, królewno, wtedy, gdy chcesz coś ugrać.
– Robert, proszę, nie zaczynaj znowu. – I ponownie musiałam się na chwilę zatrzymać, bo mówić, myśleć i biec to dla mnie za wiele.
Robert oczywiście się nie zatrzymał, nawet w słowach, więc i ja musiałam ruszyć z miejsca.
– Sorki, ale przyznaj, najczęściej mówisz, gdy ich celowo uwodzisz. Dla ciebie tęsknota jest wstydliwa.
– Możemy sobie ten temat odpuścić? – Piszczącym głosem chciałam ukrócić ten temat.
– A co, trafiłem w punkcik i zabolało?
– Pomyślę o tym w wolnej chwili.
– Pomyśl teraz – rzucił i odwróciwszy się do mnie plecami, przyspieszył.
– Przecież tęsknię, przecież dopiero co ci o tym mówiłam, a więc…?
– Tylko mi mówisz, im nie. I tęsknisz tylko przed snem, to znaczy cały dzień tęsknisz, ale ukradkiem. Za to w nocy, gdy jesteś już pozbawiona widowni, z tej tęsknoty prawie mdlejesz. Dawkuj ją regularnie, bo inaczej dojdzie do jednego z trzech zaburzeń: albo zaatakujesz więź, albo Americo, albo siebie.
– …że co? – W tym momencie musiałam go dogonić, bo miałam wrażenie, że na odległość jego słowa zmieniają znaczenie, że słuch mnie myli.
– Chociaż myślę, że ty idziesz w kierunku zaatakowania więzi.
– Czyli ty cały czas o tym? A ja myślałam, że odpuściłeś.
– Nie, nie myli cię słuch, czasami atakujesz więź, maskując się poczuciem humoru. Zawsze uśmiechnięta Wioletta, poszukiwaczka wrażeń i atrakcji…
– Szukam wrażeń, bo za nimi tęsknię, Robert. Tęsknię nie tylko za chłopakiem z poddasza, ale i za motylami w brzuchu wywołanymi miłością. Tęsknię za tańcem, tęsknię za gwarem ludzi i dobrą zabawą. O tym nie pomyślałeś? – Chociaż bardzo nie chciałam, zaczęła mnie ta rozmowa oburzać.
– Hm, no może i tak, ale czy ty przypadkiem nie kupiłaś ostatnio biletu na musical i zamiast iść, wolałaś zostać w łóżku i rozmyślać o facetach?
– O miłości… bo ja tęsknię za tym, aby iść tam z moją miłością, z moim facetem. Zrozum i nie wymawiaj mi tego.
– Ale faktem jest, że nie poszłaś!
– Tak, nie poszłam, a ty będziesz mnie za to karał.
Robert jednak, jak zawsze opanowany, gdy ja motam się w zeznaniach, wiercił mi nadal dziurę w brzuchu.
– I co robiłaś?
– To już wiesz.
– Wiem i nie podoba mi się to, że odmawiasz sobie przyjemności z jakiegokolwiek powodu, zapominasz, że nie jesteś kotem i masz jedno życie.
– Wiem – odpowiedziałam łagodnie, bo przecież kiedyś muszę – znowu – zaakceptować fakt, że wciąż jestem singielką, i cieszyć się tym, co mam.
– No, Wiolka – kontynuował zadowolony z siebie Robert, któremu udało się przywołać mnie chociaż na chwilę do porządku – ale na szczęście nie jest do końca z twoją tęsknotą tak źle, bo jeszcze nie głosisz, że miłość i więź to idiotyzmy wyrwane z harlequinów i rozpowszechniane na potrzeby konsumenckich wyżeraczy spokoju.
– Ależ się cieszę – odpowiedziałam ironicznie.
– Ale może masz inną przypadłość?
– Jaką znowu?
– No wiesz, jak człowiek nie chce tęsknić, to potrafi tak sobie obrzydzić partnera, tak wyolbrzymić jego wady, tak nacechować jego potknięcia celowością wymierzoną przeciwko tobie, że każdemu by opadał…
– Ja tak nie robię.
– No ty masz tylko jedno wówczas w głowie.
– Niby co?
– Zniszczyć zdjęcia, wykasować zdjęcia i wiadomości, i numer telefonu, żadnych pamiątek, nawet Alfredo się oberwało i musiał spać na klatce schodowej…
– Alfredo do tego nie mieszaj.
– No, Wioletta, co jest winien drewniany pingwin, że Americo nie pisze, nie prosi o spotkanie, nie daje żadnej oznaki, że tęskni?
– Nie tęskni, bo mu na mnie nie zależy.
– Taka jesteś tego pewna?
– Oczywiście – burknęłam i dodałam: – Przecież gdyby było inaczej, toby napisał czy dał jakikolwiek znak, że mu na mnie zależy, no, że tęskni, a on…
– A on zachowuje się tak jak ty, czyż nie?
– To nie ja wstawiłam zdjęcia z jakąś laską.
– No fakt, ale może tęskni inaczej.
– Rzeczywiście. Wiesz, ja myślę, że nie jestem dla niego dość interesująca i atrakcyjna, dlatego nie tęskni. Nie sądził, że będę marudzić o związku, on chciał tylko raz mnie mieć, wyszło inaczej i tego nie planował, ale i tak nie chce ze mną być na forever, a ja nagle zachciałam go na zawsze.
– Wiesz, Wiola – przerwał mi oburzonym głosem, bo temat mnie niedocenianej przez siebie samą oburza go jak nic innego na świecie – czy ty wiesz, że tak mówiąc, sama sobie ujmujesz? Dobrze, że jeszcze nie słyszę: „o, jaka ja biedna, opuścił mnie, jestem teraz samotna, jestem bezwartościowa…”.
– Bezwartościowa? Co to to nie, ale, owszem, czuję się samotna i chyba to normalne, że tak się czuję, bo niby jak mam się czuć i jak z tym walczyć? Co, mam wpaść teraz pierwszemu lepszemu w ramiona, żeby się tak nie czuć, i z tej wdzięczności, że ktoś chce ze mną spędzać czas. trwać w związku z kimś, z kim w innym przypadku nigdy bym nie była, czy co? A… a może randkować co noc z innym?
– Jak się cieszę, Wiola, że z tobą jest w miarę w porządku – zaśmiał się nagle mój przyjaciel. – To trzecie destrukcyjne zachowanie, czyli zaatakowanie siebie też nie jest ci przypisane. Ty jesteś kapitanem na statku, a nie jakimś ślimakiem wtłaczającym się do swojej skorupy, gdy tylko coś idzie nie po twojej myśli. Ty nie dasz sobie uszczknąć nic z poczucia własnej wartości i pewności siebie. Nawet Americo, ze swoim wdziękiem i poczuciem humoru, nie ma takiej siły.
– To chyba dobrze – odparłam z dumą w glosie.
– Tak, tylko jeszcze gdybyś przestała wieczorami z marzeń rodzić tęsknotę o tak silnej woni, że pachniesz nią do teraz, byłbym szczęśliwszy.
– Uzależnisz swoje szczęście od okoliczności zewnętrznych? – Starałam się być wciąż uszczypliwa.
– Tak mi się powiedziało.
– Ach, so, w takim razie nie uszczęśliwia cię przyjaciółka o spokoju duszy i zadowolona z leżenia samotnie w łóżku…
– Wioletta, ty i ta twoja przewrotność – prawie krzyknął Robert i zatrzymał się nagle, dodając: – Poczekaj, zatrzymaj się…
– Coś się stało? – chciałam jeszcze ironizować.
– Coś mnie tu kłuje – powiedział, wskazując na klatkę piersiową.
– Masz zadyszkę? – Zatrzymałam się i spoglądając na jego pobladłą twarz, z przerażenia zaczęłam go masować po plecach. – Robert, nie wygłupiaj się… Zadzwonić po pogotowie?
– Już tam byłem.
– Jak to byłeś? – wykrzyknęłam.
– Muszę usiąść.
– Okej, usiądź. Masz, napij się wody, oddychaj powoli…
– Nie bój się, nic mi nie będzie.
– Oczywiście, że się o ciebie boję. Zawsze, nawet jak latasz, to się boję, ale teraz boję się bardziej.
– No, rozśmieszaj mnie, rozśmieszaj, śmiech powoduje głębsze oddychanie.
– Tego ci potrzeba, oddychać…? – pytałam w pełni poważna zatroskanym głosem, którego chyba jeszcze nie słyszał, no bo nigdy mi takiego numeru podczas biegania, e, nawet podczas… nigdy nie wywinął. I ta automatyczna troska, wyrażona moją miną i półgłosem, tak go rozśmieszyła, że od razu nabrał kolorów. – Jesteś pewien, że nie chcesz do lekarza?
– Tak, moja pielęgniareczko, ale bieganie na dziś skończone.
– No, to zrozumiałe – powiedziałam i chciałam go mocno przytulić, ale nie zrobiłam tego ze strachu, że mu tego powietrza jeszcze bardziej zabraknie.
Pod prysznicem myślałam tylko o Robercie – o Robercie i tęsknocie, gdyby mu się coś, nie daj Boże, stało. Ale gdyby, to ja bym za nim tak tęskniła, tak uparcie, tak namolnie, tak świadomie, tak wytrwale, tak, jakby ta tęsknota miała sprawić, że on przede mną stanie, że przyjdzie, że się uśmiechnie, że będzie ze mnie drwił i ja mu na to pozwolę, żeby tylko był. I chociaż wiem, że ta tęsknota byłaby destrukcyjna, wyniszczająca mój umysł, duszę i ciało, to i tak bym za nim tęskniła… Może czas, czas i dalsze życie coś by wskórały – hm, raczej nie. Okiełznanie tej emocji jest czasochłonne, ale początek tkwi w nas, bo chyba zawsze wszystko zaczyna się od decyzji – od decyzji, co zrobimy z tym przemijającym czasem i jakiej jakości życia chcemy, będąc jeszcze owładnięci tęsknotą. Robert kocha mnie, jestem jego najserdeczniejszą przyjaciółką i wiem, że chciałby, abym żyła najpiękniej, jak potrafię, nawet gdyby go obok mnie nie było, nawet gdy tęsknię za Americo.
Wioletta Klinicka
Dziś posłuchałaś dyskusji na temat zdrowej i chorej tęsknoty, a
czytałaś już opowiadanie o Americo i jego przystojnym bliźniaku?
Jeśli nie, to kliknij w poniższy tytuł i poznaj braci, którzy mogą zawrócić w głowie, oj mogą...
O dwóch takich, co ukradli spokój Wioletty
Po sielankowej kolacji przyszedł czas na kolejny zawrót głowy, wywołany jednym niefortunnym wypadem do Hiszpanii. Kto z tych dwojga tam pojechał i jaki to miało wpływ na ich relację dowiesz się po kliknięciu w poniższy tytuł.
W trzeciej części doszłam do wniosku, że czas opowiedzieć, jak oni się poznali i czy miłość zakłada różowe okulary w każdym wieku. Kliknij w poniższy tytuł i zaczytaj się w tej historii, bo może przeżyłaś coś podobnego, i opisuję właśnie twoje emocje?
Czy na schodach wymieszało się pożądanie z miłością od pierwszego wejrzenia?
Gdybym miała kiedykolwiek obrazić się na Roberta, to właśnie tego dnia i z tego powodu. Wiesz, jak nazwał kobiety? Normalnie przegiął, ale cóż może miał swój powód? Oceń tą sytuację sama klikając w poniższy tytuł.
Jak oczekiwania zniszczyły związek
Czasami piszę, pomijając Roberta. Książka |Americo, mój chłopak z poddasza | miała być bez jego sarkastycznych uwag i szarmanckich gestów, ale on zaprotestował, niemalże się obraził i co miałam począć. Zaczęłam go wtajemniczać w świat pary z pogmatwanymi charakterami. Ale pierwszą wersję również możesz czytać na moim blogu, i to całkowicie za darmo. Kliknij tylko poniższy tytuł i relaksuj się poprzez zaczytanie.
Od teraz, w każdą środę nowy odcinek, raz z udziałem Roberta, a raz w innej wersji.
Baw się, relaksuj i dyskutuj z nami.
Piszę dla kobiet 35 plus, bo jesteś tego warta!
Dziękuję za Twoją obecność,
Wiola
Wioletta Klinicka
© 2023-2024 Wioletta Klinicka.
Realizacja Najszybsza.pl